We wtorek do Pekinu przylecieli skoczkowie narciarscy ze specjalnym prezentem dla pani. Przywieźli kołdrę... Aleksandra Król: - Tak, jestem im za to bardzo wdzięczna. Jestem uczulona na pierze, a tutaj miałam tylko taką kołdrę. Organizatorzy nie byli w stanie znaleźć w wiosce olimpijskiej lub sprowadzić dla mnie kołdry syntetycznej. Byłam w kontakcie z Dawidem Kubackim i wiedziałam, że wkrótce przyleci do Pekinu. Napisałam, czy jest w stanie zabrać dla mnie taką kołdrę lub chociaż koc. Do tej pory spałam bowiem pod poduszką. Z tego powodu poprosiłam organizatorów o piecyk, ponieważ w nocy było mi zimno. Jednak powietrze było bardzo suche w pokoju. Dawid wraz z ekipą skoczków zorganizowali dla mnie taką kołdrę i rozwiązali problem. W pokoju było tak zimno, że trzeba było korzystać z dodatkowego grzejnika? - Generalnie w ciągu dnia temperatura jest odpowiednia, ale w nocy ogrzewanie się wyłącza i jest dosyć chłodno. Dlatego było zimno, kiedy spałam pod poduszką. Dostałam grzejnik, ale to on powodował suche powietrze w pokoju. Jednak dzięki skoczkom ten problem mam już z głowy. Podczas ceremonii otwarcia igrzysk w roli chorążego zastąpi pani Natalię Czerwonkę, która miała pozytywny wynik testu na Covid-19. Jak traktuje pani tę rolę? - Na pewno jest to dla mnie ogromne wyróżnienie. Cieszę się, że będę mogła iść obok takiej legendy jak Zbigniew Bródka i wprowadzać naszą reprezentację na stadion. Mam nadzieję, że uda mi się dobrze zastąpić Natalię, której życzę szybkiego powrotu na areny lodowe. Jakie restrykcje obowiązują sportowców przygotowujących się do występu w igrzyskach? - Od razu po wylądowaniu zostaliśmy poddani testom i jesteśmy kontrolowani na obecność wirusa codziennie w wiosce olimpijskiej. Do godziny 12 mamy obowiązek poddać się testowi. Robię to przed śniadaniem, po otrzymaniu negatywnego wyniku mogę jechać na trening. Jeżeli ktoś jest zakażony, to bardzo szybko zostaje to wykryte. Praktycznie cały czas musimy chodzić w maskach, a na każdym kroku znajdują się płyny odkażające, więc cały czas dezynfekujemy dłonie. Na zdjęciach zamieszczanych w mediach społecznościowych widać, że posiłki spożywacie osobno. - Wchodząc na stołówkę oczywiście musimy być w maskach, ale dodatkowo trzeba zakładać rękawiczki. Każde miejsce do spożywania posiłków oddzielone jest szkłem akrylowym (tzw. pleksi), aby jak najbardziej ograniczyć kontakt z innymi i spokojnie zjeść bez maseczki i rękawiczek. Od raz po zakończeniu posiłku osoba z obsługi dokładnie czyści to stanowisko: szyby, stół, krzesło, a nawet nogi od krzesła. Jest duży reżim, aby ryzyko zakażenia zmniejszyć do minimum. Kiedy i gdzie oglądać starty Polaków - Sprawdź teraz! Ale konieczny jest kontakt wewnątrz własnego zespołu. - Jako jedna ekipa snowboardowa jeździmy na trening tym samym busem, który odjeżdża z wioski olimpijskiej co godzinę. Wiadomo, że na wyciągach też korzystamy z tych samych krzesełek. Jednak staramy się utrzymać kontakt tylko między sobą i nie mieszamy się z zespołami z innych krajów lub polskimi przedstawicielami innych dyscyplin. Treningi też są wyodrębnione? - Nie, o to byłoby bardzo trudno logistycznie. Sesje treningowe dzielimy z innymi ekipami. Jednak na zewnątrz zagrożenie zakażeniem jest zdecydowanie mniejsze niż w pomieszczeniach zamkniętych. Towarzyszy nam silny wiatr, więc ryzyko wydaje się minimalne. Ostatnio trenowaliśmy wspólnie z reprezentacją Japonii i Holandii, a obok nas trenowali Chińczycy. Podobnie wygląda sytuacja w siłowni? - Nie ma wyznaczonych godzin dla poszczególnych krajów. Po prostu trzeba przyjść i zająć miejsce. Jednak po każdej osobie sprzęt jest dokładnie dezynfekowany. Jest to bardzo dobrze zorganizowane. Jak długo dojeżdżacie na treningi? - Mamy ten komfort, że nasz obiekt jest bardzo blisko wioski olimpijskiej. Zajmuje nam to około 10 minut. Jednak pogoda daje nam się we znaki. W poniedziałek mieliśmy trudności z dojechaniem na stok, ponieważ była duża śnieżyca, zamieć i drogi były nieodśnieżone. Podróż w obie strony znacznie się wydłużyła, bo autobus przed nami nie mógł podjechać pod górę. Temperatura też was nie rozpieszcza. - Dokładnie. W ostatnich dniach odczuwalna temperatura waha się od -27 do -32 stopni C. To się bardzo odczuwa. Co gorsza, prognozy nie są optymistyczne, bo te temperatury mają się utrzymać. Najgorszy jest mroźny wiatr po treningu, bo wszystko zamarza - przede wszystkim twarz. Mam nadzieję, że w dniu startu będzie cieplej. Poznała pani stok, na którym odbędzie się rywalizacja? - Nie będziemy jeździli po trasie startowej. Jednak byłam tu trzy lata temu oraz rywalizowałam w zawodach Pucharu Świata i zajęłam czwarte miejsce. Dlatego znam ten stok. Jednak teraz w ogóle nie byliśmy w jego okolicy. Widziałam go jedynie z autobusu i wcale się nie zmienił. Mamy też fajne warunki treningowe. Dlatego wierzę, że będzie dobrze. To pani trzecie igrzyska olimpijskie. Więc do trzech razy sztuka, jeżeli chodzi o medal? - Wiele razy powtarzałam, że nie interesują mnie już takie miejsca jak ostatnio, czyli 11. To już było i teraz chcę być wyżej. Przyleciałam walczyć o medal. Styczniowe zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata w austriackim Simonhoehe dodało pewności siebie? - Na pewno tak. To mi udowodniło, że jestem w dobrej dyspozycji, a przygotowania idą w dobrym kierunku. Pokazałam, że jestem w stanie wygrać, a w Pekinie będę rywalizowała z tym sami zawodniczkami co w Pucharze Świata. Będę walczyła, bo ten medal to moje wielkie marzenie. Rozmawiał Marcin Cholewiński mach/ krys/