Trzykrotny mistrz olimpijski wyrzuca sobie, że za mało daje drużynie. Osiem lat temu w Soczi, gdzie indywidualnie zdobył dwa złote medale, w zawodach zespołów skakał słabiej. Słabiej, nie znaczy słabo. W nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej tamtego konkursu Stoch był trzeci. Tylko Słoweniec Peter Prevc i Norweg Anders Bardal mieli wyższe noty. Pekin 2022. Kamil Stoch - lider z prawdziwego zdarzenia Złość Kamila była zrozumiała o tyle, że na mistrzostwach świata w Val di Fiemme rok wcześniej Polacy dolecieli do podium. W Soczi się nie udało, ale Stoch winy za to nie ponosił. Zaważył pierwszy skok Piotra Żyły, który, choć poprawił się w drugiej serii, miał dopiero 27. wynik dnia. Z notą aż o 35,5 pkt niższą od Kamila. Starczyło do czwartego miejsca drużyny. W Pjongczangu cztery lata później Stoch cisnął ze złości rękawicami o ziemię po swoim ostatnim skoku w drużynówce. Nie wściekał się długo, bo 134,5 metra starczyło do historycznego brązu. Lider walczył o srebro z Andreasem Wellingerem z Niemiec (także 134,5 m). Polska przegrała o zaledwie 3,3 pkt. Gdyby mistrz olimpijski skoczył dwa metry dalej... Czy tym razem można było zgłaszać żal do Stocha? Znów uzyskał najlepszy wynik w polskiej drużynie. Był trzeci w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej za Norwegiem Danielem Andre Tande i Wellingerem. Ogromnym wsparciem dla lidera Polaków był wtedy Dawid Kubacki, który miał czwarty wynik indywidualnie - gorszy od Kamila zaledwie o 2,5 pkt. To pokazuje, że w walce o medal drużyny nawet życiowa forma jednego zawodnika to oczywiście za mało. Stoch wyrzucał sobie jeszcze brąz drużyny podczas mistrzostw świata w Falun w 2015 roku. Do jego skoku Polska była na drugim miejscu wyprzedzając Austrię. Kamil walczył z Gregorem Schlierenzauerem będącym daleko od szczytu formy. Ale tę rywalizację przegrał, zespół spadł na trzecie miejsce. Pekin 2022. Ścisk w czołówce. Żyła i Kubacki muszą skakać lepiej Oczywiście Stoch ma prawo mieć poczucie, że mógł dawać drużynie więcej. Liczby temu przeczą. Każdy sukces zespołu wiąże się z Kamilem. Z 30 miejsc na podium w historii konkursów Pucharu Świata, Polacy wywalczyli aż 29 ze Stochem w składzie. Skoczek z Zębu stoi za wszystkimi zwycięstwami (7) i wszystkimi drugimi miejscami (12). Nie mamy drużynowego medalu MŚ, MŚ w lotach i igrzysk zdobytego bez Stocha. W poniedziałek w Zhangjiakou znów będziemy liczyć na niego. Dla polskich skoczków to ostatnia szansa medalowa w tych igrzyskach. Stoch musi się otrząsnąć po głębokim rozczarowaniu w sobotnim konkursie indywidualnym, które wywołało "morze łez" - jak sam powiedział. 34-letni trzykrotny mistrz igrzysk zrobi co w jego mocy, by pomóc drużynie. W sobotę Kubacki i Żyła nie skakali na swoim poziomie. Lepiej wypadł debiutant Paweł Wąsek (21. pozycja). Stoch był czwarty, ale w nieoficjalnej klasyfikacji zespołowej Polska zajęłaby dopiero szóste miejsce. Przegrałaby ze Słowenią, Niemcami, Austrią, Norwegią i Japonią. Strata do podium wyniosłaby jednak 24,6 pkt. To nie jest przepaść. Dla 35-letniego Żyły to być może ostatnia szansa na olimpijski medal. Dotąd na igrzyskach wypadał słabo. W Soczi odpadł po pierwszej serii konkursu na dużej skoczni. Na normalnej nie startował. W Pjongczangu był rezerwowym we wszystkich trzech konkursach. W Pekinie był w trzeciej dziesiątce na skoczni normalnej (21. miejsce), w drugiej (18.) na dużej. W konkursach drużynowych Żyła zwykle skacze świetnie. Tak było w Lahti w 2017 roku, gdy Polacy zdobywali złoto mistrzostw świata. Rywalizacja o podium w Zhangjiakou będzie zacięta, bo obok szóstki wyżej wymienionych bardzo dobrze skaczą Rosjanie. Skoczków Doleżala stać jednak na bitwę o medal. To byłaby mocna puenta tych igrzysk. Dariusz WołowskiMedal w drużynie? Te liczby mówią wieleKamil Stoch - najlepszy w historii?Karl Geiger zwrócił się do Kamila Stocha. Mocne słowa