Michał Białoński, Interia: Co przedstawicielkę konkurencji technicznej skłoniło do tego, żeby kibicować biegaczom?Maria Andrejczyk: Bardzo doceniam biegaczy, szczególnie maratończyków. Przebiec 42 kilometry to jest nie lada wyczyn. Miło mi, że zostałam tutaj zaproszona i że mogę kibicować najlepszym. Niezapomniane przeżycia. Czuję się tak, jak na prawdziwych zawodach lekkoatletycznych. Uważam, że PKN Orlen wykonał kawał dobrej roboty organizując taką imprezę. Atmosfera tutaj nie ustępuje w niczym mistrzostwom świata, czy nawet igrzyskom olimpijskim.Nasi najlepsi maratończycy, jak choćby Henryk Szost czy Artur Kozłowski cieszą się, że mamy wreszcie w Polsce taką imprezę, porównywalną do największych maratonów na świecie. To chyba dobre zjawisko dla polskiej lekkoatletyki.- Lekkoatletyka staje się coraz bardziej popularna. Moim marzeniem jest, aby kiedyś była na równi z piłką nożną. Do tego chyba wszyscy dążymy. Byłabym też zadowolona, gdyby takie imprezy towarzyszyły innym konkurencjom lekkoatletycznym. Nie tylko biegom, ale też rzutom, skokom. Myślę, że za parę lat coś takiego będzie możliwe. Wtedy lekkoatletyka będzie w Polsce królową sportu. Proszę powiedzieć o przygotowaniach do mistrzostw świata w Londynie?- Po operacji barku jest już coraz lepiej. Na razie wszystko odbudowuję. Siła szybko wraca. Na wytrzymałością muszę pracować najwięcej, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie chcę się spieszyć. Uważam, że jestem mądrze prowadzona i na ten moment jest dobrze.- Pierwsze starty planuję na początek lipca. Prawdopodobnie będą to młodzieżowe mistrzostwa Polski u mnie w Suwałkach. Marzę, żeby tam wystartować i zainaugurować sezon po operacji. Nie będę się jednak "spinała". Taki mam charakter, że jak sobie coś postanowię, to będę robiła wszystko, żeby to zrealizować. Dużo jednak będzie zależało od mojego barku.Widać, że mentalnie znosi pani dobrze ten trudny okres, gdy nie ma adrenaliny związanej ze startami, kibicami, dopingiem. Tylko jest ciężka praca nad odbudową formy.- Tak naprawdę, oprócz tych głównych startów, to są moje ulubione momenty w sezonie, bo uwielbiam ciężką pracę. Jestem jednak niecierpliwa. Ta kontuzja wiele mnie nauczyła, ale już chce mi się startować. Zwłaszcza jak widzę, gdy moi znajomi oszczepnicy rzucają daleko. Kurcze, jak już bym chciała wziąć oszczep, rzucić, machnąć z całych sił, ale jeszcze nie mogę. Muszę poczekać. Taki wilczy głód we mnie rośnie. Rozmawiał Michał Białoński