Pekin 2022. Gorąco wokół olimpijskiego znicza. Pierwszy medialny wstrząs w związku z zimowymi IO przyszedł już tak naprawdę podczas ceremonii otwarcia imprezy - a konkretnie w momencie, w którym zapalono olimpijski znicz. Do tego prestiżowego zadania wyznaczono parę sportowców: biegaczkę narciarską Dinige’er Yilamujiang oraz kombinatora norweskiego Zhao Jiawena. Na czym polegała kontrowersja? Yilamujiang jest przedstawicielką Ujgurów, ludu pochodzenia tureckiego zamieszkującego północno-zachodni fragment Chin, który od lat jest celem szykan ze strony władz - choć rząd w Pekinie oczywiście wszystkiemu zaprzecza. Towarzysz biegaczki w trakcie ceremonii, Jiawen, to z kolei Chińczyk Han - a więc członek najliczniejszej grupy etnicznej w "Państwie Środka". Powiązanie tych dwojga miało być symbolem tego, że strona rządowa traktuje po równo wszystkich obywateli kraju - efekt medialny był jednak odwrotny od zamierzonego, bo pojawiły się liczne komentarze, że tak naprawdę postanowiono w ten sposób "wypłacić policzek" Ujgurom. Władze ChRLD przeliczyły się więc ze swoją strategią PR-ową w tej sprawie. Temat potem lekko przycichł - aż do momentu, w którym Radio Wolna Azja ustaliło, że jeden z ujgurskich urzędników (notabene niegdyś członek chińskiej partii komunistycznej), który w 2008 roku brał udział w sztafecie z ogniem olimpijskim siedzi obecnie w więzieniu za oglądanie "kontrrewolucyjnych filmów". Kwestia znicza dla władzy była więc co najmniej pechowa - a jakby tego było mało, to sam ogień w pewnym momencie... zgasł i to na długo przed zamknięciem zawodów. Poinformował o tym jeden z dziennikarzy "USA Today", ale organizatorzy zaprzeczali, że podobne zdarzenie miało miejsce, twierdząc, że po prostu opady śniegu wpłynęły na widoczność płomienia. Ogień ten ma ważną symbolikę - reprezentuje ogólnoświatowy pokój, jaki ma trwać podczas igrzysk. Jego zniknięcie - prawdziwe lub pozorne - odczytano więc jako zły znak, zwłaszcza, że podczas gdy w Chinach sportowcy walczyli o medale, w Europie zaostrzała się sytuacja polityczna - Ukraina poczuła realne zagrożenie przed otwartym atakiem militarnym ze strony Rosji. W tym kontekście na pewno była więc jedna migawka z IO - dwaj narciarze dowolni, Ukrainiec Ołeksandr Abramenko oraz Rosjanin Ilja Burow zasłynęli z przyjaznego uścisku, jaki wykonali podczas współzawodnictwa. Niemniej w większości przypadków między reprezentantami obu krajów istniała mocno napięta atmosfera, czemu trudno się dziwić. Na szczęście do złamania olimpijskiego pokoju nie doszło... Pekin 2022. COVID-19 wypacza częściowo rywalizację Każdy, kto oglądał letnie igrzyska olimpijskie w Tokio latem ubiegłego roku zdawał sobie sprawę, że zimowa odsłona zawodów pod jednym względem na pewno będzie podobna - organizatorzy zafundują członkom kadr narodowych ścisły reżim sanitarny. Choć obawy gospodarzy z kraju, w którym światowa pandemia się przecież zaczęła, są zrozumiałe, to sposób, w jaki prowadzono działania antycovidowe momentami można było określić jako absurdalny. Trudno wymienić nazwiska wszystkich sportowców, którzy z powodu zakażenia koronawirusem nie mogli - w całości lub częściowo - wziąć udziału w rywalizacji. Z polskiej perspektywy na pewno najbardziej szokująca była jednak sprawa Natalii Maliszewskiej. Nasza łyżwiarka wyspecjalizowana w short tracku o ogromnym pechu mogła mówić już od razu po przybyciu do Pekinu - w zasadzie natychmiast otrzymała pozytywny wynik testu na COVID-19 i została skierowana do izolacji. Potem czekał ją nerwowy koszmar - raz otrzymywała rezultat pozytywny, raz negatywny, a raz "graniczny", ale kwalifikowany jako pozytywny. Na szali ważyły się losy jej udziału w biegu na 500 m, a więc w jej koronnej konkurencji. Na krótko przed startem eliminacji w końcu wyniki badań Maliszewskiej pozwoliły Polce na opuszczenie izolacji - i wtedy przyszedł ostateczni cios. Przed wejściem na hale zawodniczka musiała wykonać jeszcze jeden test - wynik był pozytywny. Marzenia - naprawdę realne - o medalu na 500 m musiały więc odejść w niepamięć. Z COVID-19 związany był też spory organizacyjny bałagan. Jeszcze przed startem IO np. kombinator norweski Szczepan Kupczak wskazywał, że sportowcy muszą nosić maseczki na siłowni, co z oczywistych względów jest niesamowicie uciążliwe przy treningu. Szczytem kuriozalnych zdarzeń zdawał się być z kolei mecz hokeistek kanadyjskich i rosyjskich. Ponieważ te drugie nie zdołały dostarczyć na czas wyników testów (a wcześniej spora ich część przebywała w izolacji), Kanadyjki zażądały rozegrania spotkania w maseczkach, do czego faktycznie doszło. Ich obawy można zrozumieć, natomiast takie współzawodnictwo było z pewnością przykładem proceduralnego nieładu. Trzeba więc trzymać kciuki, by za cztery lata, w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo, COVID-19 pozostał już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Pekin 2022. Hokej. Słowacy sensacyjnie eliminują USA, Juraj Slafkovsky gwiazdą Będąc już w temacie hokeja na lodzie nie można nie wspomnieć o gigantycznym zaskoczeniu, jakie miało miejsce w związku z olimpijskim turniejem mężczyzn. Przed startem igrzysk wielu kibiców było niemal pewnych, że w finale zmagań zobaczą drużyny USA i Kanady, które - nawet nie mając w swoich szeregach największych gwiazd NHL - są zawsze jednymi z faworytów do medali. Tymczasem obie wspomniane ekipy odpadły już w ćwierćfinałach - Kanadyjczycy przegrali 0-2 ze Szwedami, z kolei Amerykanie w dramatycznych okolicznościach ulegli Słowakom - nasi południowi sąsiedzi na 45 sekund przed końcem starcia wyrównali stan rywalizacji na 2-2 i ostatecznie awansowali po karnych. O tym, jak ważny był to dzień dla Słowaków, uwielbiających hokeja, nie trzeba mówić. Wystarczy spojrzeć na jeden z tweetów Miroslava Šatana, niegdyś wybitnego zawodnika, a obecnie prezesa Słowackiego Związku Hokeja na lodzie: Warto też nadmienić, że w 1/8 finału "Chlapci" wyeliminowali Niemców, czyli wicemistrzów z Pjongczangu sprzed czterech lat. Ostatecznie Słowacy wywalczyli brązowy medal (pokonując Szwecję), a gwiazdą całego turnieju został Juraj Slafkovsky, zaledwie 17-letni zawodnik, który z siedmioma bramkami został królem strzelców oraz MVP turnieju. Hokej mężczyzn przyniósł ogrom zaskoczeń - z trójki medalistów z Pjongczangu tylko Rosyjski Komitet Olimpijski zdołał wywalczyć ponownie "krążek" (srebrny - ulegając w finale Finlandii). Pod tym względem emocji więc nie brakowało. Pekin 2022. Doping wciąż jest problemem. Kamiła Walijewa i wielkie kontrowersje. Po Pekinie można mówić o co najmniej kilku przypadkach młodych zawodników, którzy swoimi występami wprawiali w zachwyt fanów sportów zimowych. Prócz wspomnianego Slafkovsky’ego, obecnie gracza ligi fińskiej, a możliwe, że niebawem już zawodnika NHL, na IO zabłysnęła m.in. Eileen Gu, narciarka dowolna, która dla gospodarzy zawodów zdobyła dwa złote i jeden srebrny medal w trzech różnych konkurencjach. Do grona młodzieży o gigantycznym talencie bez wątpienia można zaliczyć też 15-letnią Rosjankę Kamiłę Walijewą. Problem w tym, że już do końca kariery będzie mierzyć się z łatką zawodniczki przyłapanej na dopingu. Sprawa wyszła na jaw przy okazji rywalizacji drużynowej w łyżwiarstwie figurowym - po złoto sięgnęła ekipa Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, ale tradycyjna ceremonia medalowa się nie odbyła - jak się okazało "problemem prawnym" o którym na początku mówiono był pozytywny wynik testu antydopingowego, który Walijewa wykonała w grudniu ubiegłego roku. Początkowo zawieszona łyżwiarka - w której organizmie wykryto niedozwoloną, wspomagającą układ krążenia trimetazydynę - z uwagi na swój wiek potraktowana została nad wyraz łagodnie, gdyż zdecydowanie większe konsekwencje grożąc sportowcom, którzy ukończyli 16. rok życia. Nastolatka została więc dopuszczona do dalszej rywalizacji i w zawodach solistek była wymieniana jako kandydatka do medalu - nawet złotego. W programie krótkim została oceniona najlepiej ze wszystkich łyżwiarek - z uwagi na delikatną sytuację związaną z Rosjanką organizatorzy zadecydowali, że w programie dowolnym zaprezentuje się 25, a nie 24 zawodniczki, skoro Walijewa do owego "top 24" trafiła. Istniała też możliwość, że w momencie, gdy Kamiła Walijewa sięgnie po któryś z medali indywidualnie, ceremonia wręczenia "krążków" także i tym razem nie dojdzie do skutku. Łyżwiarka skończyła jednak na czwartej lokacie - tańcząc do "Bolero" Ravela nie wytrzymała presji i popełniła szereg błędów. Złoto padło łupem jej koleżanki z kadry, Anny Szczerbakowej. Świat obiegły zdjęcia płaczącej Walijewej - jednak tylko część obserwatorów jej współczuła... Pekin 2022. Shiffrin nie wywalczyła medalu - Cross została go pozbawiona Jedną ze sportsmenek, która - pomimo wielkich nadziei - nie wywalczyła medalu ani w zawodach drużynowych, ani indywidualnych, jest Mikaela Shiffrin. Amerykańska narciarka alpejska była jedną z faworytek do najwyższych laurów - czemu trudno się przesadnie dziwić, bowiem mówimy o wciąż młodej, ale już niezwykle utytułowanej zawodniczce. Dość powiedzieć, że 26-latka przed startem igrzysk w Pekinie miała już na swoim koncie trzy medale olimpijskie - złoto i srebro z Pjongczangu (gigant, superkombinacja) i kolejne złoto z Soczi (za slalom). Wydawała się więc pewną kandydatką do zwycięstwa w którychkolwiek zawodach alpejskich - a jednak występ w Chinach był dla niej szalenie rozczarowujący. Amerykanka brała udział we wszystkich możliwych konkurencjach w ramach swojej dyscypliny - ale aż trzech, slalomu, giganta i kombinacji nie ukończyła. W pozostałych rywalizacjach najbliżej "krążka" była ostatniego dnia IO, w zmaganiach drużynowych w slalomie równoległym. W finale B lepsi od USA okazali się jednak Norwegowie. "Nie jestem rozczarowana. Wcześniej miałam wiele rozczarowujących momentów na tych igrzyskach, ale dzisiejszy dzień nie jest jednym z nich" - mówiła wówczas, choć na pewno te słowa nie przechodziły jej łatwo przez gardło. Shiffrin nie zdołała wywalczyć medalu - z kolei Szwajcarka Fanny Smith została go pozbawiona decyzją sędziowską. Narciarka dowolna, specjalizująca się w skicrossie, docierając do mety była pewna, że - podobnie jak cztery lata wcześniej - zgarnie brąz. Tymczasem nastała dłuższa chwila konsternacji, bowiem sędziowie zaczęli się naradzać nad naruszeniem przepisów ze strony Smith. Po paru momentach orzekli, że ta przekroczyła przepisy wpadając podczas jednego ze skoków na Niemkę Danielę Maier, której ostatecznie przyznano najniższe miejsce podium. To ustalenie wzbudziło gigantyczne kontrowersje, ale nawet oficjalna apelacja w niczym nie pomogła - Szwajcarka wróciła z Pekinu z pustymi rękami. Pekin 2022. Skoki narciarskie. Luźne kombinezony i napięta atmosfera Rywalizacja w skokach narciarskich także okazała się dyskusyjna pod pewnymi względami - a konkretnie z powodu przepisów dotyczących kombinezonów. Sporo uwagi przyciągnął zwłaszcza konkurs drużyn mieszanych, który na IO debiutował - można by rzec, że z przytupem. Zawody zdominowała ekipa Słowenii, ale nie to było najciekawsze - podczas rywalizacji zdyskwalifikowano ze względu na nieprawidłowe stroje aż pięć zawodniczek: Austriaczkę, Niemkę, Japonkę i dwie Norweżki, a za te decyzje odpowiadała... Polka, Agnieszka Baczkowska, na której swoją uwagę przez moment skupiły wszystkie światowe media koncentrujące się na wydarzeniach na skoczni. Potem przydarzył się jeszcze jeden wyjątkowo istotny i głośny incydent dotyczący kombinezonu - w zawodach indywidualnych mężczyzn na dużej skoczni trzecie miejsce zgarnął Karl Geiger, który bezpośrednio wyprzedził Kamila Stocha. Problem polegał jednak na tym, że Niemiec miał wyraźnie zbyt luźny strój, co jest oczywiście wbrew regulaminowi. Sam Geiger twierdził, że jego ubranie było nawet zbyt ciasne, natomiast na wszelkie protesty i tak już było za późno - Stoch pomimo wspaniałej walki wrócił z pustymi rękami z IO, a spośród "Biało-Czerwonych" skoczków na podium zameldował się jedynie Dawid Kubacki, który po bardzo dobrym konkursie na skoczni normalnej otrzymał brąz. Co ciekawe brak reakcji sędziów skomentował m.in. rosyjski skoczek Danił Sadriejew. "Przepisy? Nieźle" - napisał ironicznie na jednym z portali społecznościowych, dołączając do tekstu zdjęcie Geiger w dyskusyjnym kombinezonie. Pekin 2022. W rodzinie siła - przypadek braci Boe i Johannesa Strolza Rodziny, w których kilka osób uprawia tę samą dyscyplinę i odnosi przy tym sukcesy, nie są niczym nietypowym w świecie sportu - kolejne przykłady takich historii mieliśmy w Pekinie. Wyjątkowo głośno było na pewno o braciach Boe - dwaj biathloniści, Tarjei i Johannes Thingnes wydatnie przyczynili się do tego, że Norwegia po zakończeniu igrzysk mogła się cieszyć z pierwszego miejsca w klasyfikacji medalowej. Młodszy Johannes wywalczył aż cztery złote "krążki": w sprincie, biegu masowym oraz sztafecie - męskiej i mieszanej. Niezwykłości tym osiągnięciom dodaje fakt, że sukcesy w sztafecie odniósł wraz z bratem, który także popisał się wysoką formą w Chinach. Można by żartobliwie rzec, że rywale Norwegów mają pewne szczęście, bo obaj panowie mają jeszcze trójkę rodzeństwa - gdyby piątka reprezentantów familii Boe postanowiła walczyć na IO, to mogłoby się skończyć jeszcze większą dominacją... O świetnych sportowych genach może mówić także Johannes Strolz. Austriacki narciarz alpejski, który zdobył złoto w kombinacji, po najwyższy laur sięgnął 34 lata po swoim ojcu, Hubercie, który w Calgary także okazał się najlepszy w tym rodzaju rywalizacji. Tym samym doszło do ewenementu - Strolzowie są bowiem pierwszą parą rodzic - dziecko, która w trakcie zimowych igrzysk zgarnęła złote medale w tej samej konkurencji indywidualnej. Strolz był także poniekąd bohaterem ostatniego dnia igrzysk - podczas zawodów w slalomie równoległym drużyn mieszanych w samym finale (Austria - Niemcy) 29-latek zgubił w trakcie zjazdu kijek - i choć ostatecznie przegrał z bezpośrednim rywalem, to nie poddał się zupełnie i w wielkim znoju dotarł na linię mety, pokazując prawdziwego ducha walki. Opłaciło się to zresztą, bowiem ostatecznie wraz z kolegą i koleżankami wygrał. Pekin 2022. Duch olimpijski nie ginie. Nie tylko Strolz: Występy Lee i Parrota Wen-Yi Lee przeszła do historii przez sam fakt udziału w igrzyskach - stała się pierwszą tajwańską narciarką alpejską biorącą udział w tej najbardziej prestiżowej imprezie sportowej świata. I chociaż medalu nie zdobyła, to wykazała się determinacją, o jakiej wielu sportowców może pomarzyć. Zawodniczka podczas zjazdu w slalomie popełniła błąd i ominęła jedną z bramek - większość narciarek w tym momencie rezygnuje z dalszego współzawodnictwa, ale ona postanowiła nie poddawać się tak łatwo. Z wielkim trudem zaczęła wspinać się z powrotem po zboczu, by znaleźć się jeszcze raz przed pechową bramką i ją zaliczyć - koniec końców udało się jej to. Zajęła ostatecznie 50. lokatę, tracąc do zwyciężczyni, Petry Vlhovej ponad minutę. Mimo to jej popis spotkał się z dużym odzewem i wieloma pochwałami - Tajwanka pokazała, że stara prawda, iż liczy się przede wszystkim udział w zmaganiach, a nie tylko laury, wciąż ma w sobie coś z prawdy. Determinacją - choć innego typu - wykazał się również Kanadyjczyk Max Parrot. 27-letni snowboardzista został mistrzem w slopestyle’u, który jest jego koronną konkurencją. Jeszcze trzy lata temu wydawało się tymczasem że... Może już nie powrócić do czynnego uprawiania sportu. W 2018 roku Parrot najpierw cieszył się ze srebra na IO w Pjongczangu, a pod koniec roku przyszła straszna diagnoza - okazało się, że cierpi na chłoniaka Hodgkina, nowotwór, który jest znany także pod nazwą ziarnicy złośliwej. To wywróciło jego karierę do góry nogami - zamiast trenować do kolejnych zmagań, musiał poddać się trwającej pół roku chemioterapii. Wyszedł jednak z tego obronną ręką i do snowboardu powrócił równie silny, jak przed chorobą. Najpierw wykazał się na słynnych zawodach X-Games, a w 2021 roku został mistrzem świata w big airze. Złoto olimpijskie było ukoronowaniem jego drogi powrotnej na snowboardowy szczyt - bo na pewno nie jego kariery. Przed Kanadyjczykiem jeszcze na pewno wiele dobrego. Pekin 2022. Olimpijskie pożegnania - White, Wuest, Johaug i Bródka Niczego więcej nie możemy już za to oczekiwać od Shauna White’a. Amerykanin jest ikoną snowboardingu - porównywalną chyba tylko do Tony’ego Hawka w świecie deskorolki (na której zresztą również White jeździł - i na której także święcił sukcesy). Jego przygoda z IO jednak definitywnie zakończyła się w Pekinie. White z Turynu, Vancouver i Pjongczangu przywiózł trzy złota w half-pipe’ie. Chciał pożegnać się z igrzyskami z przytupem, ale w swojej ulubionej konkurencji zajął "tylko" czwarte miejsce. Piękny rozdział w dziejach snowboardu został więc zamknięty. Zawody w Chinach miały być również zwieńczeniem olimpijskiej kariery Holenderki Ireen Wuest. Łyżwiarka szybka spełniła swoją ambicję i w biegu na 1500 m zdobyła pierwsze miejsce, tym samym zgarniając co najmniej jeden złoty medal na pięciu kolejnych igrzyskach. Jeśli można mówić o kimś, że jest ikoną w swojej dyscyplinie, to na pewno o Wuest. W podobnym tonie można się wypowiedzieć o Therese Johaug - z tymże nad norweską biegaczką narciarską cięży piętno afery dopingowej sprzed kilku lat. W 2016 roku wykryto w jej organizmie obecność zakazanego sterydu anabolicznego, co skutkowało dyskwalifikacją. Winę na siebie wziął lekarz Norweżki, który przyznał, że nieostrożnie zalecił jej maść zawierającą nielegalny w świecie sportu środek, którym zawodniczka miała smarować poparzoną słońcem wargę. Nie wszyscy uwierzyli w te tłumaczenia - a już na pewno nikt z agencji antydopingowej, bo przez cały incydent Johaug nie wystąpiła w Pjongczangu w 2018 roku. W Pekinie obyło się jednak bez kontrowersji - biegaczka okazała się rewelacyjna i zgarnęła trzy złote medale, za 10 i 30 km stylem klasycznym oraz za 15 km w biegu łączonym. Lepszego końca kariery olimpijskiej nie mogła sobie wymarzyć. Na pewno lepszego zakończenia życzyłby sobie nasz wybitny panczenista, Zbigniew Bródka. Złoty i brązowy medalista z Soczi niespodziewanie podczas igrzysk ogłosił, że startem w biegu masowym zakończy "mistrzowski" etap kariery. Mimo swoich wielkich starań nie zdołał on awansować do wielkiego finału, we współzawodnictwie półfinałowym zajmując 14. miejsce. Nikt nie ma jednak raczej wątpliwości, że jego kariera była przykładem fantastycznej walki o najwyższe cele. W Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo już niestety nie będziemy trzymać kciuków za Bródkę, ale być może za cztery lata eksploduje zupełnie nowy, polski talent w sportach zimowych? Trzeba trzymać kciuki, bowiem choć medal Dawida Kubackiego jest bez wątpienia wspaniałym osiągnięciem, to na pewno wszyscy kibice "Biało-Czerwonych" z chęcią zobaczyliby w rękach Polaków kilka "krążków" więcej we Włoszech. Czas na przygotowania dla zawodników i zawodniczek - do 6 lutego 2026 roku!