Po dotychczasowych startach na IO w Pjongczangu na nasze biegające z karabinami na plecach dziewczyny wylała się fala krytyki. A Weronika, która - pewnie błędnie - postanowiła się udzielać w mediach społecznościowych, została oblana wiadrem pomyj wyzwisk i wulgaryzmów, pod wpływem których puściły jej nerwy. Nasze zawodniczki chciały pokazać charakter w ostatnim olimpijskim starcie i to się im udało w sztafecie 4x6 km. To było pięć minut polskiego biathlonu, wbrew temu, że teraz, dochodząc do siebie w wiosce olimpijskiej, Nowakowska i spółka czują się pewnie przegrane. Zaczęło się spokojnie. Na pierwszej zmianie Monika Hojnisz dobierała na strzelnicy tylko dwa razy, przyprowadziła polską ekipę na siódmym miejscu. - Biegowo czułam się dobrze, trzymałam się czołówki, więc jestem zadowolona. Szkoda, że z wiatrem nie poradziłam sobie na strzelnicy, ale ostatecznie było chyba dobrze - komentowała Hojnisz. Po niej Magdalena Gwizdoń, która rozbudziła nasze nadzieje. Biegła jak natchniona, strzelała jak z kałasznikowa i przyprowadziła ekipę na trzecim miejscu, choć stawka na drugiej zmianie u konkurencji była mocna (m.in. u Włoszek Dorothea Wierer). - Loteryjne warunki to jest szansa dla nas, byle się nie zmieniły na naszą niekorzyść - komentowała bieg koleżanki, stojąc przy nas na mecie Hojnisz. Kilka minut później, dziarsko krocząc, pojawiła się przy nas Gwizdoń. - Koniec kariery? Nie myślę o nim. Będę startować w przyszłym sezonie i decyzję o tym zamierzam podejmować z roku na rok - zaznaczyła uśmiechnięta góralka spod Cieszyna. Po takiej, życiowej zmianie, nawet w wieku 38 lat człowiek nie chce słyszeć o kończeniu przygody ze sportem. Po niej Krystyna Guzik zrobiła coś jeszcze bardziej niebywałego! Przyjęła ryzykowną taktykę: strzelała bez długiego celowania, na szybko. Pudłowała, dobierała, ale robiła to na tyle szybko, że nawet mimo konieczności pokonania karnej rundy dała Polkom prowadzenie! Twitter oszalał, wszyscy rzucili się przed telewizory i zaczęli dociekać ile strzałów i kilometrów zostało do końca. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co wyświetla tablica wyników: 1. Polska 2. Słowacja + 19 s. 3. USA + 21.4 4. Szwajcaria +26.3 Trener Polek Tobias Torgersen nie cieszył się do końca. - Miałem mieszane emocje. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do prowadzenia w tak zaawansowanej fazie biegu. Lepiej jest atakować niż bronić - wyjaśniał. Weronika Nowakowska obiecała, że falę hejtu, jaka się na nią wylała po słynnej już filmowej odezwie do nienawistników (W d... byliście, g... widzieliście") przekuje na złość sportową. Biegła nieźle, ale strzelała słabiej. Właśnie na strzelnicy uciekł nam medal. W pozycji leżącej dwa pudła, później, w pozycji stojącej liczyliśmy na cud. Ale Weronika strzelała, pudłowała, dobierała aż trzy razy. Aż przypomniał mi się wers "Reduty Ordona": Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal! Nabij! Bo na mecie, gdzie czekaliśmy na Weronikę, to strzelanie wlokło się, jakby trwało godzinę. My czekaliśmy, a inne drużyny z tego korzystały. Zwłaszcza Szwedki, które przyprowadziła Hanna Oeberg i postawiła na atakujące, szybkie strzelanie, bez dłuższego celowania. Udało jej się wybiec na trasę za Białorusinką Darią Domraczewą i Francuzką Anais Bescond, którą wyprzedziła na trasie, zdobywając srebrny medal. Wraz z niecelnym strzelaniem Nowakowskiej traciły prowadzenie, a później kontakt z czołówką. Po pierwszej wizycie na strzelnicy "Biało-Czerwone" były trzecie, a później spadły na siódme miejsce. O ile Gwizdoń rozmawiała z nami długo i była uśmiechnięta, o tyle Krystyna Guzik wylała na nas złość sportową po straconym medalu: - To wszystko przez was dziennikarzy - wydusiła przez zęby i na nic zdały się próby zatrzymania ją, jakie wykonał attaché prasowy Henryk Urbaś. Trudno było mieć do niej pretensje. Tak reagują często sportowcy w emocjach, po porażce - stosują odpowiedzialność zbiorową. Chyba nikt z nas zgromadzonych na mecie w Alpensia Biathlon Centre nie miał pretensji. Zacytowana wyżej "Reduta Ordona" upadła, przegrała też Weronika i jej koleżanki, ale podobnie jak mickiewiczowski poemat dodawał otuchy Polakom przez pokolenia, tak teraz polski biathlon za cztery lata może wrócić mocniejszy. Ten zespół ma przecież potencjał, choć czeka go przemeblowanie, odmłodzenie. Wielka szkoda, że na ukoronowanie kariery Nowakowska nie sięgnęła po brązowy medal. Weronika poświęciła dotychczasowe życie, czas swój i rodziny biathlonowi. Chociażby z tego powodu zasłużyła na lepsze zakończenie tej przygody niż siódme miejsce sztafety na igrzyskach. Weronika była pogodzona z losem, załamana. - Wybroniłam się przed rundami karnymi, ale moje strzelanie nie tak miało wyglądać . Tak wiało, że w pozycji leżącej powinnam chyba zrobić korektę, będę o tym rozmawiać jeszcze z trenerem. Na stójce byłam pewna, że pierwszy strzał trafiłam, a go spudłowałam. Nikt nie chciał biec na ostatniej zmianie, musiałam to dźwignąć. Zrobiłam to jak potrafiłam, ani ja ani kibice nie będą zadowoleni - kręciła głową. - Miniony tydzień kosztował Weronikę sporo emocji, utratę energii. Nie znam polskiego, wiem tyle, ile mi przetłumaczono, ale według mnie Weronika nie zasłużyła na takie ataki - podkreślał norweski trener biathlonistek i dodał, że chciałby mieć Nowakowską w kondycji mentalnej sprzed tygodnia. - Gdybyśmy biegły w okolicach dziewiątego miejsca, to byśmy się cieszyły z siódmego. Ale prowadziłyśmy... - porównywała Weronika Nowakowska. Reasumując występ polskich biathlonistek w Pjongczangu, najlepiej wypadła Hojnisz, która była szósta w wyścigu ze startu wspólnego. - W igrzyskach podoba mi się najbardziej to, że ktoś niespodziewany zdobędzie medal. Bo jeśli wygrywają faworycie, tak jak np. Martin Fourcade, to on sobie po prostu księguje dziesiąty medal - podsumowała Monika Hojnisz. Z Alpensia Biathlon Centre Michał Białoński