Już dzisiaj zaczyna się wielkie święto biegania Orlen Warsaw Marathon & Games! Od godz. 11 w sobotę znajdziecie wiele ciekawych imprez na warszawskiej Agrykoli. Tu znajdziesz dokładny program imprezy! Artur Gac, Interia: Jaki jest koszt ściągnięcia do Polski topowego maratończyka? O jakie gaże chodzi? Artur Kozłowski: Nigdy nie miałem do czynienia z takimi zawodnikami, dlatego mogę co najwyżej strzelać. Na pewno, w porównaniu z piłkarzami Ekstraklasy, mówilibyśmy o miesięcznej lub kilkumiesięcznej wypłacie. Mówimy o kilkudziesięciu tysiącach dolarów? - Przypuszczam, że jeżeli mówilibyśmy o rekordziście świata, to pewnie byłaby to kwota w okolicach 100 tysięcy dolarów. Ale zastrzegam - to jest tylko mój strzał. Być może celny, bo w rozmowie z Interią nasz legendarny maratończyk Henryk Szost również skłaniał się ku takiej gaży. - No więc właśnie... Natomiast przypuszczam, że zawodnicy biegający w granicach 2:05.00 - 2:06.00 oczekują około 20-30 tysięcy dolarów. Chociaż podkreślam, że to tylko moje przypuszczenia. W poprzedniej części rozmowy już pan powiedział, że trasa Orlen Warsaw Maraton jest bardzo szybka i sprzyja - o ile pozwolą warunki atmosferyczne - na osiąganie dobrych czasów. A jaka jest jej charakterystyka? Premiuje zawodników o jakich predyspozycjach? - Na pewno jest bardzo płaska. W związku z tym nie potrzeba tu zawodników typowo siłowych, którzy są bardzo dobrzy w górach. "Nabite" nogi też są zbędne, bo wystarczy być dobrze naszykowanym do prędkości i biec spokojnie z profilem trasy. Jedynie na początku, na czwartym lub piątym kilometrze, jest podbieg, lecz poza nim trasa praktycznie jest "płaściutka". To maraton typowo pod bicie rekordów. W Warszawie wcale nie trzeba wolniej zaczynać. Myślę, że równe rozłożenie sił pozwala spokojnie walczyć o "życiówki". W niedzielę będzie pan bronił tytułu mistrza Polski. Pod nieobecność Henryka Szosta, który nie stanie na starcie, na usta ciśnie się jedno pytanie: do kogo obecnie należy palma pierwszeństwa w polskim maratonie? - (śmiech) ja nie odpowiem na to pytanie. Na pewno miałem, mam i zawsze będę miał wielki szacunek dla Henryka, bo jest rekordzistą kraju z wynikami tak naprawdę nieosiągalnymi dla wszystkich pozostałych Polaków. Na pewno jest to zawodnik ze światowej półki i należą mu się wielkie oklaski za to, czego dokonał w trakcie swojej kariery. Mistrzostwa Polski oczywiście rządzą się swoimi prawami, więc porównywanie kolejnych edycji jest ciężkie. To pole zostawiam dla statystyków. W debiucie na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro zajął pan 39. miejsce, najwyższe z Polaków. - Tak, aczkolwiek mam nadzieję, że jeszcze troszkę awansuję, ponieważ ostatnio sporo słychać o zawodnikach z Kenii. Właśnie, przed panem perspektywa chyba nawet niemałego awansu w związku z wpadkami dopingowymi. - Mam taką cichą nadzieję. Nie chcę nikomu umniejszać, ale to faktycznie bardzo duży problem. Zresztą w ubiegłym roku, gdy biegłem w maratonie w Houston, zająłem 5. miejsce, a dzisiaj już jestem klasyfikowany na najniższym stopniu podium. Otóż dwóch zawodników zdyskwalifikowano za doping. Niestety to wielki problem i tak naprawdę ciężko z nim walczyć. Zresztą nie wiadomo, czy w ogóle ktoś chce z tym walczyć. I to jest największym problemem. Niemniej mam nadzieję, że to będzie się posuwało do przodu i zawodnicy, którzy próbują oszukać, będą wyłapywani. Liczy pan, że medal z maratonu w Houston zostanie panu dosłany? - Sytuację mam już mniej więcej wyjaśnioną. Organizatorzy zachowali się bardzo fajnie, więc nie mam do nich żalu, bo wybrnęli z okoliczności. Rozmawiał Artur Gac