Szybko zwrócił na siebie uwagę trenerów. Już jako zawodnik Siemianowiczanki powoływany był do drużyn reprezentacyjnych juniorów. Grał tam obok takich asów, jak: Lubański, Wilim, Marx, Kowalik, Hausner czy Szołtysik. Nie pojechał wprawdzie jako nastolatek do Portugalii w 1961 roku, kiedy to zespół pod wodzą trenera Władysława Stiasnego zdobył na turnieju UEFA do lat 18 srebrny medal (miał wtedy ledwie 16 lat), ale nie przeszkodziło mu to w rozwoju. Miał być napastnikiem Co ciekawe, pochodzący z Siemianowic Śląskich piłkarz, który przez kibiców kojarzony jest ze świetną grą w linii pomocy, swoją przygodę z piłkarskim boiskiem zaczynał od... środka obrony. Potem występował w... ataku. Właśnie jako napastnik trafił do silnego wtedy Ruchu Chorzów. Było to w 1963 roku. Tak wspomina go Eugeniusz Lerch, jeden z najlepszych napastników w historii naszej ligi, który na swoim koncie ma 107 bramek w Ekstraklasie i jest legendą zarówno "Niebieskich", jak i ROW-u Rybnik. Lerch miał już ugruntowaną pozycję w Ruchu, kiedy trafił tam 18-letni "Zyga" Maszczyk. - Był bardzo utalentowanym zawodnikiem. Pierwotnie był desygnowany do gry w ataku, ale tam z przodu nie za bardzo mu wychodziło. Został więc cofnięty. Był niesamowicie pracowity, zdyscyplinowany taktycznie, a co mu się powiedziało, to robił i świetnie się z tych zadań wywiązywał. Biegał, wracał, był dokładny w podaniach, a do tego potrafił uderzyć z drugiej linii. Pracował jak się dało dla zespołu, do tego miał dobry przegląd sytuacji. W linii pomocy dobrze potrafił się ustawić, przewidywał co się może stać. Dzięki temu potrafił przechwycić piłkę, a potem ją dobrze zaadresować. Oceniam go bardzo wysoko - opowiada Eugeniusz Lerch, który zresztą zaprzyjaźnił się z utalentowanym zawodnikiem.