Skąd zatem takie słowa? Tak duże rozczarowanie? Może z przyzwyczajenia... Kamil siebie i nas wszystkich przyzwyczaił do tego, że od 2011 roku właściwie w każdym sezonie wygrywa. Jeśli nie poszczególne konkursy Pucharu Świata, to Turniej Czterech Skoczni, jeśli nie zdobywa medali mistrzostw świata (indywidualnie lub drużynowo) to cieszy się z podium igrzysk olimpijskich. Jedyny sezon kiedy sukcesów mniejszych lub większych zabrakło to ostatni za kadencji Łukasza Kruczka czyli 2015/2016. Poza tym zawsze gdzieś "szło". W tym sezonie "nie idzie" na żadnym polu. Trzecie miejsce w Klingenthal jawi się tylko jako wspomnienie dobrych czasów ze świetnymi wynikami. Myślę, że dlatego tak trudno Kamilowi pogodzić się z wynikami na igrzyskach w Pekinie. Zrobił wszystko co mógł, by wystąpić najlepiej jak to możliwe. Dokonał wręcz niemożliwego, gdy miesiąc po kontuzji usiadł na belce startowej, by wziąć udział w olimpijskim konkursie. A dla niego to za mało... Pekin 2022. Kamil Stoch w nowej dla siebie sytuacji Kamil Stoch znalazł się w nowej dla siebie sytuacji. Nie jechał do Pekinu w roli faworyta, choć nadzieje były. Nie musiał czuć presji, choć na pewno sam ją sobie nałożył. Nie oczekiwano od niego cudów, ale niespodzianka była mile widziana. Jak sam mówi wiele poświęcił, ale tym razem nie wyszło. Co więcej - tak niewiele zabrakło do szczęścia... to boli, bo musi boleć. Każdy w takiej sytuacji czuł by się podobnie. Wielu załamałoby się i być może rozważało rzucenie nart w kąt. Myślę jednak, ze inteligencja, także emocjonalna, mądrość i niezwykły hart ducha Kamila nie pozwolą mu poodejmować drastycznych decyzji, a już na pewno nie pod wpływem emocji. Na drugim krańcu emocjonalnego rollercoaster’a jest Dawid Kubacki. Jedyny - jak dotąd, bo igrzyska jeszcze trwają - medalista imprezy w Pekinie. Powiedzieć, że miał słaby sezon, to jak nic nie powiedzieć. Do tego zakażenie koronawirusem, przymusowa izolacja i niepewność czy uda się na najważniejszą imprezę czterolecia pojechać. Wywalczył medal, ale mam poczucie - zaznaczam, to moje subiektywne wrażenie - że cieszy się z niego tylko trochę. Jest jakby zawstydzony tym sukcesem, wobec niepowodzenia Kamila i kolegów z drużyny. Dawid nie należy co prawda do najbardziej ekspresyjnych ludzi jakich znam, ale widziałam go już znacznie bardziej uśmiechniętego i szczęśliwego z powodu wywalczonych trofeów niż teraz. A może po prostu na radość i świętowanie przyjdzie jeszcze czas. Z rodziną, przyjaciółmi, z dala od kamer i dziennikarzy. Może pozostający zawsze nieco w cieniu Kamila skoczek także musi się do nowej sytuacji przyzwyczaić. Chcąc nie chcąc stał się główną gwiazdą nie tylko swojej drużyny, ale całej reprezentacji Polski., Z tym też trzeba sobie poradzić. Nie wątpię, że Dawid potrafi, ale potrzebuje na to chyba trochę więcej czasu...Dylematy obu mistrzów na pewno rozwiązałby medal w drużynie. Bo to jest drużyna na medal. Wsparcie jakim obdarzają się na co dzień nasi skoczkowie, jak kibicują sobie nawzajem, jak dbają o dobrą atmosferę wewnątrz zespołu, zasługują na podziw i gratulacje. Nie trzeba daleko szukać, by wiedzieć, że nie zawsze jest to tak oczywiste. Mogą na siebie liczyć i w tych pięknych, zwycięskich momentach i wtedy, gdy jest naprawdę trudno. I to jest ich największa siła. Czy taka, które pomoże góry przenosić i skocznie przeskakiwać? Okaże się w ostatniej części sezonu Pucharu Świata. Na horyzoncie przecież mistrzostwa świata w lotach. Paulina Chylewska