Łącznie w pojedynczych seriach konkursowych zdyskwalifikowanych było pięć zawodniczek. Obok Sary Takanashi (Japonia) i Kathariny Althaus (Niemcy) los ten spotkał także Austriaczkę oraz dwie Norweżki: Annę Odine Stroem i Silje Opseth. To rzecz jasna przekreśliło marzenia drużyny z północy Europy o olimpijskim krążku. Pekin 2022. Norweskie media piszą o "parodii" Nic dziwnego, że sytuacja jest w norweskich mediach mocno komentowana. Leif Welhaven z "Verdens Gang" w obszernym komentarzu odniósł się do zamieszania w bardzo konkretnych słowach. "Świat skoków nie może żyć z tym, że konkurs na igrzyskach został zniszczony przez chaos. Teraz ważnym jest, by dość do tego, jak mogło dojść do tej parodii" - pisze. Jak zauważył, idealnie byłoby, gdyby w tym sporcie nie chodziło o to, by analizować wymiary rzędu milimetrów, tak jak ma to miejsce obecnie.Ta sama gazeta przytacza też wypowiedź jednej z Norweżek, która były zdumiona nie tylko dyskwalifikacjami, ale też sposobami pomiaru. "Mierzono mnie w nowy sposób i wprowadzono nową procedurę" - mówiła Opseth. Jak doprecyzowała, chodziło o to, że musiała stać w zupełnie inny sposób, niż dotąd. Telewizja "NRK" cytuje z kolei wypowiedź Clasa Brede Braethena, menedżera drużyny narodowej, który nazwał wydarzenia na skoczni "surrealistycznymi". "Przepraszam w imieniu świata skoków. Przeżywa on dziś jeden z gorszych dni" - mówił.Odpowiedzialna za kontrolę sprzętu u zawodniczek była Polka, Agnieszka Baczkowska. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" opowiedziała ona o kulisach zamieszania. Jak zaznaczyła, procedury nie różniły się od tych, stosowanych wcześniej, a uchybienia były znaczące.