Gdyby przeprowadzić plebiscyt na najmniej podekscytowanego polskiego piłkarza po meczu z Senegalem, to Serafin Szota na pewno znalazłby się w czołówce. - Plan został wykonany, choć mogliśmy wycisnąć z tego meczu jeszcze więcej - przyznaje obrońca reprezentacji. Inna sprawa, że po porażce z Kolumbią Polacy trzecie miejsce wzięliby pewnie w ciemno. Na inaugurację bowiem przegrali, ani razu nie stwarzając okazji do zdobycia bramki. - Przeanalizowaliśmy naszą grę w tamtym spotkaniu i dobrze przygotowaliśmy się do spotkania z Senegalem. To naprawdę dobry zespół, my z kolei mieliśmy swoje problemy. Uważam jednak, że zakończyliśmy to szczęśliwe. Wydaje mi się, że zagraliśmy dobry mecz. Początek turnieju nie był łatwy, ale udowodniliśmy, że umiemy grać w piłkę - uważa Szota. Wszystko wskazuje na to, że w 1/8 finału Polacy zmierzą się w niedzielę w Gdyni z Włochami. Czasu na świętowanie nie będą więc mieli wiele. - Wracamy, idziemy spać, regenerujemy się. No może gdzieś wyjdziemy jutro do centrum, ale czeka nas też trening, więc już skupiamy się na kolejnym meczu, choć akurat mnie nie interesuje, z kim zagramy. Na kogo byśmy nie trafili, to musimy zagrać dobre spotkanie - zaznacza Szota. Jedno jest jednak pewne - Polacy, przynajmniej na jakiś czas, żegnają się z Łodzią, gdzie mogli liczyć na lepszy doping niż dorosła reprezentacja Polski na Stadionie Narodowym. - Mam nadzieję, że gdzie nie zagramy, to kibice przyjdą na mecz i będą nas wspierali tak niesamowicie jak w Łodzi - podkreśla Szota. Z Łodzi PJ