Był wybitnym reprezentantem Polski, choć na co dzień miał trochę inne sprawy na głowie niż dzisiejsi piłkarze. Współczesny zawodnik poświęca czas na zawieranie umów i kręcenie filmów reklamowych, kombinuje jak pomnażać majątek, jaki zrobić sobie tatuaż, a jak wymodelować włosy i do jakiego klubu przejść po wygaśnięciu kontraktu. On miał co innego w głowie: obronę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej, gdy wróg jej zagrażał czy to ze wschodu czy z zachodu. Przelewał za nią krew nie tylko w przenośni, odnosząc rany w obu wojnach światowych, zwłaszcza w bitwie z Niemcami nad Bzurą. Walczył w III Powstaniu Śląskim, wojnie z Bolszewikami i Ukraińcami. Przełomowe przemówienie w derbach 3 maja 1925 r. grał w derbach z Cracovią świeżo po zdjętym mu z nogi gipsie. Do przerwy wiślacy przegrywali 1-5. W przerwie nastąpiła słynna odprawa w szatni "Białej Gwiazdy". Tamtą przemowę Reymana na pamięć zna każdy wiślak: "Kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby, jaka w tej chwili wisi nad nami - to niech lepiej nie wychodzi na boisko. Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych... podania ręki. " Mowa motywacyjna zadziałała piorunująco. Wisła odrobiła straty, Reyman w ferworze walki zapomniał o bólu i zdobył dwa gole. W reprezentacji Polski zadebiutował w historycznym, pierwszym meczu rozgrywanym przez nią w kraju. W niedzielę, 14 maja 1922 r. na stadionie Cracovii, ulegliśmy potężnym wówczas Węgrom 0-3, a Henryk Reyman wystąpił na pozycji prawego łącznika, przy Józefie Kałuży. Nie zebrał dobrych recenzji za debiut w "Biało-Czerwonych". "Silny i rosły i osobiście zapewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linii bojowej, nigdy nie użył swych walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów... Technicznie dobry, poza tem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem" - krytykował Reymana lwowski "Sport". Organizacyjnie spotkanie było sukcesem, na stadionie "Pasów" zjawiło się na nim 16 tys. widzów, Loża na siedem osób kosztowała 7 tys. marek, miejsce na krześle - 1200 marek, a na krześle dostawianym - 1000 marek. Dla porównania, robotnik wykopujący ziemniaki zarabiał dziennie 300 marek plus obiad. Kolejne występy dla "Biało-Czerwonych" były już bardziej pomyślne dla Reymana. Jego bramka przypieczętowała wygraną 2-0 nad Turcją, 29 czerwca 1924 r. w Łodzi, na stadionie ŁKS-u, gdzie Orły zagrały po raz pierwszy. 10 sierpnia 1924 r. na Agrykoli w Warszawie pokonaliśmy Finów, dzięki bramce Reymana. W Polonii grał z Kałużą, kuzyni przekonali go do Wisły Henryk Reyman całe życie poświęcił Polsce i Wiśle Kraków. Urodził się i wychował w kamienicy przy Placu Jabłonowskich. Stamtąd najbliżej miał na stadion Cracovii, w sąsiedztwie jego domu, przy Jabłonowski 18 był lokal klubowy "Pasów", w czasach szkolnych - w III Gimnazjum im. Sobieskiego, razem z przyszłą legendą Cracovii Józefem Kałużą grał dla Polonii Kraków, ale gdy już przyszło wybrać poważny futbol, a raczej football jak wówczas pisano, postawił na Wisłę. Na dobre i na złe. Kliknij i czytaj dalej!