Był 23 kwietnia 2013 roku, gdy na Signal Iduna Park w Dortmundzie przyjechał Real Madryt. To "Królewscy" byli zdecydowanym faworytem batalii o finał Ligi Mistrzów. I nic nie mogło przygotować ich na to, co czekało ich wieczorem... Spotkanie nie zdążyło się jeszcze rozkręcić, a Robert Lewandowski już cieszył się z bramki, wykorzystując dośrodkowanie Mario Goetzego. Tuż po przerwie Lewandowski trafił po raz drugi, tym razem "zbierając" piłkę po nieudanym strzale Marco Reusa. Trzeci gol? Popis. Polak przestawił uchodzącego wówczas za czołowego defensora na świecie Pepe i - mówiąc językiem piłkarskim - załadował piłkę "pod ladę" Diego Lopezowi. Dzieła zniszczenia dopełniła bomba z rzutu karnego. Robert Lewandowski, jako pierwszy piłkarz w historii, zdobył cztery bramki w meczu półfinałowym Ligi Mistrzów. To chyba właśnie wtedy uwierzyliśmy, że Polska ma piłkarza, który może stanąć w jednym rzędzie z najlepszymi snajperami na świecie. Oczywiście, już wcześniej Lewandowski zdobywał z Borussią Dortmund mistrzostwo Niemiec i był w drodze po kolejny tytuł, ładując w Bundeslidze gola za golem. Na te dokonania patrzono jednak z pewnym dystansem - Polakom już wcześniej zdarzało się rozgrywać niezłe, a nawet bardzo dobre sezony w Niemczech, by wspomnieć choćby Jacka Krzynówka, Ebiego Smolarka, czy Tomasza Wałdocha. Tymczasem na naszych oczach tworzyła się prawdziwa historia - Polak w pojedynkę rozbijał w puch wielki Real Madryt, wprowadzając skromną Borussię do finału najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie.