Arianna Fontana jest multimedalistką olimpijską w short-tracku. To prawdziwa królowa tej dyscypliny sportu. Na swoim koncie ma już dwa złote, trzy srebrne i pięć brązowych medali. W Pekinie sportsmenka powtórzyła sukces z poprzednich igrzysk, zdobywając kolejny tytuł mistrzyni olimpijskiej na dystansie 500 m. Teraz okazało się, że do Chin mogła wcale nie polecieć. Arianna Fontana kontra włoska federacja Łyżwiarka po zwycięstwie powiedziała szczerze o tym, jaką drogę przeszła, zanim znalazła się w reprezentacji olimpijskiej Włoch. Sportsmenka przyznała, że przedstawiciele włoskiej federacji nie chcieli jej na igrzyskach. "Kiedy dotarłam do mety, krzyknęłam. Zwykle nie krzyczę, ale to był sposób na wypuszczenie całej złości" - powiedziała zawodniczka dla AFP. Kiedy startują Polacy? - Zobacz terminarz! "Moja rodzina i ja musieliśmy przejść przez straszną sytuację. Byli ludzie, którzy mnie tu nie chcieli, nie pomagali i próbowali nawet znaleźć sposoby, abym w ogóle tutaj nie była" - dodała sportsmenka. Po swoich zwycięskich krzykach Fontana podjechała do swojego męża-trenera i gorąco go pocałowała. Był to gest interpretowany jako prowokacją w stronę działaczy. "Zobaczyłam kilku działaczy w korytarzu, nie przyszli nawet mi pogratulować. Nie czekałam też na nich, żeby łaskawie do mnie podeszli. Lepiej, by się trzymali ode mnie z daleka" - powiedziała Fontana dla Sport1.de. Czytaj też: Konrad Niedźwiedzki: Procedura mogła być bardziej cywilizowana