Jakub Kędzior: Obrady Krajowego Zjazdu Delegatów w Polskim Związku Curlingu zostały wznowione po trzech latach. To chyba najdłuższa przerwa w obradach na świecie. Adela Walczak: Tak, zgadza się. Impulsem, który spowodował obietnicę wznowienia obrad była tocząca się od ponad dwóch lat sprawa sądowa o likwidację Polskiego Związku Curlingu, na wniosek Ministerstwa Sportu. Na którejś kolejnej rozprawie w zeszłym miesiącu władze PZC zapowiedziały, że planują wznowić obrady Krajowego Zjazdu Delegatów. I dzięki tej deklaracji rozprawa w sądzie została bezterminowo odroczona i nie wiem, jakie będą dalsze losy tej sprawy. To był typowy pokaz ze strony władz PZC, że coś robią i nie ma powodów, żeby się ich czepiać. Czyli wystarczyła sama deklaracja, że obrady zostaną wznowione, żeby zawiesić postępowanie sądowe? Tak, na ten moment tak. Status tego postępowania jest taki, że zostało ono odroczone bez podania nowego terminu. Do tej pory kolejne rozprawy kończyły się wyznaczeniem nowej daty kolejnej rozprawy, ale tym razem po prostu dano im spokój. Nie wiem, co teraz może się stać. Czy ministerstwo będzie się od tego odwoływać czy też nie. Przed wznowieniem obrad związek podjął jednak decyzję o wyrzuceniu ze swoich struktur części klubów. Oficjalnie za niepłacenie składek członkowskich. Wznowienie obrad zostało zapowiedziane 15 listopada, na stronie związku pojawił się tego dnia krótki komunikat, że nastąpi to 15 grudnia, a informacja o miejscu i godzinie ich rozpoczęcia zostanie podana zainteresowanym stronom do 8 grudnia. Jednak przed tym terminem, 24 listopada, 11 klubów curlingowych zostało wykluczonych z PZC i tak naprawdę nie wiemy, czy jakiekolwiek informacje były rozsyłane, ani czy i gdzie ten zjazd faktycznie zostanie wznowiony. To kto został w PZC? Z klubów curlingowych został tam klub człowieka, który trzyma władzę w związku, czyli City Curling Club Andrzeja Janowskiego oraz wspierający działaczy PZC klub z Gdańska i Klub Sportowy Głuchych z Warszawy. A poza tym to w większości kluby wioślarskie, koszykarskie czy karate, a nawet sklep z odzieżą wojskową, które zostały do PZC wcielone trzy lata temu, aby zapewnić większość w głosowaniu. Według szacunków tylko około 1/3 z 18 organizacji pozostałych w związku ma styczność z curlingiem. Dlaczego w takim razie, skoro dotychczasowe władze i tak miały większość, dzięki tym klubom, nazwijmy to pseudo-curlingowym, zdecydowały się na wyrzucenie podmiotów, które de facto zajmują się tą dyscypliną? Teraz łatwiej będzie dokonać zapowiadanego wznowienia Walnego Zjazdu Delegatów. Trzy lata temu przewaga w głosowaniach była niewielka, może dwóch, trzech głosów. Wtedy na zjeździe była taka sytuacja, że działacze PZC mieli każdy po parę pełnomocnictw z różnych klubów. Być może teraz jest już mniej chętnych do udziału w zjeździe czy do udzielania pełnomocnictw, a przewagę w głosowaniach trzeba jakoś zabezpieczyć. Rozumiem, że PZC liczy, że po wznowieniu i dokończeniu obrad, uda się odzyskać zaufanie ministerstwa, a w dłuższej perspektywie światowych władz, tak? Być może. Jedną z głównych przesłanek do złożenia przez ministra do sądu wniosku o likwidację PZC były problemy z praworządnością. Zarząd nie był kompletny, kilku ludzi zrezygnowało, a od historii z Mariuszem Olchowikiem, którego wybór na prezesa został uchylony przez ministra, władze zostały zdekompletowane. Do tej pory nie wiadomo, czy związek posiada właściwą reprezentację. Teraz PZC nie ma prezesa, a wiceprezesem tytułuje się Maciej Sokołowski, prezes Polskiego Związku Karate, gdzie, notabene, też są problemy. Przypuszczam, że związek chce pokazać, że zwoła Krajowy Zjazd Delegatów, wybierze nowe władze i oczekuje, że z tym nowymi, a właściwie nowymi-starymi, władzami pozwoli się mu działać dalej. Kluby, które nie zgadzały się z dotychczasową polityką związku, założyły Polską Federację Klubów Curlingowych, która, jak się zdawało, ma poparcie ministerstwa... PFKC od lat współpracuje z ministerstwem w kierunku naprawy sytuacji curlingu w Polsce, ale brakuje jej wsparcia w Polskim Komitecie Olimpijskim. A to problem, bo bez tego nie można starać się o członkostwo w Światowej Federacji Curlingu (WCF). PKOl nadal stoi murem za działaczami PZC, a bez ich wsparcia ciężko o cokolwiek. Czyli ministerstwo nie potrafi wywrzeć żadnego nacisku na PKOl w tej sprawie? Wydaje się, że nie... A czy PKOl podejmował jakieś rozmowy ze światowymi władzami, żeby przywrócić możliwość startów Polaków w najważniejszych imprezach? Władze PKOl-u złożyły wniosek o dopuszczenie Polaków do udziału w kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich. Udało się go złożyć w ostatnim dopuszczalnym terminie, ale nie został rozpatrzony, bo światowe władze oczekiwały rozwiązania problemów w polskim curlingu u podstaw, a nie doraźnej pomocy. Czekali na konkrety, ale się nie doczekali. Było zaproszenie do rozmów ze strony WCF, ale PKOl odmówił udziału. To było w wakacje, tłumaczyli się, że nie mają czasu i że powinno zająć się tym ministerstwo. Skoro ministerstwo was popiera, to wydawałoby się, że te pozorowane działania, wyrzucenia klubów ze struktur i kuriozalne wznawianie obrad po trzech latach, właściwie nie mają racji bytu i szans powodzenia. To po co to wszystko? No tak, tylko teraz wszystko jest w rękach sądu. Ministerstwo zrobiło wszystko, co może ustawowo zrobić. Wniosek o likwidację związku sportowego to najdalej idące narzędzie, jakim dysponuje. Niestety nie można przeskoczyć decyzji sądu. Jeśli ten nie będzie chciał przychylić się do wniosku ministerstwa, nic z tego nie będzie. Cześć ludzi uważa, że to jest na tyle precedensowa sprawa, bo byłby to chyba pierwszy zlikwidowany związek sportowy w Polsce, że sąd zwyczajnie obawia się podjęcia takiej decyzji. Może gra na czas? Może nie zamierza zamykać PZC? Ministerstwo wyczerpało już wszystkie możliwości, skończyły im się instrumenty. A nie można odebrać im dotacji? Dotacji nie ma od lat. Jest jeszcze druga kwestia. W momencie, w którym związek został wykluczony z WCF, zgodnie z prawem stracił status polskiego związku sportowego. I taka decyzja administracyjna została przez ministerstwo wydana. Tutaj akurat zgoda sądu nie była wymagana, wystarczył podpis ministra. Dlatego w świetle prawa PZC nie jest teraz związkiem sportowym, ale choć jest to decyzja ostateczna, to nie jest prawomocna. Związkowi przysługuje bowiem kilka instancji odwoławczych. I to może potrwać kilka lat, a PZC na pewno wykorzysta każdą możliwość, żeby to przedłużyć. Czyli dopóki to zamieszanie trwa, reprezentanci Polski nie mogą występować na żadnych międzynarodowych zawodach? Nie mogą. Mogliby, gdyby WCF przyjęła Polską Federację Klubów Curlingowych do swoich szeregów, lub gdyby odpowiednie organizacje dogadały się w kwestii umożliwienia zgłaszania reprezentacji Polski. Tu znów jest jednak potrzebna aktywna postawa PKOl-u. Polskich curlerów wspiera ministerstwo, ale światowe władze curlingowe za organ sprawujący władzę nad sportem w danym kraju uznają lokalny komitet olimpijski. To wszystko składa się na kuriozalny obraz całej sytuacji. To jest kuriozalne, że jeden czy dwóch oszustów w małym związku jest w stanie uprzykrzać sportowcom życie przez niemal dekadę. Terminy rozpatrywania wszystkich spraw ciągną się latami, a nikt nie zwraca uwagi na to, że cała dyscyplina została zablokowana. Skoro mimo wszystko nie ma szans na uzyskanie dotacji, ani na występy na międzynarodowych imprezach, to jaki ludzie reprezentujący PZC mają interes w blokowaniu całej dyscypliny? Myślę, że to czysta złośliwość i nieumiejętność przyznania się do błędu i odejścia. Nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć. Podobno zawsze ostatecznie chodzi o jakieś pieniądze, ale o jakich pieniądzach możemy teraz mówić w curlingu? Najbardziej w tym wszystkim brakuje wam chyba wsparcia w PKOL-u? Uprawiamy sport olimpijski, ale PKOl na każdym kroku daje nam odczuć, że curling nie jest wart ich czasu i uwagi. Udając, że nie widzą problemów w PZC, pokazują, że bardziej liczą się dla nich działacze, niż sportowcy. Przykre, bo wypracowanie wspólnie z WCF drogi do umożliwienia startów polskim zespołom nie jest aż tak karkołomnym zadaniem, a swoją postawą PKOl podcina skrzydła ambitnym sportowcom. Mamy w Polsce bardzo utalentowaną męską drużynę, która mogła w tej chwili z powodzeniem walczyć o kwalifikację olimpijską na Pekin. Nie stało się tak jednak przez działaczy.