Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Skąd taka odmiana? Dzisiaj schodzicie z toru uśmiechnięte, a po półfinale była gorąca atmosfera. Napisałaś nawet na Facebooku: "Myśmy startu nie przegrały na lodzie. Myśmy go przegrały znacznie wcześniej. Myśmy go przegrały w szatni... Spędziłyśmy za mało czasu na budowaniu mocnego zespołu. Na budowaniu zaufania, współpracy i pełnego oddania". Natalia Czerwonka: Dwa dni temu, jak na siebie byłam bardzo zdenerwowana. Nigdy przez cztery lata, jakie minęły od igrzysk w Soczi, nie byłam tak zdenerwowana. Ostatnie dwie doby były ciężkie dla mojej głowy i cieszę się, że skończyłyśmy bieg drużynowy pozytywnym akcentem. Przedwczoraj zareagowałam emocjonalnie, tak jak każdy na moim miejscu by zareagował. Może za bardzo mnie poniosło, ale i tak schowałam w sobie tyle emocji, przemilczałam tyle spraw. Te lata były dla mnie bardzo trudne. Dzisiejszy występ daje mi dużo nadziei i pozytywnych emocji. Komunikowałyśmy się, sprawdzałyśmy, czy jedzie koleżanka. Jak któraś z nas słabła, to mówiła: "poczekaj". Wiedziałyśmy, że jedziemy szybko, ale też nie było potrzeby podkręcania tempa. Cztery sekundy przewagi nad rywalkami to było bardzo dużo. Czyli przedwczoraj zabrakło atmosfery zespołu? - Nie będę komentować, bo już za głośno o mnie. Jestem osobą, która potrafi być liderką, scalać drużynę. Karolina Bosiek, która dzisiaj z nami pojechała po raz pierwszy (w miejsce Katarzyny Bachledy-Curuś - przyp. red.), z pewnością to czuje. Miałaś moc, bo pchałaś Karolinę od tyłu, gdy słabła. - Gdyby to był bieg na jeszcze lepszy czas, to Karolina by zeszła ze swojej zmiany wcześniej. Zapisuję wynik 3:03 jako nasz wyjściowy. Mamy cztery lata do kolejnych igrzysk, aby go poprawić. Jeśli w każdym roku urwiemy trochę ponad sekundę, to będzie dobrze. Czyli jesteście w stanie zejść poniżej trzech minut? - Spokojnie. Jest bardzo dużo rzeczy do dogrania, mnóstwo treningów przed nami. Wszystko jest w rękach związku. Ty jesteś największą wygraną polskich panczenów na tych igrzyskach? - Nie mówmy ostatniego słowa. Jeszcze bieg masowy, bieg mężczyzn na 1000 metrów, a super prezentuje się Sebastian Kłosiński. Będę za niego mocno trzymała kciuki. Tak naprawdę grupa sprint, wspaniała, miała ogromnego pecha (Artur Nogal na starcie wyścigu na 500 m zaliczył upadek - przyp. red.). To są zawodnicy, którzy są przygotowani na bardzo wysokim poziomie i pokazywali to w Pucharze Świata. Tu przyczepiło się do nich fatum. Mam nadzieję, że Sebastian to odwróci, a Luiza Złotkowska i Konrad Niedźwiedzki wspaniale pokażą się w biegu masowym i mam nadzieję, że to moje dziewiąte miejsce nie będzie najlepszym, jakie przywieziemy z igrzysk. Czy coś poza torem łyżwiarstwa szybkiego Oval Arena będziesz chciała obejrzeć na IO? - Jutro będę trzymać kciuki za jadącego na krótkim torze Bartka Konopkę, z którym razem trenowaliśmy od maja. To mój kolega z teamu, wczoraj pokazał, że jest mocny. Później mam w planie kibicować Sebastianowi Kłosińskiemu na 1000 metrów. I najważniejsza jest dla mnie Luiza Złotkowska w starcie masowym. Wierzę, że Luiza pokaże pazury. Jutro mam zaplanowany też trening rowerowy, bo mój sezon się jeszcze nie kończy. Czekają mnie MŚ w wieloboju, które zostaną zorganizowane w Amsterdamie, przed 40-tysięczną publicznością. Atmosfera będzie niesamowita, a później czeka mnie finał PŚ w Mińsku. Mimo 29 lat na karku czuję, że mogę jeszcze coś osiągnąć i mam nadzieję na dalsze postępy! Rozmawiał w Oval Arena Michał Białoński