Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Rozmawiamy u progu roku 2018, wyjątkowego dla polskiej piłki. Chociażby z tego powodu, że po 12 latach przerwy jedziemy na mundial. Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: Ale nie tylko z tego powodu jest on wyjątkowy. Całe szczęście, że już się zaczął. Po przerwie świąteczno-noworocznej, spokojnej, radosnej, miłej. Wracamy do piłki. Podsumowaliśmy pierwsze miesiące funkcjonowania VAR-u, a faktycznie rok 2018 jest bardzo ciekawy dla nas. Jedziemy na mundial, reprezentacja U-21 walczy o udział w mistrzostwach Europy. Kadry U-19 i U-17 zakwalifikowały się do ostatecznych turniejów eliminacyjnych, mają szanse, by jechać na mistrzostwa świata. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcielibyśmy jak najwięcej ugrać w tym roku. Chcielibyśmy wywalczyć medal w Rosji, ale to zadanie graniczy z cudem, tak jak cuda były na MŚ w 1974 i 1982 r. My chcemy po prostu budować piłkę, uczestniczyć w wielkich imprezach, a później zobaczymy, co z tego wyniknie. W 2016 roku pojechaliśmy na mistrzostwa Europy, nieświadomi do końca tego, na co nas stać. Okazało się, że na Euro nigdy nie goniliśmy wyniku, z nikim nie przegrywaliśmy. Odpadliśmy po rzutach karnych, a tak prawdę powiedziawszy, to mało brakowało, a bylibyśmy w finale. Gdybyśmy wygrali rzuty karne z Portugalią, to pewnie bylibyśmy w finale, bo w drodze do niego czekała Walia. Nikt o tym nie myśli, nikt tego nie roztrząsa. A teraz? Wielu ekspertów powtarza z uporem, że mamy słabą grupę i powinniśmy ją wygrać w cuglach. - Tym, którym się wydaje, że mamy łatwą grupę, przypomnę, że jeden z naszych rywali jest drugi w Afryce (Senegal-przyp. red,), drugi przeciwnik grał w ćwierćfinale na ostatnich MŚ (Kolumbia), a uznawana za "kopciuszka" Japonia jest najlepsza w Azji, jej piłkarze biegają za dwóch, mają kindersztubę, walczą do końca. Ale my nie szukamy alibi, chcemy zagrać najlepiej jak możemy. Kilka tygodni temu zorganizował pan Wigilię środowiska piłkarskiego i stolik numer "trzy" zajęli selekcjonerzy: obecny i bodajże siedmiu poprzednich. Zauważyłem pewną prawidłowość: Adam Nawałka i jego ludzie ze sztabu są realistami, twardo stąpają po ziemi. Natomiast jego poprzednicy, chociażby trener Antoni Piechniczek czy Jerzy Engel, są hurraoptymizmami i głośno mówią o medalu na MŚ. Trener Engel apeluje nawet, aby kadrowicze skończyli ze skromnością i zaczęli postępować jak Robert Lewandowski, który walczy o swoje, gdy w plebiscycie FIFA jest niżej niż się spodziewał. - Ja się z tym do końca nie zgodzę. Takie buńczuczne mówienie, że trzeba sobie stawiać ambitne cele, do niczego dobrego nie prowadzi. Owszem, ambitnym trzeba być, ale ambitne cele muszą też być realistyczne. Bo jeśli skaczesz wzwyż 180 cm to przed najważniejszą imprezą chcesz poprawić rekord na 183 albo 185 cm, bo jak powiesz: "Nie! Panowie, jak dzisiaj kurczę skoczę dwa metry", to wiadomo, że się "zabijesz" na 170 cm. Przecież ludzki organizm ma granice i nie można wymagać od niego niemożliwego. My doskonale zdajemy sobie sprawę , że jesteśmy drużyną mocną, solidną, która ma kilku liderów i jednego świetnego piłkarza. Jeżeli w niej wszystko będzie dobrze funkcjonowało, to jakoś to pójdzie. Wiadomo też, że od mówienia, również w piłce, nic nie urośnie. To strata czasu. Trzeba trenować, przez pół roku grać w swoich klubach, przyjechać zdrowym i całym na zgrupowanie, przygotować się i walczyć. A że eks-selekcjonerzy mają swoje teorie? Takie ich prawo, piłka taka jest, że każdy ma swoje zdanie i trudno z tym polemizować. Gdy w Hiszpanii zdobywaliśmy medal na MŚ, w reprezentacji, z panem w składzie, średnia wieku nieznacznie przekraczała 26 lat, a zawyżał ją ponad 30-letni wówczas Grzegorz Lato, który był jednym z liderów. - No tak, Grzesiu w Hiszpanii miał ponad 30 lat i był bez włosów (uśmiech). A tak poważnie, to on nic nie zawyżał na MŚ, on był tam wartością dodaną. Tymczasem we Francji, podczas Euro 2016, przeciętny wiek naszego piłkarza przekraczał 28 lat, Mija drugi rok od ME, a ci, którzy powinni zdobywać miejsce w pierwszym składzie, rozpychać się w nim łokciami, są nieco w odwrocie przez brak regularnych występów w klubach. Wystarczy wspomnieć Bartosza Kapustkę i Mariusza Stępińskiego. Nie niepokoi to pana? - Ja bym się tym szczególnie nie martwił. Mamy dużo zdolnej, utalentowanej młodzieży, wystarczy wspomnieć tylko Zielińskiego, Kownackiego, Linettego. Zdolny, utalentowany jest Bielik, z naszej ligi do składu kadry przebija się Żurkowski. Milik dochodzi do siebie po kontuzji. Można by długo wymieniać. Powiedzmy sobie szczerze: zamienić Lewandowskiego jeden do jednego to jest niemożliwe. Tak samo jak nikt nie zastąpi Cristiano Ronaldo czy Lionela Messiego. W naszych warunkach zastąpienie Piszczka, czy Błaszczykowskiego nie jest łatwe. Mam nadzieję, że będą w dobrej formie i będą świetnie grali. Czas na stopniowe odmładzanie kadry przyjdzie po mundialu. Większość liczących się reprezentacji na przestrzeni lat ma formę jak sinusoidę - raz grają lepiej, a później, po zmianie pokoleniowej słabiej, czy na odwrót. Jedyne co mnie martwi, smuci, a na co jednocześnie patrzę z przymrużeniem oka, to pisanie, że reprezentacja Polski to Robert Lewandowski i nic więcej. Jest to robione, według mnie, przez pseudo-dziennikarzy, po to, aby skłócić Roberta z pozostałymi. Lewandowski jest naszym skarbem największym, w mojej opinii najlepszym numerem "9" na świecie, ale sam nie wygrałby meczu i lansowanie innej tezy oznacza brak elementarnej wiedzy. Ktoś musi walczyć o piłkę, bronić dostępu do bramki, podawać. Nie gnębi pana sytuacja, że z jednej strony mamy piłkarzy, którzy są ikonami w swoich klubach i są nadmiernie eksploatowani, jak choćby Lewandowski czy niezniszczalny Kamil Glik z AS Monaco, a z drugiej tych, którzy grzeją ławę? - Kamil Glik jest lekko przemęczony, zaczyna mu brakować świeżości, ale mam nadzieję, że dojdzie do siebie. Robert Lewandowski od półtora miesiąca gra trochę mniej, ale i tak jest eksploatowany. Oczywiście, to trochę martwi, bo ja pamiętam go na ME we Francji. Przyjmował ciosy od wszystkich, pokopali go, dzięki czemu cała reprezentacja grała lepiej, ale sam Robert nie był w życiowej formie. Zresztą nie mógł być po trudach sezonu Bundesligi, Pucharu Niemiec i Ligi Mistrzów. To bardzo wyeksploatowało go, przez co brakowało mu polotu, którym imponował na jesieni 2017, czy 2015 roku. Po roku grania na okrągło jesteś zmęczony i musisz sobie trochę dawkować obciążenia. Grać z Robertem, a bez niego to dwa inne światy. To tak samo jak reprezentacja Argentyny czy Barcelona nie poradziłyby sobie bez Messiego. Chciałbym kiedyś zobaczyć Barcelonę grająca półtora miesiąca bez Leo. Nie jest to takie proste. Czy mundial jest większym wyzwaniem niż mistrzostwa Europy? Chociażby z uwagi na to, że spotykają się na nim drużyny o różnej kulturze piłkarskiej, odmiennym stylu? Z zespołem z Afryki np. nie graliśmy o stawkę od 32 lat. - Mistrzostwa Europy są fajnym turniejem, ale zdobycie tytułu mistrza świata jest jeszcze trudniejsze niż wygranie czempionatu Starego Kontynentu. W innych sportach zespołowych największą wartością są igrzyska olimpijskie, które w piłce mają mniejsze znaczenie. Na MŚ zjeżdżają się wszyscy najlepsi z innych kontynentów i nikt do Rosji nie pojedzie za zasługi. Rozmawiał: Michał Białoński II część wywiadu z prezesem Bońkiem znajdziecie w naszym serwisie jutro.