Żyła w tym sezonie nie błyszczy. W ostatni weekend w Zakopanem z trudem zakwalifikował się do konkursu indywidualnego, w którym zajął 28. miejsce. W konkursie drużynowym nie wystąpił. Nasz skoczek znalazł się w składzie na igrzyska olimpijskie, ale w tym momencie wydaje się być "tym piątym", który może oglądać konkursy w Pjongczangu z trybun. Małysz widzi jednak światełko w tunelu. - Jego wyniki na treningach, na testach są bardzo dobre. Więc widać, że to jest jakiś błąd techniczny, który popełnia już na rozbiegu. Później nie ma tego odbicia - tłumaczy dyrektor reprezentacji. - Piotrek jeszcze na imitacji przed konkursem skacze "bomby" takie, że matko jedyna. Nigdy w takiej formie nie był "na sucho" - podkreśla Małysz. - Później przychodzi skocznia. Może też to, że tu jest Polska, większa presja, to powoduje, że go spina. Chce, ale nie wychodzi tak, jak trzeba - dodaje. - Po Zakopanem emocje opadną. Piotrek ma szansę jeszcze w Willingen. Jestem przekonany, że się podniesie. Czasem to jest po prostu tak (pstryknięcie palcami) i zawodnik jest tam, gdzie powinien - Małysz ma nadzieję, że Żyła w końcu "załapie". Przed zeszłorocznymi mistrzostwami świata w Lahti nasz skoczek też nie był w najwyższej formie. Wtedy "nosa" miał Horngacher, który nie chciał słyszeć o zrezygnowaniu z Żyły w konkursie drużynowym. Wręcz denerwował się, gdy ktoś mu to sugerował. Jest szansa, że Żyła wróci do formy i sztab szkoleniowy będzie miał przyjemny ból głowy, odnośnie ustalenia składu na olimpijską drużynówkę. - Mam taką nadzieję - podsumowuje Małysz. Michał Białoński, Waldemar Stelmach