Therese Johaug wygrała w Pekinie bieg na 30 km. To jej trzeci złoty medal na tych igrzyskach. Ogłosiła już, że niedzielny start był ostatnim w karierze podczas igrzysk. - To moje życie od piętnastu lat. Uczestniczyłam w trzech igrzyskach olimpijskich i wiem, że dla mnie czwartych już nie będzie. Oczywiście trochę smutno jest o tym myśleć, to już ostatni raz. Na igrzyskach panuje szczególna atmosfera i nastrój, których nie ma podczas zawodów Pucharu Świata. Cieszę się więc każdą sekundą tutaj - powiedziała Johaug, cytowana przez norweski dziennik Verdens Gang. Therese Johaug i rozkład sił Przed igrzyskami w Pekinie 34-letnia Johaug osiągnęła w biegach narciarskich dosłownie wszystko z... wyjątkiem najważniejszego. Czternastokrotna mistrzyni świata nie zdobyła bowiem dotąd złotego medalu olimpijskiego w konkurencji indywidualnej. Dopiero w Pekinie osiągnęła spełnienie. Trzy złota! Najpierw wygrała bieg łączony 7,5 km +7,5 km, potem bieg na 10 km a teraz - na 30 km. Dużo dają jej konsultacje z Janem Kocbachem, naukowcem, który za pomocą czujników bada, jak biegacze narciarscy tracą i zyskują czas na trasie. Kocbach pracuje w Norweskim Centrum Badawczym NORCE, związany jest też z NTNU (Norweskim Uniwersytetem Nauki i Technologii) w Trondheim. Przebywa na igrzyskach w Pekinie. - Jan nauczył mnie niewiarygodnie dużo o rozkładzie sił i tempie - przyznaje Johaug. Naukowiec koncentruje się na znalezieniu idealnego poziomu wysiłku. Chodzi mu o to żeby Johaug biegła przez całą drogę mniej więcej w tym samym tempie, a to przecież jest trudne na trasie biegowej, która wznosi się i opada. Kiedyś Therese była znana z tego, że rozpoczynała rywalizację ostrożnie. Teraz ma już zupełnie inny sposób atakowania. Polskim kibicom Johaug będzie kojarzyła się jednak z dwóch powodów: po pierwsze - z powodu pełnej emocji rywalizacji z Justyną Kowalczyk, a po drugie - przez karę za doping. Już do końca życia będzie musiała mierzyć się z opiniami - nie tylko za granicą, ale i w ojczyźnie - według których nigdy nie będzie dobrym przykładem do naśladowania. Therese Johaug i wielka rywalizacja polsko - norweska Rywalizacja Johaug z Kowalczyk była zacięta. Norweżka jest młodsza od Polki o pięć lat. Biegaczka z Kasiny Wielkiej pierwsze punkty Pucharu Świata zdobyła w 2001 roku, Therese - w 2007. Główną rywalką Polki w tamtym czasie była inna Norweżka - Marit Bjoergen, jednak potem na pierwszy plan wyszła Johaug. W 2012 roku była jeszcze trzecia w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata - za Bjoergen i Kowalczyk. Rok później - już druga, tylko za Kowalczyk. Dwa lata później - pierwszy raz całą klasyfikację wygrała. Nigdy nie było wiadomo, która zwycięży. Kiedy w 2013 roku Polka wygrała klasyfikację PŚ, jeszcze w tym samym sezonie Norweżka potrafiła pokonać ją w Oslo, w biegu na 30 km. Na igrzyskach w Soczi kiedy Polka zdobyła złoto w biegu na 10 km stylem klasycznym, Johaug była trzecia. W Norwegii Johaug stała się autorytetem dla rodaków nie tylko w sprawach sportowych. Gdy norweski sąd skazał pewnego rolnika za głodzenie własnych zwierząt, ten usprawiedliwiał się przykładem narciarki: - Therese Johaug też jest chuda, ale dzięki temu przecież zdrowa... Therese Johaug. Wszystko przez poparzone słońcem usta Dopingowy smród będzie z Johaug już kojarzony zawsze - czy tego chce, czy nie. "Pierwszy złoty medal w Pekinie zdobyła skazana za doping Therese Johaug - napisał w nagłówku niedawnej relacji z igrzysk "The Guardian". To był rzeczywiście wstydliwy moment i rzucił się cieniem w niezwykłej karierze gwiazdy. Okoliczności zdarzenia były niecodzienne. W październiku 2016 roku Norweżka została bowiem skazana na 13 miesięcy zawieszenia za stosowanie dopingu. Nie mogła przez to wystartować na mistrzostwach świata w Lahti. Udowodniono, że w jej organizmie był clostebol, zakazany steryd o działaniu anabolicznym. Johaug nigdy nie czuła się winna. Zawsze podkreślała - wtedy i później - że nie miała o niczym pojęcia. Zawsze też twierdziła, że to wina Fredrika Bendiksena, lekarza narciarskiej reprezentacji, któremu zaufała i którego uważała go za wielkiego fachowca. Substancja miała dostać się do jej organizmu w związku z zastosowaniem - na poparzone słońcem usta - maści o nazwie Trofodermin. Podczas zgrupowania we Włoszech we wrześniu 2016 roku dostała z powodu poparzenia gorączki, przyplątała się też biegunka. Kłopoty stały się na tyle uciążliwe, że zawodniczka na kilka dni przestała trenować. Poprosiła wtedy o pomoc Bendiksena. Twierdziła, że nie zauważyła ostrzeżenia na opakowaniu maści, informującego, iż lekarstwo zawiera substancję dopingową. Poza tym była spokojna, bo lekarz miał ją zapewnić, że lek jest czysty, a to miało przytępić jej uwagę. W dodatku - co podkreślali jej obrońcy - Johaug wpisała Trofodermin na listę używanych przez siebie leków, który otrzymali urzędnicy antydopingowi WADA. To był ważny argument za wersją o zastosowaniu przez nią Trofoderminu bez złych intencji. Bendiksen wziął zresztą winę na siebie. Therese Johaug: przez wielu skreślona, wróciła mocniejsza Johaug płakała, gdy tłumaczyła się podczas konferencji zwołanej przez rodzimy związek narciarski po ogłoszeniu tej hiobowej wieści. Mimo to Norweska Agencja Antydopingowa zawiesiła ją na dwa miesiące, w ich trakcie zawodniczka usłyszała wyrok 13-miesięcznej dyskwalifikacji. To nie wszystko: Międzynarodowa Federacja Narciarska uznała, że to i tak zbyt mało i odwołała się do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu. Ostatecznie dyskwalifikacja została wydłużona do 18 miesięcy i w efekcie igrzyska w Pyongchang Norweżce przepadły, bo nie zdążyła się do nich zakwalifikować. Wiele osób bezpowrotnie ją skreśliło. Gazeta "Verdens Gang" niedługo po tych wydarzeniach, przeprowadziła sondaż wśród Norwegów. Tylko 32 procent ankietowanych uważało, że jest niewinna. Therese Johaug po odcierpieniu wróciła jednak w sezonie 2018/2019. Okazało się, że jest jeszcze mocniejsza! W 2019 i 2021 roku zdobyła mistrzostwo świata w biegach łączonych oraz na dystansach 10 km i 30 km. Nie chce już wracać do sprawy Trofoderminu. - Niech ludzie mówią co chcą, mnie to nie rusza. Jestem tym zmęczona. Nauczyłam się, żeby mieć przy sobie ludzi, którzy chcą dla mnie dobrze - stwierdziła niedawno. Therese Johaug pod tym względem ustępuje Justynie Kowalczyk Johaug z Justyną Kowalczyk już nigdy nie rywalizowała, choć to właśnie Polki najbardziej obawiała się po powrocie z dyskwalifikacji. Tak było w listopadzie 2018 roku, gdy wróciła i od razu w pierwszym starcie wygrała bieg na 10 km techniką klasyczną w Kuusamo na inaugurację Pucharu Świata. Była zaskoczona nie widząc nazwiska "Kowalczyk" na liście startowej. - Nie wiedziałam, że Polka zdecydowała się zakończyć karierę, ponieważ startowała jeszcze w lecie w różnych zawodach. Poza tym nie jestem pewna, czy wytrzyma bez rywalizacji i pewnego dnia nie pojawi się na starcie - powiedziała wtedy. Kowalczyk nie wróciła. A Johaug w sezonie 2019/20 wygrała trzeci raz w karierze Puchar Świata. Po tym względem ciągle lepsza jest Polka, która zwyciężyła cztery razy. - To, co u Therese robi na mnie największe wrażenie, to etyka pracy i fakt, ile ma energii. Ona prawie nie potrzebuje snu. Jest "turbo" w porównaniu do reszty z nas - przyznała cytowana przez VG Ragnhild Haga, młodsza koleżanka z reprezentacji i dwukrotna mistrzyni olimpijska z Pjongczang. Johaug na razie nie wie, czy po obecnym sezonie w ogóle nie skończy kariery. - Taka decyzja na pewno zajmie mi trochę czasu i nie nastąpi wcześniej, niż po sezonie 2021/22 - stwierdziła Norweżka, cytowana przez Reutersa.