Żyła podkreślił, że triumf na mniejszym obiekcie nie oznacza, że już nic nie musi. - Nie ma czegoś takiego jak całkowity luz. To jest nasza praca. Jest motywacja do tego, żeby na dużej skoczni też pokazać to, co umie się najlepiej - podkreślił. Zagadnęliśmy naszego skoczka, czy ma swoją hierarchię medali i sukcesów. - Hierarchii nie mam, ale ten medal z soboty jest dosyć ważny dla mnie. To takie drugie spełnienie marzeń. Pierwsze było w Lahti w drużynie, a teraz indywidualnie - powiedział. Buty nie do pary Na spotkanie z polskimi mediami wyszedł początkowo bez swojego medalu. - Złoto jest schowane w pudełku. Ale mogę przynieść - mówił. Chwilę później zjawił się ponownie, już ze złotym krążkiem, z którym, jak zapewnił, nie spał. - Byłoby niewygodnie, jeszcze bym się udusił - śmiał się nasz skoczek. Przed konkursem na skoczni normalnej Żyła testował nowe buty. Taki ruch pomógł mu cztery lata temu zdobyć brązowy medal w Lahti. Tym razem jednak nie zdecydował się na zmianę przed zawodami. - Na treningach mieliśmy różne kombinacje, ale na konkurs zostawiłem te, w których skaczę od Willingen. Nowe buty to zawsze trochę niewiadoma, choć firma Nagaba przygotowuje nam takie buty, że raczej nie ma z nimi problemów - podkreślił. - Z poprzedniej firmy dostałem raz dwa buty, jakby z innego modelu. Przeskakałem w nich dwa treningi w Planicy i kręciło mnie. Jeden był juniorski, a drugi bardziej ulepszony. Stefan Horngacher przyszedł i zapytał, czy przyjrzałem się tym butom. Okazało się, że jeden był z innego sortu. Pomylili się przy wysyłce, a ja wziąłem i skakałem - wspominał Żyła. Jaki kurczak? Po zdobyciu złota w Oberstdorfie Horngacher zamienił dwa zdania z Żyłą, pytał naszego skoczka, czy "kurczak-system" działa. W sobotę nasz skoczek nie chciał dokładnie wyjaśnić, o co chodzi. Zrobił to po kilku dniach. - Chodzi o ułożenie rąk na rozbiegu. Są trochę "przygięte". To działa, gdy jestem w dobrej dyspozycji. Gdy jestem w trochę gorszej, to nie do końca. Ale tak jest ze skokami. Gdy jest się w dobrej formie, wtedy wszystko działa - zaznaczył. - Jeżdżę tak już dłuższy czas. Czasem widać to bardziej, a czasem mniej. Nieraz nie wiem, od czego to zależy - dodał. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź Jedną z imprez, na której Żyła nigdy nie odniósł sukcesu, są igrzyska olimpijskie. Za niespełna rok rywalizacja w Pekinie. - Nigdy sobie nie radziłem na igrzyskach. Nie mam dobrych wspomnień. Zawsze miałem jakiś problem. Ale pracuję cały czas nad swoją mentalnością. Może w inny sposób niż pozostali. Ale mi to pomaga. Nie wybiegam też daleko do przodu - powiedział. W pracy nad mentalnością nasz skoczek zdecydowanie wolał spotykać się z osłem niż psychologiem. Przypomniał nietypowy trening, wprowadzony jeszcze za czasów Horngachera. - Pracowałem przez dwa lata z najlepszym psychologiem - osiołkiem. Z tego cały czas wyciągam wnioski. Z psychologiem bym się nie dogadał - śmiał się nasz zawodnik. - Różnica polega na tym, że psycholog się odezwie, a osiołek nie. Zawsze miałem swoje metody. Ta mi się spodobała, bo to jest prostsze niż jakieś teorie psychologa. Robię tak, jak uważam, a nie tak jak ktoś mi narzuca. Wolę się uczyć na swoich błędach. To pomogło mi w sobotę. Zrobiłem tak, jak chciałem - podkreślił. Z Oberstdorfu Waldemar Stelmach