"Armia Piękna", bo tak nazywa się grupa, rozpoczęła dzień od wizyty w hali, gdzie o medale walczyły łyżwiarskie pary sportowe. Swoim osobliwym show wspierały rodaków Tae Ok Ryom i Ju Sik Kima, którzy w programie dowolnym spisali się gorzej niż w krótkim i spadli z 11. na 13. lokatę. Jeszcze przed pojawieniem się na tafli najlepszych duetów cheerleaderki z Północy opuściły trybuny, by przenieść się na stadion narciarski, gdzie w biegu na 10 km technika dowolną rywalizowała Yong Gum Ri. Była 89. na 90 sklasyfikowanych. Wieczorem z kolei zameldowały się w hali hokejowej na meczu reprezentacji gospodarzy z Czechami (1-2). Niezwykle równy taniec, głośny śpiew i synchroniczne ruchy, m.in. wymachiwanie flagami, robiły wrażenie na reszcie publiczności. Do tego wszystkie dziewczęta podobnego wzrostu, tak samo ubrane, z niemal identycznymi fryzurami. Wizyta cheerleaderek z Korei Płn. to jeden z symboli ocieplenia stosunków między zwaśnionymi i podzielonymi od dziesięcioleci państwami koreańskimi. W trakcie ceremonii otwarcia igrzysk sportowcy z obu krajów maszerowali wspólnie pod białą flagą z konturem Półwyspu Koreańskiego. W Pjongczangu wystąpi łącznie 22 zawodników z Korei Północnej, w tym 12 hokeistek, które utworzyły jedną drużynę z zawodniczkami z Południa. Do Soczi cztery lata temu nie wysłano żadnego. Odbywająca się pod hasłem "Igrzysk Pokoju" impreza to odwilż w relacjach między władzami obu państw koreańskich i gesty, których trudno było oczekiwać jeszcze kilka tygodni temu. W inauguracji igrzysk uczestniczyła siostra północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una - Kim Jo Dzong. To pierwsza przedstawicielka panującej dynastii Kimów, która odwiedziła południowego sąsiada. Wraz z prezydentem Korei Płd. Mun Dze Inem obserwowali mecz hokeja kobiet z udziałem koreańskiego zespołu.