Pekin 2022. Nathan Chen skoczył pięć poczwórnych skoków Andrzej Klemba, Interia: W konkurencji solistów Nathan Chen znokautował konkurencję. Anna Rechnio: To jest ewenement. Ma ogromny dar skakania z ogromną lekkością poczwórnych skoków. Super, że możemy takiego zawodnika oglądać. Takie perełki rodzą się raz na jakiś czas. Łyżwiarstwo figurowe poszło bardzo do przodu w XXI wieku. A ostatnie dwa lata to boom na skoki poczwórne. Kiedyś potrójny axel i jeden poczwórny skok niemal gwarantowały medal na największych imprezach. Teraz soliści skaczą trzy czy cztery poczwórne skoki i to nie zawsze daje podium. A Chen w programie dowolnym miał ich aż pięć. I oczywiście potrójnego aksla, a do tego jeszcze kombinacje. Ciekawa jestem, czy skoki tylko będą szły w stronę techniczną. Mam wrażenie, że trochę zabiły artyzm w tym sporcie. Teraz liczy się chłodna kalkulacja, bo wrażenie artystyczne jest subiektywne i zależy od sędziów, a ci potrafią kierować się ładnym kostiumem, uśmiechem czy państwem, z którego pochodzi zawodnik. U solistek też są takie zmiany? - Tak. Wcześniej wśród solistek było tylko kilka zawodniczek, które potrafiły skoczyć potrójnego aksla. Teraz są trzy, które będą próbowały poczwórnych soków. Kilka lat temu to było nie do pomyślenia. Nikt nie wierzył, że będą takie skoki. Pekin 2022. Rosjanki też skaczą z czterema obrotami Wśród pań jest Jekaterina Kurakowa, Polka rosyjskiego pochodzenia. Na co ją stać? Najważniejsze informacje z Zimowych Igrzysk Olimpijskich - przeczytaj! - Poza zasięgiem wydają się trzy Rosjanki. Między nimi a resztą stawki jest przepaść. Jak kosmos i ziemia. Aleksandra Trusowa ma w repertuarze aż cztery poczwórne skoki, Kamila Waliewa skacze salchowa i toeloopa z czterema obrotami, a Anna Szczerbakowa flipa i lutza. Do tego wszystko oczywiście potrafią potrójnego aksla. Trzeba oczywiście pamiętać, że lód jest śliski, ale one między sobą powinny rozegrać kwestie koloru medali. Za nimi, ale dość daleko są Amerykanka Alysa Liu, Japonka Kaori Sakamoto i Belgijka Loena Hendrickx. Katia też prezentuje poziom światowy, ale nie na miarę medalu. Skacze wszystkie potrójne skoki, ma ładną choreografię, prezencję, a charakterem i uśmiechem zjednuje sobie widownię. Może być wysoko, ale z Rosjankami nie ma szans. Choć igrzyska często rządzą się swoim prawami i zdarzały się niespodzianki. U panów konkurencja jest bardziej wyrównana. Poza Chenem są inni Amerykanie, Japończycy i kilku zawodników z Europy, którzy potrafią poczwórne skoki. W polskim łyżwiarstwie figurowym widać promyk nadziei? W 2014 roku nie było nas na igrzyskach olimpijskich. W 2018 roku była tylko para taneczna. Teraz jest jeszcze solistka. - W końcu widać nas na arenie międzynarodowej. Jest Katia, para Maksym Spodyriew i Natalia Kaliszek, a w mistrzostwach Europy dobrze pokazał się Kornel Witkowski. Jednak coś tam w Polsce można, choć trzeba pamiętać, że Katia i Maks to zawodnicy przyjezdni, którzy zmienili kraje. Mam nadzieję, że ich obecność na igrzyskach pomoże w rozwoju łyżwiarstwa. Choć na pewno bardzo nam daleko do szkolenia w Rosji czy USA. W Europie wszystko spoczywa na barkach rodziców. W Rosji wciąż są kluby, które pomagają zawodnikom. Anna Rechnio - dziesiąta na igrzyskach olimpijskich Dwa razy startowała pani w igrzyskach olimpijskich. W 1994 roku w Lillehammer zajęła pani dziesiąte miejsce, najwyższe spośród polskich solistek w historii. - Te igrzyska wspominam bardzo dobrze. Były dużo lepsze niż kolejne w Nagano i nie chodzi tylko o wyniki, ale o atmosferę. Pojechałam na nie jeszcze jako dziecko, miałam 17 lat. Nie czułam żadnego psychicznego obciążenia, bo traktowałam jako kolejny start. I uzyskałam bardzo dobre miejsce. W Nagano bardziej koncentrowałam się na wyniku i nerwy mnie zjadły. Potem udało mi się zrewanżować w mistrzostwach świata, w których byłam piąta. Przeczytałem opinię, że świetnie spisywała się pani na treningach, ale w zawodach było trudniej pokazać umiejętności. To te nerwy? - Czasy były wtedy inne. W łyżwiarstwie figurowym dużą rolę odgrywała polityka, zwłaszcza przy starym systemie sędziowania. Teraz jest nowy, ale też nie do końca udało się wyeliminować sympatii arbitrów. Są kraje, które brylują w łyżwiarstwie i zawodnicy jak nawet słabiej pojadą, to dostaną wyższe noty. Jest część startów, w których mogłam pojechać lepiej. Nerwy to był rzeczywiście problem. Każdy sportowiec powinien umie je poskromić, ale tego nie da się wyuczyć. Nie brakuje zawodników, którzy byli mistrzami treningów, a spalali się w zawodach. Nie do końca tak ze mną było, ale nerwy odgrywały pewną rolę. W Nagano byłam dopiero 19., ale w mistrzostwach świata po programie obowiązkowym zajmowałam drugie miejsce, a skończyło się na piątym. To był sukces, choć i tak uważam, że znów dała o sobie znać polityka. Anna Rechnio: Nerwy mi przeszkadzały Dwa lata po igrzyskach w Nagano, w wieku 23 lat, skończyła pani karierę, choć w mistrzostwach świata była pani piąta (1998) i szósta (1999). - W 2000 roku był słaby występ w Nicei. Byłam bardzo dobrze przygotowana, w formie, czułam się na siłach walczyć o medal, a zajęłam dopiero 16. miejsce. Włożona ogromna praca nie wydała owoców. Trochę mi wtedy zabrakło motywacji, by wrócić na lód. Może gdyby ktoś mnie przycisnął, wstrząsnął, to bym jeździła dalej. A ja po tym sezonie przez półtora roku nie ruszałam łyżew. Dopiero jak poszłam na AWF, to miałam zajęcia z łyżwiarstwa figurowego i znów je założyłam. Nie wróciłam już do startów w zawodach, ale przez osiem lat jeździłam w rewiach. Nie żałuję tamtej decyzji. Teraz miło mi obejrzeć zawody i trzymać kciuki za najlepszych. Kiedy startują Polacy? - Zobacz terminarz! W końcu zdecydowała się pani wyjechać z Polski. Najpierw do Danii, a teraz mieszka pani i pracuje w Szwecji. - W Warszawie prowadziliśmy z mężem klub Salchow. Tyle że jedno lodowisko dzieliliśmy z czterema innymi klubami. To nie miało sensu Wie pan, ile jest w Sztokholmie, gdzie teraz mieszkam? 35! Postanowiliśmy wyjechać. Najpierw do Danii, a po pięciu latach do Szwecji. Tu wiadomo, że sportem numer 1 jest hokej na lodzie, który masowo uprawiają też dziewczynki. Łyżwiarstwo figurowe przeciera szlaki, choć przecież Salchow, ten od skoku był Szwedem i mistrzem olimpijskim [w 1908 roku - przyp. red.]. Kilku byłych solistów też pracuje w Skandynawii. Na przykład Robert Grzegorczyk, Anna Jurkiewicz i Marcin Kuś w Norwegii. Wszyscy uczą łyżwiarstwa figurowego.