Tor w Whistler był bardzo szybki i Kumaritszwili od samego początku nie radził sobie z nim najlepiej. Podczas jednego z przejazdów wypadł z sanek i przejechał spory odcinek po lodzie. Przyznawał, że się boi. Podczas ostatniej próby ponownie wypada z sanek i pędząc ponad 140 km/h uderza w stalową konstrukcję. Umiera w szpitalu, choć niektórzy uważają, że już na torze był martwy. Ta tragedia wstrząsnęła igrzyskami Dla całej gruzińskiej reprezentacji to ogromna tragedia. Wypadek rzuca się cieniem na całe igrzyska, które jednak idą dalej. Od tego momentu minęło 12 lat i ta historia ma swój ciąg dalszy.W Pekinie w rywalizacji saneczkarzy zobaczymy kolejnego gruzińskiego zawodnika i o tym samym nazwisku. I nie ma tutaj przypadku, bo Saba Kumaritaszwili to kuzyn Nodara. I zamierza wystartować, by w pewien sposób uczcić zmarłego, a jednocześnie podtrzymać tradycję dyscypliny, która dla całej rodziny jest bardzo ważna. Choć przyniosła jej szereg tragedii. Czytaj także: Sprawdź terminarz igrzysk w PekinieHistoria rodziny Kumaritaszwilich zaczyna się Aleko, który pasją zaraził swoich synów, w tym Felixa, będącego trenerem Nodara. Pierwszy z rodu zginął tragicznie w wypadku samochodowym, wracając z zawodów. Później śmierć poniósł Nodar po wypadku na torze w Whistler. Ostatnią ofiarą był Felix, który nie pozbierał się nigdy po śmierci swojego bliskiego. Pekin 2022: Bez nas ta dyscyplina umrze - Dwa lata temu w Siguldzie znaleziono jego ciało na torze. Wyglądało to tak, jakby wszedł na niego - i się zasztyletował... - mówił w rozmowie z TVP Sport Maciej Kurowski, który obecnie pracuje z Sabą.Najmłodszy z rodu Kumaritaszwilich jest na razie na początku swojej drogi, ale przyznaje, że robi wszystko, by być coraz lepszym zawodnikiem. - Chcę też uczcić pamięć Nodara. Myślę, że byłby ze mnie dumny - mówi gruziński saneczkarz w rozmowie z Jakubem Pobożniakiem z TVP Sport. - Gdyby nie nasza rodzina, saneczkarstwo w Gruzji by zginęło - dodaje, przypominając, że choćby ze względu na pamięć o Nodarze, warto dalej walczyć.