Puchacz na co dzień występuje w GKS-ie Katowice, ale w Łodzi mógł się poczuć jak w domu. Na trybunach stadionu Widzewa zasiadła bowiem jego rodzina, przyjaciele, znajomi i ponad 17 tys. innych osób. - To wspaniałe uczucie wyprowadzić reprezentację na boisko przy tylu kibicach. To chwila nie do zapomnienia. Kibice fantastycznie dopingowali i grało się naprawdę wspaniale. Chcieliśmy im z całego serca podziękować - podkreślał Puchacz. Fani na stadionie spisali się znacznie lepiej od zawodników. Polacy popełniali błędy, które Kolumbijczycy bezlitośnie wykorzystali i dzięki temu wygrali 2-0. - Nie stworzyliśmy sobie klarownej sytuacji, mieliśmy problem z przedostaniem się pod bramkę Kolumbii. A rywale czekali na nasze błędy i skrzętnie z nich korzystali. Grali bokami, gdzie mieli bardzo dobrych zawodników - przyznaje Puchacz. - To jednak jest turniej i nastroje muszą być pozytywne. W grupie zostały nam dwa mecze i ciągle mamy szansę awansować. Nie załamujemy się - przegraliśmy mecz, ale to nie koniec świata. Będziemy ciągle walczyli, aż do samego końca. Każdy z nas powinien zagrać lepiej, ale przyjdzie czas na analizy i wyciąganie wniosków - dodaje kapitan reprezentacji. Po pierwszej kolejce spotkań Polacy zajmują trzecie miejsce w grupie A. Przed nimi teraz niedzielne spotkanie z Tahiti, które na inaugurację przegrało z Senegalem 0-2. - Skupiamy się już tylko na tym meczu. Nie można lekceważyć Tahiti i zastanawiać się, ile to im bramek strzelimy. Musimy się do tego meczu dobrze przygotować i go wygrać - podkreśla Puchacz. Z Łodzi PJ