Odpowiedzialny za snowboard i narciarstwo alpejskie wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego Marcin Blauth jest zadowolony z tego, że w obu dyscyplinach biało-czerwoni osiągnęli najlepsze od lat wyniki na igrzyskach olimpijskich. Marcin Blauth, wiceprezes PZN, ocenił występ Polaków na igrzyskach w Pekinie Polska Agencja Prasowa: Troje z pięciorga startujących w Zhangjiakou snowboardzistów przebrnęło przez kwalifikacje slalomu giganta równoległego. Oskar Kwiatkowski był siódmy, Michał Nowaczyk - dziewiąty, a Aleksandra Król - ósma. Te wyniki należy uznać za sukces czy jest niedosyt? Marcin Blauth: Łatwo na to odpowiedzieć: to i sukces, i niedosyt. Ale nie ma wątpliwości, że ta trójka była znakomicie przygotowana. Ola miała szansę na dużo lepszy wynik, ale miała trochę pecha, bo już w ćwierćfinale trafiła na najlepszą tego dnia Czeszkę Ester Ledecką. Wśród mężczyzn czołówka jest wyrównana, nie można mówić o tym, że ktokolwiek jest dużo lepszy lub dużo słabszy. Każdy miał szansę wygrać i widziałem po twarzach chłopaków, że chcieli więcej. Ale i tak to znakomite miejsca w skali świata. PAP: Tak jest w przypadku snowboardu alpejskiego. A co z innymi konkurencjami snowboardowymi: cross, halfpipe, skoki? M.B.: Snowboard alpejski jest dla nas kluczowy. Osiągnęliśmy jedne z najlepszych wyników od wielu lat, a to daje paliwo na przyszłość. Poza tym mamy młodzież, kilkanaście osób objętych programem wsparcia Polskiego Związku Narciarskiego. W innych konkurencjach rzeczywiście odstajemy, a wpływa na to i kwestia infrastruktury, i szkolenia. PAP: Snowboardzistów od czwartku nie ma już w Chinach. Wrócili do Polski po jednym starcie... M.B.: To jest trochę przykre, że lecieli tyle tysięcy kilometrów, żeby wystartować tylko w jednej konkurencji. Jak coś nie wyjdzie, to jest od razu koniec. Dla nas dużą szansą byłoby, gdyby dodano do programu igrzysk także slalom równoległy i prowadzone są już działania w tym kierunku. Jest duża szansa, że pojawi się on już w Cortinie d'Ampezzo w 2026 roku. Dobry dla nas byłby też team event - jeden mężczyzna i jedna kobieta. W tym bylibyśmy naprawdę bardzo silni. Pekin 2022. Wiceprezes PZN pochwali Marynę Gąsienicę-Daniel PAP: Przejdźmy do narciarstwa alpejskiego. Maryna Gąsienica-Daniel była ósma w slalomie gigancie, w tej konkurencji trzy Polki były w czołowej trzydziestce. M.B.: Takich wyników nie było nigdy wcześniej. Magdzie (Łuczak, 26. miejsce - PAP) zabrakło niewiele, żeby w tej trzydziestce była już po pierwszym przejeździe. Wtedy w drugim startowałaby wcześniej, miała lepsze warunki... Ale to oczywiście takie gdybanie. Nigdy w historii nie mieliśmy też ósmej pozycji w tej konkurencji. To świetny wynik, ale Maryna i tak była niezadowolona, bo wie, że stać ją na więcej. Wcześniej w tym sezonie trzy razy zajęła szóste miejsce w Pucharze Świata i pokazała, że należy do czołówki giganta. PAP: Udało się także po raz pierwszy zakwalifikować do rywalizacji drużynowej. Wiadomo już, kto w niej wystartuje? M.B.: To dzięki punktom zdobytym przez Marynę i Magdę znaleźliśmy się w gronie 16 drużyn, które powalczą w tej konkurencji, i to właśnie one w niej wystąpią, a Zuza Czapska jest rezerwową. Męską część zespołu stanowić będą Michał Jasiczek i Paweł Pyjas. Ten drugi dodatkowo skorzystał z kwalifikacji w team evencie, bo dzięki temu uzyskał prawo startu indywidualnie, więc w slalomie gigancie w niedzielę oraz w slalomie w środę będziemy mieli dwóch reprezentantów. Gdyby oni też zmieścili się w pierwszej trzydziestce, to byłby ogromny sukces, ale nie będzie o to łatwo. PAP: Kto wystartuje w czwartek w kobiecej kombinacji? M.B.: Nikt. Dziewczyny nie trenowały w tym sezonie zjazdu, który obok slalomu jest częścią tej konkurencji. Poza tym trasa zjazdowa tutaj jest dość zdradliwa i niebezpieczna, więc nie chcemy ponosić niepotrzebnego ryzyka. Rozmawiał w Yanqing Maciej Machnicki (PAP)