Informacja o zakażeniu koronawirusem lidera Pucharu Świata Halvora Egnera Graneruda spłynęła w środę niczym grom z jasnego nieba. Wykluczenie najlepszego obecnie zawodnika na świecie z piątkowej rywalizacji na dużej skoczni zwiększyło szanse Polaków na medale. - Granerud na pewno miał plan, żeby się odkuć na dużej skoczni za niepowodzenie na normalnym obiekcie. Współczuję zarówno jemu jak i całej kadrze, bo wiem co to znaczy dla zawodnika. Trudno, takie jest życie. My też przez te stresy przechodziliśmy podczas Turnieju Czterech Skoczni. Pod jego nieobecność kandydatów do zwycięstwa na dużej skoczni będzie jednak co najmniej kliku, w tym cała nasza czołowa trójka. - Z Kamilem Stochem nic się nie stało. Formę sportową ma. Chodzi o to, żeby w piątek dyspozycja dnia była na tyle dobra, by mógł zawalczyć o medal. Dawid Kubacki jest w świetnej formie. Po piątym miejscu na skoczni normalnej na pewno czuje niedosyt. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie z wymiany między nami sms-ów. Liczę, że któremuś z naszych reprezentantów uda się zdobyć medal. Groźny będzie Anze Lanisek ze Słowenii, Karl Geiger, czy Markus Eisenbichler z Niemiec - mówi Interii Apoloniusz Tajner. Polacy po przykrych doświadczeniach z Turnieju Czterech Skoczni zachowują w Oberstdorfie jeszcze większą czujność, aby u nikogo w drużynie nie doszło do zakażenia. - Zarówno nasi skoczkowie jak i cały sztab jest wręcz przeczulony na punkcie ewentualnego zakażenia koronawirusem. Wszyscy mieszkają w oddzielnych pokojach w osobnym hotelu. Ryzyko zakażenie jest ograniczone do minimum - uspokaja Apoloniusz Tajner. Testy na koronawirusa kosztowały PZN prawie 800 tysięcy złotych - Jeśli chodzi o wydatki na przeprowadzanie testów, to od początku pandemii przeznaczyliśmy na ten cel od 600 do 800 tysięcy złotych. Systematycznym badaniom poddawanych jest 140 osób. Tylko podczas mistrzostw świata testy dla drużyny skoczków wyniosły 5 tysięcy euro. Każdy test to 100 euro. Te wszystkie wydatki z ostatnich dwunastu miesięcy mocno obciążyły nasz budżet - twierdzi były trener naszej reprezentacji. Po piątkowym konkursie indywidualnym zawodnicy nie będą mieć ani dnia odpoczynku. W sobotę czeka już na nich rywalizacja drużynowa. Wobec nieobecności w kadrze Norwegii Graneruda to Polacy wyrastają na faworyta numer jeden do zdobycia złotych medali. - Zawsze ostrożnie podchodzimy do stawiania naszych zawodników w roli faworytów. Nie chcemy im narzucać presji. To tylko niepotrzebnie wprowadza dodatkowe obciążenia. Mamy mocnych trzech zawodników, a z pozostałej trójki Andrzej Stękała, Klemens Murańka i Jakub Wolny na pewno wyłoni się na treningach ten najmocniejszy i uzupełni skład desygnowany przez Michala Doleżala. - W roli faworytów, poza naszą reprezentacją, upatrywałbym jeszcze Niemców, Austriaków i Słoweńców. Na szczęście nie mamy na tyle słabszych punktów, tak jak jest to w innych zespołach, i to pozwala nam rzeczywiście liczyć na dobry wynik. Czekamy na konkurs drużynowy z pozytywnym nastawieniem, niecierpliwością, ale też pokorą. Tutaj potrzebnych będzie osiem równych skoków. Jakikolwiek błąd, chociażby jednego skoczka może nas sporo kosztować - przekonuje szef PZN. Stękała wystąpi w Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem Po mistrzostwach świata w Oberstdorfie skoczkowie od razu mieli się przenieść do Norwegii, by rywalizować w coraz bardziej popularnym cyklu Raw Air. Z uwagi na pandemię zawody jednak zostały odwołane. Jest plan, aby w przyszły weekend zorganizować dodatkowe zawody w Planicy na skoczni mamuciej. Ostateczna decyzja w tej sprawie zapadnie najprawdopodobniej w piątek. - Plan na najbliższe dwa tygodnie dla naszej reprezentacji jest taki, że oprócz trzech naszych najlepszych zawodników, czyli bez Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły, w Zakopanem, podczas Pucharu Kontynentalnego, wystąpi cała nasza kadra, razem z Andrzejem Stękałą. Wymieniona trójka w najbliższych dwóch tygodniach będzie najprawdopodobniej trenować na Wielkiej Krokwi i będzie odpoczywać. Wszystko po to, żeby skumulować energię na ostatnie zawody w tym sezonie w Planicy. Ufam jednak, że już za tydzień odbędą się tam dodatkowe zawody. Oczywiście, martwi nas ta cała sytuacja związana z odwołaniem rywalizacji w Norwegii, ale nie mamy na to absolutnie żadnego wpływu - mówi Apoloniusz Tajner. Będzie rozmowa z Łukaszem Kruczkiem Po zakończeniu sezonu, na początku kwietnia planowane jest spotkanie Apoloniusza Tajnera z trenerem kadry kobiet Łukaszem Kruczkiem i m.in. dyrektorem sportowym PZN Adamem Małyszem. Jeśli będzie taka potrzeba, w spotkaniu będą uczestniczyły także same zawodniczki. - Od strony sportowej, technicznej, organizacji pracy Łukasz Kruczek jest na pewno doskonałym trenerem. To wszystko stoi na najwyższym poziomie. Niepokoi mnie jednak trochę atmosfera, która zawsze jest bazą, aby uzyskiwać jak najlepsze rezultaty. W tym momencie jest tak jakby trochę zaburzona. Mam nadzieję, że podczas spotkania wszystko sobie wyjaśnimy. Przebywający w Oberstdorfie Adam Małysz sygnalizuje, że trener Kruczek nie ma pełnej kontroli nad zawodniczkami - przekonuje szef PZN. - Nigdy sam nie pracowałem z kobietami i dopiero teraz dowiaduję się, jak duże mogą to być problemy, bardziej natury osobowościowej niż sportowej. Dziewczyny są na pewno świetnie przygotowane fizycznie. Pod względem technicznym czasami same sobie jednak przeszkadzają w oddawaniu dłuższych skoków. Łukasz Kruczek ma z nami ważny kontrakt do igrzysk w Pekinie i do tego czasu nie zakładamy żadnych zmian. Najpierw bardzo dobrze chcemy rozpoznać całą sytuację. Podchodzimy do wszystkiego na spokojnie - zakończył Apoloniusz Tajner. Rozmawiał Zbigniew Czyż