Jakkolwiek młodszym czytelnikom może się to wydawać nierealne, mieliśmy swojego Lewandowskiego pogrążającego Real już na długo wcześniej, zanim ówczesny zawodnik Borussii Dortmund strzelał "Królewskim" cztery gole. Wyczyn Jana Urbana z 30 grudnia 1990 roku w barwach Osasuny Pampeluna był równie niespodziewany i spektakularny. A przede wszystkim, doszło do niego na stadionie Santiago Bernabeu, w twierdzy madrytczyków. O sensacyjnym wyniku 0-4 Polak przesądził niemal w pojedynkę, bo do trzech swoich goli dołożył jeszcze asystę. Jeśli jednak Urban już na dobre zapisał się tamtym meczem w historii hiszpańskiego klubu, swoją wymowę miało też to, w jaki sposób tego dokonał. Tak naprawdę, to najlepsza wizytówka jego wszechstronności. Polak strzelał Realowi gole głową, bardzo mocnym uderzeniem z prawie 40 metrów (piłka leciała z prędkością niemal 100 km/h!), wreszcie technicznie z pola karnego. Cała paleta możliwości! Czy gol z dystansu był najpiękniejszy w jego karierze? W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim zamieszczonej w książce "Gracze" Urban nie jest do tego przekonany. "W Górniku też strzelałem piękne bramki. Miałem dobrą i lewą, i prawą nogę. Dwa okienka zaliczyłem z Szombierkami Bytom , tam wynik był niesamowity, bo wygraliśmy 8:3. Jedną z bramek strzeliłem z szesnastu metrów przewrotką. Ale nie było wtedy kamer hiszpańskiej telewizji" - wspominał polski zawodnik. Na szczęście było ich dużo na Bernabeu, więc świat dowiedział się o wyczynie Polaka. Na naprędce przygotowanych t-shirtach "cesarz Urban" był niesiony w lektyce przez piłkarzy z Madrytu, a w Pampelunie żartowano, że zmienił się kierunkowy numer telefonu do stolicy - na 04. Z tym wzlotem formy Polaka znakomicie się złożyło, bo miał z Realem rachunki do wyrównania. Gdy dwa lata wcześniej grał przeciwko "Królewskim" w barwach Górnika, nie dość, że awans wypadł mu z rąk dopiero w ostatnich minutach, to po spotkaniu był tak wyczerpany, że prawie mdlał, a potem nie był nawet w stanie zejść na kolację. Jak wspominał, przytrafiło mu się to jedyny raz w życiu. Tuż przed sylwestrem 1990 roku wziął więc rewanż. Przy okazji, po historycznym zwycięstwie na Bernabeu doszło do zabawnej sytuacji, bo gospodarzy trenował wówczas Alfredo di Stefano, który pomylił sobie autokary i chciał wsiąść do tego z zawodnikami Osasuny. Z błędu wyprowadził go Jan Urban. "Przepraszam pana, ale autokar Realu stoi obok" - mówił do legendy "Królewskich". Tamten mecz sprawił również, że zaczęły pojawiać się informacje o zainteresowaniu Polakiem przez Barcelonę trenowaną wtedy przez Johana Cruyffa. Do transferu jednak nie doszło, Urban zastanawiał się, że sytuacja byłaby może bardziej dla niego korzystna, gdyby miał innego menedżera, bo ten, który sprowadzał go do Osasuny zajmował się na co dzień... piłką ręczną. W Pampelunie doszło też do ważnej zmiany w życiu piłkarskim Urbana. Kiedy tylko pojawił się w klubie, trener zakomunikował mu, że będzie grał w ataku, nawet jeśli przez całą dotychczasową karierę występował na lewej pomocy, zarówno w Górniku Zabrze, jak i w reprezentacji. W życiu prywatnym nic się za to nie zmieniło. Polski zawodnik zawsze przywiązywał wagę do tego, że jest praktykującym katolikiem, a w Osasunie panował zwyczaj, że "przed wyjściem na boisko była wspólna modlitwa". "Wiara pomaga mi być lepszym" - mówił w książce "Gracze". W kadrze zadebiutował na początku 1985 roku. Z tego czasu pochodzi również jedno z jego najbardziej charakterystycznych zagrań. W kluczowym meczu eliminacji do mundialu w Meksyku, dzień po tragedii na Heysel, Urban rozegrał dwójkową akcję z Bońkiem, wystawił mu idealnie piłkę pietą, a starszemu koledze nie pozostawało nic innego, jak tylko dobrze przymierzyć zza pola karnego. W ten sposób kadra trenera Piechniczka zdobyła niezwykle cenne punkty w walce o awans na mistrzostwa świata. Piłkarz jeszcze wtedy Górnika Zabrze oczywiście na nie pojechał. W Meksyku zaczął na ławce (przeciwko Maroku), ale w kolejnych trzech spotkaniach wychodził już w podstawowym składzie. Wynik, po porażce w II rundzie z Brazylią, okazał się znacznie gorszy od oczekiwań. Sam zawodnik tłumaczył to nienajlepszym przygotowaniem fizycznym drużyny. W jego opinii, zespół był zmęczony i bez świeżości. Kadra już nie odnosiła wtedy takich sukcesów jak wcześniej - w ogóle najlepszy czas Urbana przypadł na okres, gdy reprezentacja przeżywała kryzys pod koniec lat 80. i na przełomie 90. - za to w klubie był zupełnie inaczej. Trzy kolejne mistrzostwa kraju wywalczone z Górnikiem (1985-87) świadczą o tym najlepiej. Wespół z Andrzejem Iwanem tworzyli najlepszy duet w lidze. Z ogromnym potencjałem. Dlatego mimo wszystko trochę szkoda, że szczyt jego kariery przypadł "tylko" na Osasunę, a z przygody z Barceloną nic nie wyszło. W końcu, jak sam mówił, grał w podobnym stylu co Michael Laudrup. A to niezła gwarancja jakości. Potem, już jako trener, praktykował w swoich drużynach tzw. minutę na rozmyślanie. Jan Urban (urodzony 14 maja 1962 w Jaworznie) Kariera 1973-81 - Victoria Jaworzno 1981-85 - Zagłębie Sosnowiec 1985-89 - Górnik Zabrze 1989-95 - Osasuna Pampeluna 1995 - Real Valladolid 1995-96 - Toledo 1996-97 - Oldenburg 1998 - Górnik Zabrze 1985-91 - Reprezentacja Polski (57 meczów - 7 goli) Sukcesy Trzykrotny mistrz Polski (1985, 1986, 1987), zdobywca Superpucharu Polski (1988) Autor: Remigiusz Półtorak