To było jedno z najdziwniejszych i najbardziej tajemniczych zdarzeń związanych z meczem finałowym mistrzostw świata. Jeszcze na kilka godzin przed decydującym spotkaniem w Paryżu w 1998 roku dziennikarze dostali kartki z oficjalnymi składami, na których nie było Ronaldo, największej gwiazdy "Canarinhos", zdobywcy Złotej Piłki w ostatniej edycji. Brazylijczyk miał poważną zapaść i wylądował w szpitalu. A jednak gdy na Stade de France zabrzmiał pierwszy gwizdek, zawodnik był na boisku. Co się stało, że nagle zasłabł, a potem cudownie ozdrowiał w najważniejszym dniu turnieju? Drużyna spokojnie przygotowywała się do meczu w swojej bazie, w hotelu La Grande-Romaine w Lesigny. Prawie nikt z ekipy brazylijskiej nie zdawał sobie sprawy, że zaledwie kilka-kilkanaście metrów dalej rozgrywał się dramat, który miał potem niemały wpływ na przebieg spotkania. Trener Mario Zagallo oglądał właśnie jeszcze raz półfinałowy mecz Francja - Chorwacja, gdy zrobiło się małe zamieszanie. "Słyszałem, że coś się dzieje, ale - szczerze mówiąc - nie zwracałem na to uwagi. Dlatego, że już wcześniej po zwycięstwie Francuzów z Paragwajem w 1/8 finału kibice robili trochę szumu przed naszymi oknami", mówił selekcjoner. Leonardo oglądał w tym czasie Eurosport. Także Paul Chevalier, szef hotelu ma bardzo mgliste wspomnienia. "Słyszałem, jak Roberto Carlos krzyczał coś po portugalsku, widziałem przez okno, jak ochrona gdzieś biegnie, ale byłem przekonany, że kibic albo dziennikarz wdarł się na teren hotelu". Dwie godziny później sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Przez ten czas wiele się działo. Jak pierwszy zaczął krzyczeć Roberto Carlos, z którym Ronaldo mieszkał w pokoju. Musiało to wyglądać dramatycznie, bo koledzy przypominają, jak było słychać: "On zaraz umrze, on zaraz umrze!". "Ojciec Ronaldo dziękował mi potem, że uratowałem życie jego synowi, szybko uruchamiając pomoc. A ten leżał na podłodze i był w fatalnym stanie. Poprosiłem Edmundo, aby powiadomił wszystkich, że jest duży problem". Najszybciej na te wezwania odpowiedział Cesar Sampaio. "Siedziałem z Ze Carlosem, bo razem mieszkaliśmy, kiedy Edmundo zaczął walić w okno. Najpierw nasze, potem też inne. Pobiegłem od razu do pokoju Ronaldo i zobaczyłem, jak piana wylewa mu się z ust. Złapałem za język, bo nie chciałem, aby udławił się nim podczas drgawek. Wcześniej miałem podobne doświadczenie z moim ojcem, więc wiedziałem, jak to zrobić ", mówił Cesar Sampaio. Za chwilę przybiegł też lekarz kadry Lidio Toledo i polecił, aby wszyscy wyszli z pokoju. Ronaldo musiał zostać zabrany do szpitala. Była 16, zaledwie kilka godzin do finału. Trener: Nic nie wiedziałem Co spowodowało taką reakcję, że brazylijskiego napastnika nagle złapały konwulsje? "Przez cały tydzień Ronaldo zażywał małe dawki woltarenu ze względu na bolące kolana. Ale po półfinale z Holandią zaniechaliśmy takiego leczenia. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką reakcją po zażyciu tego lekarstwa. Gdyby brał dziesięć tabletek na dzień, może byłoby to zrozumiałe, ale dwie...", twierdził lekarz Joaquim da Matta. Roberto Carlos trzymał się też wersji, że jakieś znaczenie w nagłej zapaści Ronaldo miał kryzys w jego relacjach z ówczesną narzeczoną Susaną. "Tak sądzę", przekonywał Brazylijczyk. Gdy napastnik został zawieziony do szpitala, trener Zagallo zebrał wszystkich pozostałych piłkarzy i zastanawiał się, jaką taktykę przyjąć. Ale nie na mecz, tylko na podbudowanie zespołu w zupełnie nowej sytuacji. "Powiedziałem im od razu, że Ronaldo nie zagra, że zastąpi go Edmundo, ale też - że problemy są tylko przelotne. W rzeczywistości, nic dokładnego jeszcze nie wiedziałem o stanie zdrowia Ronaldo", przyznawał trener. Atmosfera gęstniała. Zamiast myśleć o grze, o najważniejszym meczu w życiu, zawodnicy myśleli o koledze. Mario Zagallo przywoływał im jeszcze sytuację z 1962 roku, gdy sam grał w finale mundialu, a nie było kontuzjowanego Pelego. "Mówiłem im, że potrafiliśmy wtedy skupić się na wspólnym celu, jakim był tytuł. Ale tym razem widziałem, że wszyscy są bezradni". W autokarze prowadzącym na stadion nie było ani samby, ani zwyczajowych śpiewów. "Trenerze, chcę grać!" W tym czasie Ronaldo przechodził badania. Rezonans, EKG... Obecne na miejscu pielęgniarki twierdziły, że wyglądał w miarę normalnie, sam chodził i wydawał się w pełni świadomy. Rozdał nawet kilka autografów. W sumie w szpitalu był przez niecałe półtorej godziny, do 19.20. Problem w tym, że badania nic nie wykazały, więc zawodnik został wypuszczony. Lekarze podejrzewali, że to "tylko" atak padaczki. Wtedy zaczął się kolejny akt dramatu. Powinien grać w takiej sytuacji czy nie? Wiele wskazuje na to, że w kadrze ścierały się różne opinie na ten temat. Magazyn "France Football", który rekonstruował dokładny przebieg zdarzeń tamtego dnia sugerował, że nie wszystkim podobała się decyzja o wystawieniu zawodnika do pierwszego składu. Takie zdanie miał np. kapitan Dunga. Selekcjoner zdecydował jednak inaczej, a jego asystent Zico zapewniał, że trudna decyzja została podjęta jedynie przez Mario Zagallo. Jak się później okazało, na wyraźną prośbę Ronaldo. Zanim jednak piłkarz pojawił się ostatecznie na boisku, dziennikarze otrzymali w rzeczywistości trzy kartki ze składami. Na pierwszej napastnika nie było w ogóle, na drugiej figurował jako rezerwowy, na trzeciej - w pierwszym składzie. "Dlaczego w jednej z wersji był zmiennikiem. Chciałem go oszczędzić na drugą połowę", wyjaśniał Zagallo, ale można mieć co do tego wiele wątpliwości. Bardziej wiarygodnie brzmią inne słowa. "Ronaldo podszedł do mnie i stwierdził, że jest gotowy, że lekarze nic nie znaleźli i że chce grać. Prosił mnie wręcz: Trenerze, niech pan mnie nie pozbawia tego finału, bo nic mi nie jest", przypomina selekcjoner. Czy to cała prawda? Dość powszechne było jeszcze przekonanie, że presję na zawodnika i na trenera wywierała firma Nike, sponsor reprezentacji. Bo najważniejszy mecz, bo najlepszy zawodnik... Jasne dowody na ten temat nigdy jednak się nie pojawiły. Ronaldo zagrał, ale tak jakby nie było go na boisku. Brazylia gładko przegrała z Francją 0-3, po dwóch golach Zidane'a i jednym Petita. Tak naprawdę tamtego dnia, 12 lipca 1998, "Canarinhos" nie mogli wygrać. Co więcej, w całej historii mundialu, to była wtedy ich najwyższa porażka. Zapamiętana na długo. Przez Ronaldo szczególnie. Remigiusz Półtorak Tajemnice mundialu - zobacz inne opowieści o pasjonującej historii mistrzostw świata