Jak to się stało, że wszyscy najlepsi polscy eksperci od skoków, włączając w tę grupę: Adama Małysza, Kamila Stocha, Marka Rudzińskiego i Igora Błachuta z Eurosportu, czy Włodzimierza Szaranowicza i Przemysława Babiarza z TVP, doznali zbiorowej halucynacji? Nie tylko oni, bo pozostali dziennikarze w Pjongczangu także byli pewni, że pierwszym i drugim skokiem Stefan Hula wywalczył sobie medal. Nie złoty, ale medal. Przeliczniki wiatru uznały jednak, że "Stefanek" wylądował na piątym miejscu.Fakt, nasz zawodnik nie doleciał do zielonej kreski, oznaczającej mistrzostwo olimpijskie, ale lądował metr, może dwa przed nią. Dostał dobre noty od sędziów, po 19 pkt.- Wiatr 1.8 m/s pod narty - ogłosił Marek Rudziński na antenie Eurosportu, gdy Stefan dojeżdżał do progu. Komentatorzy mają podgląd "na żywo" na wiatr. W wynikach oficjalnych, przy drugim skoku Huli zapisano jednak podmuch o sile 2.28 m/s, co oznaczało największe odjęcie punktów z całej czołowej piątki zawodników: aż 18.2 pkt.- Gdy skakał Stefan, dostawałem informacje przez radio od trenerów stojących na górze, że wiatr cichnie. Na jakiej zasadzie oni odjęli Stefanowi aż tyle punktów?! - dziwił się Adam Małysz, po czym dodał słynne: "Nic, tylko się wkur... i ich wszystkich rozpierniczyć".- Po skoku Stefana Huli byłem pewny, że mamy srebrny medal. Nie wiem kto i jak liczył te punkty. Uważam, że Stefan nie miał takich warunków, by odjąć mu aż tyle punktów - dziwił się Kamil Stoch.Nieważne, czy ten wiatr faktycznie wzmocnił się na tyle istotnie, by odjąć Huli aż 18.2 pkt, czy ktoś z sędziów popełnił błąd. Nikogo nie posądzam o złe intencje. Dla mnie najważniejsze jest, że Stefan Hula i tak jest moralnym mistrzem olimpijskim. Po takich zawirowaniach, z wlekącym się w nieskończoność konkursem, z przeliczaniem punktów w nieskończoność, on podchodzi do nas i mówi: - To były udane zawody, zająłem bardzo dobrą lokatę. Na resztę nie mam wpływu i nie chcę się tym zajmować. Po co się złościć? W niczym mi to nie pomoże - ogłosił skoczek.Czuję się trochę tak jak po meczu Austria - Polska na Euro 2008, gdzie zwycięstwo zabrał nam rzut karny podyktowany w doliczonym czasie gry. Sędzia Howard Webb odgwizdał go, choć nie musiał. Owinięty palec Mariusza Lewandowskiego wokół piłkarza Austrii, wystarczył mu za pretekst do odgwizdania "jedenastki".Tym razem sędziowie mogą się schować za wiatrem, gdy niesprawiedliwie spychali z podium Hulę. Mogą też powiedzieć: "Gdyby Stefan doleciał do zielonej linii, nie mielibyśmy wyjścia".Pokora, skromność, wytrwałość Huli są zadziwiające. Przez tyle lat był wyśmiewany, wytykany palcami, uznawany za nieudacznika. Jeszcze rok temu zaliczył upadek na przedolimpijskiej próbie w Pjongczangu.- Obiecałem sobie wtedy, że wrócę silniejszy - zdradza.I dzięki ciężkiej pracy udało mu się.Rozmawia pod skocznią z dziennikarzami, ale gdy widzi, że nadszedł Kamil Stoch, przerywa i mówi: "Przyszedł Kamil", po czym odsuwa się na bok. Cały Stefan.Stoch zresztą ceni go niesamowicie. Nazywa go bratnią duszą. I nie ma się co dziwić.Hula to zawodnik ułożony i ukształtowany, poważny człowiek. Przykładny mąż i ojciec dwóch córek, z których druga urodziła mu się pod koniec marca ubiegłego roku. Z okazji jej narodzin opuścił kończące cykl Pucharu Świata w Planicy.Stefan Hula pokazuje, że w sporcie nigdy nie jest za późno na szczyt formy. Cztery miesiące temu stuknęło mu 31 lat, a on dopiero w tym sezonie skacze jak natchniony. Wychodzi z cienia.Być jak Stefan, Stefan Hula - oto jest wyzwanie! Dla każdego z nas. Z Pjongczangu Michał Białoński