Początkowo jej start na igrzyskach olimpijskich w Soczi był wielką sensacją. Jedni uważali ją za ciekawostkę, coś w rodzaju celebryckiej atrakcji, inni widzieli w niej osobę, która postanowiła spełniać swoje marzenia i zrealizować nietypową jak na muzyka pasję. Później wokół niej wybuchł skandal, a ją zaczęto nazywać jedną z największych oszustek w dziejach igrzysk. Jak było naprawdę? Cudowne dziecko Matka Vanessy Mae pochodziła z Singapuru, ojciec z Tajlandii. Kiedy małżeństwo się rozpadło, matka wyszła ponownie za mąż, tym razem za obywatela Wielkiej Brytanii i przeprowadziła się do Londynu, stąd brytyjskie obywatelstwo znanej na całym świecie skrzypaczki. Jednak jej zagmatwane rodzinne losy będą miały wpływ również na późniejsze sportowe dokonania Mae.Już od dziecka przejawiała ogromny talent muzyczny. W wieku 4 lat rozpoczęła swoją edukację od lekcji gry na pianinie, dwa lata później dostała do ręki skrzypce i okazało się, że to idealne połączenie. Swój pierwszy koncert symfoniczny dała w wieku 11 lat, dwa lata później wyruszyła w międzynarodową trasę. Została najmłodszą w historii solistką, która nagrała koncerty skrzypcowe Czajkowskiego i Beethovena, a jej sława zaczęła sięgać daleko poza Wielką Brytanię. Kiedy startują Polacy? - Zobacz terminarz! Później wyszła również poza filharmonię, bowiem dorastająca Mae zaczęła uciekać od klasycznego brzmienia i postawiła na bardziej rozrywkową, może nieco bardziej przyswajalną formę muzyki, dzięki czemu zyskała olbrzym rozgłos i trafiła na światowe listy przebojów. Pojawiała się w teledyskach największych gwiazd. Sprzedała ponad 10 milionów płyt w ponad 100 krajach. I choć niektórzy zarzucali jej, że spłyciła muzykę poważną, setki tysięcy fanów wręcz zabijały się o bilety na jej koncerty. A nie każdy z jej kolegów i koleżanek muzyków mógł o swoich występach powiedzieć to samo. Narty były wcześniej niż skrzypce Wielką pasją Mae było narciarstwo. Brytyjka opowiadała, że pierwsze próby jazdy na nartach podjęła, zanim jeszcze do jej rąk trafiły skrzypce. Kiedy jej talent muzyczny zaczął być coraz bardziej widoczny, wraz z matką, która przez lata była jej menedżerką, postanowiły się na tym skupić. Ale marzenia o karierze narciarskiej nie zostały porzucone, a tylko zawieszone.Kiedy już mogła sobie na to pozwolić, w 2009 roku kupiła w Szwajcarii rezydencję w kurorcie alpejskim Zermatt, a rok później ogłosiła, że zamierza zostać narciarką. W wywiadzie dla "The Telegraph" powiedziała, że choć czuje się Brytyjką, to zdaje sobie sprawę z tego, iż nie ma szans reprezentować swojej ojczyzny na igrzyskach olimpijskich. Była jednak inna furtka. Jej egzotyczne korzenie sprawiły, że Wielka Brytania nie była jedynym krajem, który mogła reprezentować. Z racji tego, że jej ojciec pochodził z Tajlandii, zgłosiła się do tamtejszej federacji, która wyraziła zgodę na to, by Mae ją reprezentowała.I tak zaczęły się jej przygotowania do olimpijskiego startu, który miał być spełnieniem jej dziecięcych marzeń. Jak przyznała, od kiedy skończyła 14 lat, najbardziej chciała zostać narciarką. Po drodze zrobiła światową karierę jako skrzypaczka, ale kiedy już mogła sobie na to pozwolić, postanowiła skupić się na sporcie.Czytaj także: Jej postać budzi kontrowersje. W Pekinie może przejść do historii Spełnione marzenia Sama chęć startu nie jest równoznaczna z możliwością występu na igrzyskach olimpijskich. Dlatego Mae zaczęła przygotowania i starty w zawodach niższej rangi, gdzie starała się zebrać odpowiednią liczbę punktów międzynarodowej federacji, dzięki którym mogła wywalczyć kwalifikację do Soczi.Ostatecznie udało jej się to dzięki zawodom zorganizowanym w Słowenii, tuż przed końcem olimpijskich kwalifikacji. Była to dla niej ostatnia szansa, ale udało jej się ją wykorzystać i jako Vanessa Vanakorn wystartowała w slalomie gigancie podczas igrzysk olimpijskich w Soczi. Sam start nie był jakimś wielkim sukcesem, bo skrzypaczka zajęła ostatnie, 67. miejsce w rywalizacji, choć trzeba uczciwie przyznać, że aż 23 zawodniczki w ogóle nie ukończyły przejazdu, a jej się to udało, dlatego występ Mae-Vanakorn potraktowano jako coś pozytywnego, co przykuwało uwagę kibiców, a Tajlandii dało szansę na przeżywanie olimpijskich emocji.Zaczęły się jednak pojawiać coraz częstsze doniesienia o tym, że słoweńskie zawody, w których uzyskała olimpijską kwalifikację, dalekie były od normalności. Jedno wielkie oszustwo? Wszystko zaczęło się już po zakończeniu igrzysk w Soczi. W lipcu 2014 roku Słoweńska Federacja Narciarska zawiesiła czterech swoich pracowników za manipulowanie wynikami Mae, co w efekcie pomogło jej wystartować w igrzyskach olimpijskich.- Na liście startowej była osoba, która w ogóle nie wystąpiła, natomiast jeden z uczestników, który nie ukończył zawodów, został sklasyfikowany na wysokim miejscu. Ponadto wpisana data zawodów nie zgadzała się ze stanem faktycznym - mówił prezes słoweńskiej federacji Jurij Zurej. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) przeprowadził swoje własne śledztwo i jego wyniki były podobne. Organizacja zawodów urągała wszelkim normom, jednego z rzekomych uczestników w ogóle miało nie być na miejscu, inni nie ukończyli przejazdu, ale i tak zostali sklasyfikowani. Emerytowany narciarz miał celowo zaniżać rezultaty. Po tym wszystkim decyzja mogła być tylko jedna. Kara czteroletniego zawieszenia dla Vanessy Mae, a także wszystkich zamieszanych w kwalifikacyjne oszustwo. I tak piękna olimpijska bajka przeistoczyła się w psujący dobrą reputację skrzypaczki koszmar. Nic nie wiedziała? Sama Mae od początku twierdziła, że oskarżenia pod jej adresem są głupie i bezpodstawne. Zapowiadała apelację i walkę w obronie dobrego imienia. Sprawa trafiła do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS), który miał rozpatrzeć jej skargę.I jak się okazało, unieważnił dyskwalifikację nałożoną na Mae. W uzasadnieniu wyrok CAS podał, że choć dowody na manipulację wynikami są niepodważalne, to jednak nic nie wskazuje na to, że sama zawodniczka brała udział w tym nielegalnym procederze. Sprawa miała jednak ciąg dalszy i FIS został zmuszony do tego, by wypłacić jej odszkodowanie! Federacja wydała również oficjalne pismo, w którym przeprosiła Mae i obiecała, że nie będzie dalej rozpowszechniać opinii o jej niesportowym awansie na igrzyska.Kilka miesięcy wcześniej uznany został także jej status olimpijki, bo istniały zastrzeżenia, że skoro kwalifikacje przez nią wywalczona była niezgodna z przepisami, to Mae nie powinno nazywać się olimpijką. MKOl uznał jednak, że skrzypaczka zasługuje na to miano. Ofiara czy oszustka? Vanessa Mae w 2017 r. rozpoczęła przygotowania do igrzysk olimpijskich w Pjongczangu, jednak na niespełna miesiąc przed zawodami poważna kontuzja ramienia sprawiła, że odwołała swój udział, a miejsce, które miało jej przypaść, zajęła Alexia Arisarah Schenkel. To był koniec jej narciarskiej przygody, która do tej pory budzi jednak mieszane uczucia. W świetle prawa ze wszystkich zarzutów została oczyszczona. Nikt nie potrafił udowodnić jej, że miała jakikolwiek wpływ na to, co działo się w niesławnych zawodach w Słowenii.Z drugiej strony były ich największą, najsławniejszą beneficjentką i wielu kibiców uważa, że w jakiś sposób musiała być zamieszana w ustawianie wyników. Czy Mae była zatem jedną z największych oszustek w historii igrzysk czy tylko ofiarą nieudolności działaczy i medialnej nagonki? To raczej na pewno pozostanie jedną z największych zagadek w olimpijskiej historii.