Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Gratulacje, powinieneś być zadowolony: trzecie miejsce w tak silnej stawce, to dobry prognostyk przed sobotnim konkursem. Dawid Kubacki: - Nie za bardzo jest czego, bo to były skoki treningowe. Treningowe? Kwalifikacje to już coś poważniejszego, są nawet biletowane. - Dla mnie kwalifikacje to też jest trening. Wygląda na to, że czujesz tę skocznie. Czujesz się na niej jak na swoim obiekcie? - Ale w jakim sensie? W takim, że możesz tu na przykład zdobyć medal. - Po to trenuję, żeby walczyć o medale. Czy go zdobędę, to nie wiem, to się okaże za dwa dni. Z jednej strony każda skocznia jest troszeczkę inna, a z drugiej taka sama, bo w skokach zasady zawsze są te same: oddając dobre skoki można się liczyć z tym, że one będą dalekie i ja się tej koncepcji trzymam. Wiem, co mam robić na skoczni i to jest dla mnie najważniejsze. Czasem jednak sami niektóre skocznie bardziej lubicie, a inne mniej. Jak jest z tą mniejszą w Pjongczangu? - Jest OK, nie ma czegoś takiego, żebym jej nie lubił. A jest podobna do którejś z cyklu Pucharu Świata? - Ciężko mi porównać, bo w Pjongczangu nie oddałem zbyt wielu skoków. Nie przypominam sobie identycznej w porównaniu do tej. Cały czas skokami kręcisz się w ścisłej czołówce. Forma rośnie? - Pracuję nad tym, ale zawsze jest coś do poprawy. Trener nigdy nie powie zawodnikowi, że wszystko jest dobrze. Cały czas pracuję nad sobą, każdy skok to jest praca. Nie ma czegoś takiego, że wychodząc na skocznię mogę zamknąć oczy, uciąć sobie drzemkę i na pomyśleć, że na dole i tak będzie OK. To jest cały czas praca i każdy element trzeba doskonalić, delikatnie pilnować. Na małej skoczni spore znaczenie mają noty za styl, a te w Twoim wypadku są już coraz wyższe. - Dużo pracy w to włożyłem w ostatnich dwóch-trzech latach, ale dzisiaj podczas kwalifikacji jednak tego nie udowodniłem, bo jednak lądowanie było koślawe. To byłe jednorazowy błąd. Chciałem ten skok jeszcze bardziej "pociągnąć" i nie do końca zdążyłem się złożyć do lądowania, było trochę koślawo, ale nie będzie mi to zaprzątało głowy, bo wiem, że potrafię dobrze lądować. W kwalifikacjach było chyba bardziej sprawiedliwie z wiatrem niż w serii próbnej, gdy czołówka Norwegów dostała wiatr pod narty? - Nie śledziłem całych kwalifikacji, z wiadomych przyczyn, ale wydaje mi się, że było równo, jak najbardziej sprawiedliwie. Co jest największą wadą skoczni? - Sama skocznia nie ma wad, ale czasem trochę wieje i jest zimno. Co oznacza dla waszego sprzętu ziąb i lodowaty wiatr? - Nic szczególnego, w takich warunkach trzeba się bardziej pilnować. Wiadomo, że ciepło trzeba trzymać. Mamy na to swoje sposoby i radzimy sobie z tym. A ogólnie jak ci się sam obiekt podoba i wioska olimpijska. Czy to wszystko spełnia Twoje oczekiwania, czy je przerasta? - Skocznia bardzo mi się podoba, pamiętam ją jeszcze z 2007 roku, tyle, że wówczas byłem tu w lecie. Tu jest naprawdę ładnie. A jeżeli chodzi o wioskę olimpijską, jest z grubsza standardowo. Jest parę dziwnych rzeczy. Na przykład co? - Całe pokoje zabezpieczone jakąś dyktą, ale wiadomo, że później będą chcieli to wszystko sprzedawać, więc zależy im na tym, by wyglądało jak nowe. Czy późna pora rozegrania konkursu jest przeszkodą? Cały dzień będziecie musieli na niego czekać. - To nic nowego, już nie raz mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Zresztą, jak widać, nie jest to coś, co by nam przeszkadzało skakać. Normalny czas roboczy, że tak powiem. Przychodzimy jak do pracy i wykonujemy swoje, niezależnie od tego, jaka jest pora dnia. Jak przebiegła aklimatyzacja? - Sprawnie, nie ma z tym żadnego problemu. Zasypiam w nocy, a budzę się rano. Rozmawiał i notował w Pjongczangu Michał Białoński Oglądaj igrzyska na żywo!