Dziś w Pekinie Kubacki zrobił to, co tak naprawdę powinien zrobić w Pjongczangu. Cztery lata temu była wśród faworytów konkursu na skoczni normalnej. Mniejsze obiekty dają mu przewagę, bo odbicie na progu ma atomowe. Pekin 2022. Kubacki nie chce być ofiarą W Korei był w czołówce każdego treningu, ale gdy przyszedł konkurs, sędziowie puścili go w skandalicznie trudnych warunkach. - Jakby mi ktoś w locie rzucił na plecy dwa worki cementu - mówił wściekły. Nie było czasu się nad tym rozwodzić: Stefan Hula i Kamil Stoch prowadzili po pierwszej serii. Na dużej skoczni Kubacki też walczył o medal. I też nie dał rady. Pocieszeniem było dla niego podium z drużyną. Rozmawialiśmy wtedy długo z Dawidem. On jest najbardziej chętny do rozmów z dziennikarzami, sam mówi, że w ten sposób rozładowuje napięcie. - Nie mogę robić z siebie ofiary, czuć się pokrzywdzony. Nakręcać się na to, że zasłużyłem na więcej w Pjongczangu, niczego mi nie da. Mam medal i to się liczy. Co los zabrał w Pjongczangu, oddał w Seefeld, a dziś w Pekinie. Po cudownym konkursie trzy lata temu w Austrii, Kubacki został trzecim polskim indywidualnym mistrzem świata w skokach obok Adama Małysza i Kamila Stocha. Dwa lata temu Kubacki dopisał się jako trzeci po Małyszu i Stochu do listy polskich triumfatorów Turnieju Czterech Skoczni. Ale jako jedyny z tego trio nigdy nie był nazywany cudownym dzieckiem. Kariera Kubackiego to swoista ucieczka przed stereotypem. Trenerzy widzieli w nim skoczka o umiarkowanych możliwościach i nieprzeciętnej pracowitości. Zbigniew Klimowski, u którego skakać zaczynali Stoch i Kubacki, pierwszego bez wahania nazywa diamentem. - Dawid to zupełnie coś innego - dodaje. W takim samym stopniu imponował mu jednak upór, determinacja i cierpliwość pyzatego chłopca, który na treningi przynosił kanapki w plecaku. Gdzie taka pyza może jednak dolecieć? Pekin 2022. Kto przypiął skrzydła Dawidowi Kubackiemu? Ale pyza wyrosła. I nie poddawała się. Dawida na skocznię pchnęła pasja latania. - Marzyłem o unoszeniu się w powietrzu jako dziecko i dopiero później uświadomiłem sobie, że człowiek nie jest w stanie, jeśli w jakiś sposób nie przypnie sobie skrzydeł - mówił dwa lata temu. On przypina sobie skrzydła na różne sposoby. W swoim rodzinnym domu miał pracownię modeli latających. Zrobił też kurs pilota szybowcowego. Na nartach kontakt z przestrzenią jest jednak najbardziej bezpośredni. Prawdopodobnie dlatego porażki na skoczni nigdy nie były dla Kubackiego końcem świata. Choć widzieliśmy go bliskiego furii po konkursie na normalnej skoczni na igrzyskach w Pjongczangu. W kwalifikacjach miał najdłuższy skok - 104,5 m choć wyżej sklasyfikowano Andreasa Wellingera (103) i Stocha (104). Ale w konkursie sędziowie nakazali skakać Dawidowi w najgorszych warunkach wietrznych. Spadł na 88. metr. Na dużej skoczni był piąty po pierwszym skoku. Zaatakował podium. Nie wyszło. Dwa lata temu na mistrzostwach świata w Seefeld scenariusz wyglądał podobnie jak w Pjongczangu. Zaliczany do faworytów Kubacki skakał na Bergisel przeciętnie. Jakby wciąż nie był w stanie unieść presji. Na to samo zanosiło się w zawodach na normalnym obiekcie Toni-Seelos-Olympiaschanze. Po pierwszym skoku (93 m) w najbardziej szalonym konkursie w historii był dopiero 27. I nagle stał się cud. Wygrał, uzyskał aż 11,5 m więcej niż w pierwszej serii, tymczasem rywale spadali z namokniętego deszczem progu. Stojąc przy skoczni słyszeliśmy tylko pisk radości Marty, wtedy dziewczyny Dawida, dziś już żony. Brązowy Stefan Kraft powiedział wtedy, że konkurs powinien zostać odwołany, ale zwycięzcą jest akurat ten, kto powinien być. - Na normalnych skoczniach Kubacki jest najlepszy - dodał Austriak. Pekin 2022. Przeciętny junior Dawid Kubacki Kubacki szedł na szczyt inną drogą niż Stoch, mając mniej naturalnego doładowania i raczej mgliste widoki na sukces. Sam Dawid nie zgadza się z takim postawieniem sprawy. - Jakiś talent do skoków musiałem jednak mieć - mówił z uśmiechem po jednym z noworocznych zwycięstw w Ga-Pa. Piął się powoli w sportowej hierarchii. Metodą małych kroczków. Ale cierpliwie. Przecież pierwsze punkty w Pucharze Świata zdobył dopiero w szóstym sezonie startów. Na mistrzostwach świta juniorów był trzy razy, a najlepszy wynik to 31. pozycja w 2010 roku w Hinterzarten. Mistrzem został wtedy Michael Hayboeck. Wcześniej w Szczyrbskim Plesie (2009 rok) i Kranju (2006) Kubacki był w cieniu innych Austriaków Lukasa Müllera i Gregora Schlierenzauera. Gdy oni błyszczeli jak gwiazdy przyszłości, on ani razu nie przebił się nawet do serii finałowej. Natura wcale nie była dla niego niełaskawa. Jest silny, na rozbiegu osiąga wysokie prędkości. Wybija się w powietrze z dużą mocą. Przez lata kłopot polegał na zbyt wysokiej krzywej lotu. Dawid wychodził za mocno w górę, a potem zamiast szybować jak Stoch, spadał nagle na zeskok. Zaczęło się to zmieniać w 2015 roku, kiedy ówczesny trener reprezentacji Łukasz Kruczek odesłał go do kadry B. To co mogło być sportową traumą, Kubacki przekuł na swoją korzyść. Kubacki z własnej woli wrócił do pracy z psychologiem. Polski Związek Narciarski zostawił mu wolną rękę, on uważał, że coś nie gra w jego psychice. - Odporność to też kwestia pracy. Potrzeba czasu, by oswoić się ze stresem. Dawid był tego świadomy. Czuł, że potrzebuje pomocy - opowiadał Klimowski. Kubacki dodaje, że jest przeciwny regularnym spotkaniom ze swoją panią psycholog. - Kontaktuję się, gdy coś się dzieje, gdy potrzebuję rady, lub rozmowy - tłumaczył. Pekin 2022. Dawid Kubacki idzie na szczyt Maciusiak zaczął wydobywać Dawida z głębokiego impasu. W ostatnim sezonie u Kruczka Kubacki zajął w Pucharze Świata dopiero 53. miejsce. Z Maciusiakiem wskoczył na 29. pozycję i od tamtej pory regularnie się poprawiał. Aż do tej zimy, która byłą dla niego dotąd bardzo trudna. Stefan Horngacher z miejsca przywrócił Dawida do kadry A. Z nim Kubacki dokonał kolejnych zmian w technice i następnego skoku jakościowego. Ale nawet w marcu 2017 roku, gdy razem ze Stochem, Piotrem Żyłą i Maciejem Kotem zdobywał pierwszy dla Polski złoty medal mistrzostw świata w drużynie, uchodził za jej najsłabsze ogniwo. Potem rósł aż do roli lidera. Często czeski trener Michal Doleżal wystawiał go w konkursach drużynowych w czwartej grupie. Pamiętam konkurs w Zakopanem w 2014 roku. Trener kadry Łukasz Kruczek podawał skład na igrzyska w Soczi. Sporna była sprawa jednego miejsca. Kubacki, czy cztery lata młodszy, okrzyknięty genialnym dzieckiem polskich skoków Klemens Murańka? Kruczek wybrał Kubackiego, który w Soczi nie odegrał żadnej roli. Wielu z nas odebrało wybór Kruczka jako zbyt zachowawczy. W 1972 roku Wojciech Fortuna pojechał na igrzyska w Sapporo na przyczepkę i wrócił ze złotem jako narodowy bohater. Czas pokazał, że Kruczek właściwie oceniał potencjał Kubackiego. Kiedy kilka lat temu zagadnąłem lekarza kadry, że Kubacki miał życiowy sezon, Aleksander Winiarski stwierdził "proszę pana, życiowy sezon to Dawid wciąż ma przed sobą". Aż trudno uwierzyć, że w dyscyplinie tak loteryjnej, która często opiera się wszelkiej logice, Kubacki przez sześć lat konsekwentnie poprawiał swoje wyniki. Kryzys przyszedł tej zimy. Medal w Pekinie to dowód, że Dawid nie poddaje się nigdy. Dariusz WołowskiZOBACZ TEŻ: Odrodzenie polskiej drużyny. To nadzieja na kolejny medalBrąz Kubackiego, pech Stocha. Mamy medal na normalnej skoczniDawid Kubacki oszukał przeznaczenie. Niesamowite liczby