Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Konkurs marzeń, trudno wyobrazić sobie wyższy poziom, większe emocje i złoty medal! Adam Małysz, dyrektor polskich skoczków: Dokładnie! Te emocje były bardzo długo. Kamil po skoku stał na dole, a cały czas nie było widać, jakie dostał punkty. To było wręcz przerażające. Czekaliśmy, czekaliśmy, wiedząc, że do zielonej kreski brakowało mu około pół metra . Ale ta kreska jest przewidziana na noty 18 punktów, więc jeśli Kamil osiągnął noty po 19 i 19,5 pkt, więc wiedzieliśmy, że szansa jest. Medal był pewny, tylko jaki? Wellinger skoczył bardzo dobrze, warunki mu w tym pomogły, a po skoku Kamila czekaliśmy, aż się doczekaliśmy! Trener Niemców Schuster wskoczył na asystenta po skoku Wellingera, pewni byli złota i pewnie są rozczarowani? - Z jednej strony tak, a z drugiej mają drugi medal tego skoczka, więc nie mogą być bardzo rozczarowani. Taki skok Kamila, to był skok na złoto. Liczyły się warunki i forma Kamila. Metry nie były aż tak dobre, jak Wellingera, ale też oddany w dużo słabszych warunkach. Myśmy musieli przełknąć goryczy porażki na średniej skoczni, choć było bardzo o to trudno, więc teraz niech to zrobią Niemcy. Długo trwała feta? - Niezbyt, choć udało nam się przemycić do wioski piwo. My trochę z trenerami posiedzieliśmy. Skoczkowie dostali też po piwie, żeby na rozluźnienie wypili. Zresztą Piotrek Żyła zdążył już się tym pochwalić publicznie. Po jednym piwku poszli spać. Gdyby wypili go więcej, to wpadliby w alkoholizm, ale jedno powoduje rozluźnienie i łatwiejszy sen. Oglądaj igrzyska na żywo! Zrezygnowaliście z udziału w niedzielnym treningu nie tylko Kamila, ale też pozostałych zawodników. - Trening jest przewidziany o godz. 20, ale wszyscy chcą być na ceremonii wręczania medali, bo to emocjonujący moment. Tylko Piotrek Żyła był brany pod uwagę do treningów, a te trzy skoki nic by mu nie dały. Dla niego bardziej realistyczne i lepszy jest wyjazd do Zakopanego, czy Wisły i tam próba złapania czucia skakania. Kamil wykazał się niesamowitą odpornością psychiczną. - Niewielu zawodników jest w stanie wytrzymać taką presję. Kamil ma potężne doświadczenie i to jest jego wielkim plusem. Ma rytuał koncentrowania się, przygotowań, unikania nerwów, stresu. Dlatego przed jego drugim skokiem byłem spokojny, choć gdzieś mi w brzuchu "jeździło", wiem, że trenerom również. Ale i tak byliśmy w miarę spokojni. Pierwszy skok Kamil bardzo spóźnił i Horngacher był w szoku, że Kamil uzyskał wówczas taką odległość! Wydawało mu się, że przez spóźnienie skoczy ze 120 metrów! Horngacher mówi, że to tylko mistrz potrafi odlecieć z tak spóźnionego skoku. Wiemy doskonale, że Kamil w każdym skoku spóźnia odbicie. Pytanie tylko jak bardzo. Raz tylko, w Zakopanem Kamil odbił się za wcześnie i trenerzy byli w szoku, bo to się u niego nie zdarza. Rzadko trafia, a co dopiero odbić się za wcześnie. Śmialiśmy się jednak, że jak ma zdobywać mistrzostwo olimpijskie, niech lepiej spóźnia (śmiech). Kamil mówił nie tylko o żonie Ewie, Bogu, ale też o wsparciu was - całego sztabu. Sam wiesz po sobie, że bez profesorów Żołądzia i Blecharza nie zrobiłbyś takiego postępu. - Teraz chłopaki mają zdecydowanie lepiej. Każda osoba w sztabie jest odpowiedzialna za inną dziedzinę. Za moich czasów rzeczywiście był profesor Żołądź i doktor, a teraz już profesor Blecharz. Ale oni mieli trochę inną specyfikę. Żołądź robił to, co profesor austriacki dla nas. Jasiu Blecharz był psychologiem, w tej ekipie też był Kamil Wódka i inni psychologowie. Skoczkowie nauczyli się z tego korzystać, pracują indywidualnie z psychologami. Zresztą Stefan Horngacher jest świetnym psychologiem. Skoczkowie zawsze czekają na to, co Stefan powie. Gdy ktoś prosi mnie o wywiad z Kamilem, Stoch odpowiada: "Spytaj Stefana Horngachera, co on na to powie. Jeśli powie OK, to pójdę". Rozmawiał w wiosce olimpijskiej Michał Białoński