Maldini - raz. Crespo - dwa. Crespo - trzy. Po pierwszej połowie nikt nie miał wątpliwości, że trofeum za wygranie Ligi Mistrzów 2004/2005 pojedzie do Mediolanu. - Grają w taki sposób, że dziś nikt nie da im rady - zachwycał się angielski komentator tamtego spotkania. A jednak... Po przerwie ten mecz wszedł do historii. Nie, nie wszedł, tylko z łomotem wbił się do niej razem z drzwiami. Liverpool zdobył trzy bramki i to w sześć minut! Cały wysiłek poszedłby jednak na marne, gdyby nie Dudek. Najpierw w nieprawdopodobny sposób w dogrywce obronił strzał i dobitkę Andrija Szewczenki, ale po tych interwencjach Polak tylko się uśmiechnął, jakby wiedział, że jego pięć minut dopiero nadchodzi. I nadeszło, w rzutach karnych. To tam Dudek wykonywał ruchy, które do dziś zwą się "Dudek dance", i które dzieci na podwórkach - broniąc karne - naśladują do dziś. Dudek najpierw zdekoncentrował Serginho, a później odbił strzały Andre Pirlo i Szewczenki. Dziś pewnie te karne zostałyby powtórzone, bo Polak przed strzałem wyskoczył przed linią bramkową, ale wtedy nikogo to nie obchodziło. Dudek został królem!