Powodem braku reprezentantki Polski wśród startujących w sobotę jest pozytywny wynik kolejnego testu na obecność w organizmie koronawirusa - poinformował Polski Komitet Olimpijski. Zawirowanie wokół Maliszewskiej, która była jedną z faworytek tej konkurencji, trwało od prawie tygodnia. Hotel izolacyjny opuściła dopiero w nocy z piątku na sobotę czasu lokalnego. Na stronie igrzysk przy nazwisku 26-letniej zawodniczki Juvenii Białystok, najbardziej utytułowanej reprezentantki Polski w short tracku, obecnie widnieje tylko sztafeta na 3000 m. Wywalczyła ona jednak kwalifikację olimpijską również na 1000 m i 1500 m indywidualnie. "Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co czuje Natalia. To musi być emocjonalnie nie do wytrzymania. Sytuacja jest nawet gorsza niż w przypadku kontuzji, bo człowiek wtedy także traci nadzieję i szansę na realizację marzeń, ale powód jest obiektywny. Teraz ona czuje się zdrowa, przygotowana, ale nie może wyjść na lód, żeby sprawdzić się z rywalkami" - zaznaczył Majewski. Dodał, że i tak po tygodniu izolacji w pokoju walka jak równy z równym z rywalkami byłaby nie lada wyzwaniem, a być może nawet nie byłaby możliwa. Czytaj także: Okropne wieści z Pekinu! Maliszewska nie została dopuszczona do startu"Trudno będąc przez tydzień w zamknięciu mówić o jakimś treningu. Nawet specjaliści od tej konkurencji mówią, że traci się czucie lodu, traci się niezwykle cenne w ostatnich dniach przed startem jednostki treningowe. Nie wyobrażam sobie, żebym miał wejść po dwutygodniowej przerwie do koła i rywalizować o najwyższe cele podczas zawodów" - przyznał. Podkreślił, że jednak tli się w nim nadzieja na występ Maliszewskiej na dłuższych dystansach. "To nie są jej koronne konkurencje, ale pewnie wszyscy byśmy chcieli, aby ta historia miała filmowe zakończenie. Takim niewątpliwie byłby jej powrót na innych dystansach i medal. To byłoby coś pięknego i jako były zawodnik, kibic polskiej reprezentacji oczywiście trzymam za to kciuki. Racjonalnie trudno w to uwierzyć, ale sport często nie bywa racjonalny" - podkreślił Majewski. Jego zdaniem cała otoczka igrzysk w Pekinie odbiera uczestnikom jakąkolwiek radość z tego wydarzenia, które w założeniu ma być największym świętem. "Marzę już o tym, aby zobaczyć znów igrzyska bez robotów na stołówkach, bez ludzi w kombinezonach, bez tych obrazków, których nikt by nie wymyślił przed erą pandemii. Nie startowałem na pandemicznych igrzyskach, więc trudno mi nawet jednoznacznie powiedzieć jak sportowiec czuje się w takich warunkach. Na pewno nie jest to normalna sytuacja. Gorzej byłoby jednak, gdyby igrzyska w ogóle się nie odbyły. Przecież wielu sportowców tam już startuje i w kolejnych dniach będzie walka o medale. Być może nie będzie ona ultrasprawiedliwa, ale będzie się odbywała, więc z dwojga złego lepiej igrzyska przeprowadzać, a nie zawieszać na nie wiadomo jak długi czas" - wskazał. W jego ocenie już igrzyska w Paryżu w 2024 roku mogą być znów normalne. "Oby tak było. Bo to ma być święto, a nie obrazki z robotami, kombinezami i wymazami" - zakończył.