Nie dane mu było wystąpić w mistrzostwach świata, w mistrzostwach Europy ani na igrzyskach olimpijskich. Ale to grając z mistrzami świata przeszedł do legendy polskiej piłki nożnej. Jak Jan został "Białym Pele" W 1966 roku reprezentacja Polski wzięła udział w tournée po Ameryce Południowej. Zagrała trzy mecze - dwa z Brazylią, jeden z Argentyną. Bilans - dwie porażki, jeden remis; bramki - 3-7. Wszystkie trzy gole dla "Biało-Czerwonych" strzelił Jan Liberda. Jeden z nich, w zakończonym remisem 1-1 meczu z Argentyną na Estadio Monumental w Buenos Aires, można zobaczyć na filmiku zamieszczonym w Bibliotece Piłkarstwa Polskiego, na kanale "Łączy nas Piłka". Piękny strzał z pola karnego, z powietrza. Widać instynkt, dobrze ułożoną nogę i precyzję. Bramkarz Argentyńczyków nie miał szans. Ale Liberda został lepiej zapamiętany po golach zdobytych w spotkaniach z Brazylią. "Canarinhos" zdobyli dwa ostatnie tytuły mistrzów świata. Mieli w składzie Pelego. Po tych meczach narodził się nowy Pele - "Biały Pele", czyli Jan Liberda, który zachwycił Brazylijczyków strzelając im dwie bramki. Drugi z meczów (przegrany 1-2) został rozegrany na słynnej Maracanie. Obejrzało go 130 tys. widzów. Reprezentacja Polski nigdy nie grała przy tak licznej publiczności. Brazylijczykom Liberda dał się we znaki kilka lat wcześniej. W 1960 roku na Stadionie Śląskim olimpijska reprezentacja Polski zagrała mecz z FC Santos, klubem, w którym występował Pele. To był jedyny występ legendarnego - wówczas 20-letniego - Brazylijczyka na polskiej ziemi. Strzelił dwa gole, Santos wygrało 5-2. Liberda też wpisał się na listę strzelców. Według "Przeglądu Sportowego" najlepszym piłkarzem meczu był bramkarz Edward Szymkowiak, ale zachwycił też Liberda. Do legendy przeszła opowieść, że po tym spotkaniu sam Pele, doceniając umiejętności obu piłkarzy, chciał nieść ich na rękach. Nie zawsze chciał grać w kadrze Liberda miał wyjątkowe umiejętności piłkarskie. Wzrost (170 cm) pozwalał mu na to, żeby dobrze panował nad piłką. Ale nie ma talentu bez pracy. Pracował nad dryblingiem, techniką od dziecka. Uwielbiał żonglować, co zwiększało jego piłkarski arsenał. W reprezentacji rozegrał 35 spotkań, strzelił osiem goli. "W zespole narodowym od początku był jednym z zawodników najlepiej wyszkolonych technicznie i najbardziej bramkostrzelnych. Warunki fizyczne miał przeciętne, jeśli nie powiedzieć słabe, ale nadrabiał to ruchliwością, sprytem, inteligencją w grze" - czytamy na oficjalnej stronie klubu Liberdy Polonii Bytom. Już w kadrze juniorów sprytnego napastnika chwalił Kazimierz Górski. Z Górskim pracował już pod koniec swojej kariery w kadrze. W reprezentacji prowadzili go m.in. Ryszard Koncewicz, Michał Matyas, Tadeusz Foryś, Antoni Brzeżańczyk. Zadebiutował w Hamburgu, w meczu z RFN, w którym niespodziewanie Polska zremisowała 1-1. Ostatni mecz rozegrał w 1967 roku, w eliminacjach do igrzysk olimpijskich w Meksyku z ZSRR (0-1). Przed tym spotkaniem wywołał skandal. Nie stawił się na czas na zgrupowanie, bo nie zdążył odebrać zamówionego Forda Ttaurusa. Miał zostać zdyskwalifikowany, ale poprosił o pomoc I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Edwarda Gierka. Komunistyczny władca Śląska wyprosił o łaskę dla jednego z najlepszych wówczas śląskich piłkarzy. Po latach Liberda wspominał, że wiele meczów w reprezentacji odpuścił. Miał dość cwaniactwa działaczy, dziwnych układów. Czasami zakładał na zdrową nogę gips, by tylko nie dostać powołania.