Próbowało tego dokonać wielu znakomitych piłkarzy - Wilimowski (’38), Kocsis (‘54), Fontaine (‘58), Eusebio (‘66), Butragueno (’86) - ale nie udało się żadnemu z nich. Każdy zatrzymywał się na granicy "jedynie" czterech goli w jednym meczu na mistrzostwach świata. Aż wreszcie pojawił się ten, na którego nikt nie liczył. Oleg Salenko, trochę Rosjanin, trochę Ukrainiec i zdobył pięć bramek w jednym spotkaniu. Pojawił się jak meteor i zniknął, zostawiając za sobą widoczną do dzisiaj smugę cienia. Nie wiadomo do końca, ile w tym jest prawdy, może to tylko dopisana legenda, ale Salenko lubił chwalić się, że tamtego szczęśliwego dla siebie dnia, 28 czerwca 1994 roku, gdy obudził się rano przed meczem z Kamerunem, mówił do Radczenki, swojego kumpla z pokoju: "Dmitrij, strzelę dzisiaj pięć goli". I rzeczywiście strzelił. W dość nietypowych okolicznościach, a jakże. To był trzeci mecz w grupie, w San Francisco. Paradoks polega na tym, że Rosjanie wypadli już z gry, nie mieli szans na awans, tymczasem Kamerun liczył po cichu na cud, ale aby do niego doszło, trzeba było nastrzelać trochę goli. I te bramki padły, tylko w drugą stronę. Festiwal Salenki zaczął się w 15. minucie. Przed przerwą, ku zdumieniu kolegów, rywali i kibiców, Rosjanin/Ukrainiec trafił jeszcze dwa razy, czyli zanim gracze zeszli do szatni, miał już na koncie hat-tricka. Gdy wyszli na drugą połowę, był tak nakręcony, że nawet kontaktowy gol 42-letniego (!) Rogera Milli nie był w stanie go powstrzymać. Kameruński bramkarz został pokonany jeszcze trzy razy i przy każdej z tych akcji zawodnik hiszpańskiego Logrones miał swój udział. Najpierw dwukrotnie sam, a potem dołożył jeszcze asystę przy bramce Radczenki. Bilans? 6-1 i pięć goli Salenki, wszystkie prawą nogą! Jak to możliwe? W wywiadzie dla FourFourTwo zdradzał, jaki był sekret takiej kanonady. "Kamerun, tak inne zespoły afrykańskie w tamtym czasie, był trochę szalony taktycznie. Jak tracił gola, to odkrywał się jeszcze bardziej. A my wtedy robiliśmy swoje", mówił Salenko. Na drugi dzień "L’Equipe", największa i najbardziej prestiżowa sportowa gazeta na świecie, przyznała mu po raz pierwszy w historii najwyższą notę - 10. Rekordowa strzelanina nie pomogła jednak Rosjanom, zapewniła za to ich najlepszemu strzelcowi koronę króla strzelców - wespół z Hristo Stoiczkowem. Obydwaj zdobyli po sześć bramek, choć Salenko jedynie w dwóch meczach (dołożył jeszcze gola w meczu ze Szwecją), a Bułgar miał na to aż siedem spotkań. Jak się później spotykali w lidze hiszpańskiej, zawsze był podobny dialog. Stoiczkow: "Masz szczęście, że nie strzeliłem wtedy na mundialu jednego więcej". Salenko: "A ty się ciesz, że ja nie wbiłem szóstego Kamerunkowi". O ile jednak Stoiczkow był w swojej reprezentacji niezastąpiony, Salenko przemknął przez kadrę jak meteor. Tłumaczył to niechęcią swojego selekcjonera Olega Romancewa, który przejął kadrę po mundialu'94 od Pawła Sadyrina i rzekomo nie chciał, aby zawodnik był bardziej sławny od niego. Faktem jest, że Salenko, który kilka lat wcześniej wygrał także rywalizację strzelców na mistrzostwach świata do lat 20 w Arabii Saudyjskiej, w meczu z Kamerunem ubrał reprezentacyjną koszulkę po raz ostatni. W kolejnych klubach - w Valencii, Glasgow Rangers, tureckim Istanbulsporze czy Cordobie - wyniki miał coraz gorsze. Na koniec przyjechał jeszcze do Polski, ale krótka przygoda z Pogonią Szczecin w sezonie 2000-2001 zakończyła się bardzo szybko, mimo że Rosjanin był witany jako wielka gwiazda. W sumie zagrał... 18 minut, a nadwaga była zbyt widoczna. Były snajper nie prowadził też bardzo higienicznego trybu życia. Dlatego różnie mu się potem wiodło. Był trenerem Ukraińców w piłce plażowej, ale bez sukcesów. Mundialowa historia z pięcioma gola zatoczyła koło w 2010 roku, gdy Salenko zdecydował się na kontrowersyjny ruch - aby spłacić część długów, wystawił na sprzedaż "Złotego buta" otrzymanego za turniej w Stanach Zjednoczonych. Przyznawał wprawdzie, że na siłę nie musiałby tego robić, ale oferta była w jego przekonaniu bardzo dobra, więc szkoda byłoby ją przepuścić. Szejk z Emiratów arabskich dawał rzekomo pół miliona dolarów. Potem pojawiały się informacje, że do transakcji jednak nie doszło. Na pewno zostało Salence miejsce w historii mundialu, choćby z powodu jednego meczu. Tego nikt nie potrafi mu na razie odebrać. Remigiusz Półtorak Tajemnice mundialu - zobacz wszystkie opowieści o pasjonującej historii mistrzostw świata