Przedwczesny finał? Na to jeszcze zdecydowanie za wcześnie, ale faktem jest, że w Bielsku spotkały się dwie drużyny, które nie kryją swoich dużych aspiracji. Zresztą, nikt nie ma na koncie tylu tytułów mistrzowskich w tej kategorii wiekowej, co Argentyna. Podopieczni Fernando Batisty wcale nie musieli jednak tego wygrać. W tym technicznym futbolu na całkiem wysokim poziomie Portugalczycy przeprowadzali bardziej składne akcje, lepiej posługiwali się piłką, dochodzili też do groźniejszych sytuacji. Jak nie Jota albo Gedson (wyceniany już dzisiaj na 20 milionów euro) z Benfiki, to Diogo Leite z Porto. Żaden z nich nie miał jednak na tyle szczęścia, aby pokonać bramkarza "Albicelestes" Manuela Roffo z Boca Juniors. Nie udawało się to również Rafaelowi Leao z francuskiego Lille. Młody Portugalczyk zagrał w minionym sezonie 24 mecze w Ligue1, strzelił osiem goli, mając w drużynie rewelacyjne trio Bamba-Ikone-Pepe, co tylko dobrze o nim świadczy. W meczu z Argentyną sytuację miał niejedną, ale albo Roffo stał na przeszkodzie albo brakło dosłownie centymetrów, aby skutecznie dobić piłkę z najbliższe0j odległości, jak tuż po przerwie. Czym odpowiadała Argentyna? Równie składną grą, choć bez tak klarownych okazji, mimo dobrego rzutu wolnego Barco. I przede wszystkim cierpliwością. A gdy po dwóch kwadransach nadarzyła się okazja do zadania ciosu, gracze Batisty skwapliwie ją wykorzystali. Mówiąc dokładniej - Gaich. Wysoki napastnik "papieskiego" klubu z San Lorenzo już w pierwszym spotkaniu z RPA wszedł na ostatnie pół godziny, sprawił dobre wrażenie, strzelił nawet ostatniego gola (5-2) i tym razem dostał szansę od początku. Też ją wykorzystał, bo przytomnie dołożył nogę do podania Juliana Alvareza, zaskakują portugalską obronę i bramkarza. Choć przy tym golu warto było jeszcze zwrócić uwagę na wcześniejsze zachowanie piłkarza, zgranie piłki, wyjście na pozycję, a potem upór w wykończeniu akcji. Jakby wszystko było naprawdę wyćwiczone. Ta bramka na chwilę podcięła skrzydła podopiecznym Helio Sousy, ale w drugiej części gry ruszyli do ataku z jeszcze większym przekonaniem. O tym, że Leao potrafi grać widowiskowo, pokazał choćby wtedy, gdy podawał... przewrotką na skrzydło, rozprowadzając akcję. Zanim jednak do tego doszło, Argentyńczycy mogli podwyższyć wynik. Najpierw Anibal Moreno strzelił w słupek, za chwilę Esequiel Barco upadł w polu karnym, pociągany przez Portugalczyka, jednak sędzia nie zdecydował się na podyktowanie karnego. Gracze Sousy atakowali, znowu byli groźniejsi, ale nawet rzut wolny Gedsona tuż zza pola karnego nic nie dał. Tymczasem Gaich miał znakomitą okazję na drugiego gola. Po zagraniu Maroniego, który wywalczył piłkę w środku pola, znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Joao Virginia nie dał się jednak zaskoczyć. Po uderzeniu Patricio Pereza był już jednak bezradny. Sędzia bardzo długo korzystał z systemu VAR, czy wszystko było zgodnie z przepisami, ale ostatecznie gola uznał. Gaich trafił do siatki jeszcze raz, już w doliczonym czasie gry, ale wtedy spalony już był. Portugalia - Argentyna 0-2 (0-1) Bramki: 0-1 Gaich (33.), 0-2 Perez (83.) Portugalia: Virginia - Dalot, D. Queirós (C), Leite, Vinagre - M. Luís (77. Martelo), F. Luís, G. Fernandes - Trincao (62. Djú), Leao, Jota (88. Neto). Argentyna: Roffo - Mura, Pérez (C), Medina, Ortega - Moreno (82. Sosa), Vera, Barco (89. Weigandt) - Urzi, Álvarez (69. Maroni), Gaich. Żółte kartki: Leite - Pérez, Medina. Widzów: 11 874 Remigiusz Półtorak, Bielsko-Biała