Mundial w 1934 roku miał zakończyć się zwycięstwem Włochów i basta! Ku chwale ich przywódcy Benito Mussoliniego. A jeśli tak, to wszystkie chwyty były dozwolone, łącznie ze ściąganiem z innych krajów zawodników, którzy w tym sukcesie mieli pomóc. W ten sposób pojawili się oriundi - piłkarze z Ameryki Płd., grający dla swojej nowej ojczyzny, Italii. Naturalizacja gwiazd futbolu, które odcisnęły swoje piętno na mistrzostwach świata, stała się w późniejszych latach jeszcze bardziej popularna i nie dotyczyła tylko Argentyńczyków albo Brazylijczyków - gole dla polskiej drużyny w eliminacjach i na mundialu 2002 strzelał przecież Emmanuel Olisadebe - ale we Włoszech Mussoliniego osiągnęła apogeum efektywności. Aż pięciu oriundi zabrał trener Vittorio Pozzo na mundial w 1934 roku i miał nosa, o czym można było przekonać się choćby w finale turnieju. Ale po kolei. Cała akcja była długo przygotowywana, bo władze włoskiego futbolu aktywnie wspierane przez "Duce" zawczasu wykazały się inicjatywą, aby ściągać na Płw. Apeniński co zdolniejszych graczy znad La Platy z włoskimi korzeniami. Cele były dwa: wzmocnienie lokalnych klubów, a potem naturalizacja, mająca doprowadzić do występów w kadrze narodowej. Nikt jeszcze nie myślał wtedy, żeby całkowicie zabraniać komuś występów w innej reprezentacji, nawet jeśli zawodnik występował wcześniej w oficjalnym meczu na mundialu. Ostatecznie pięciu piłkarzy znalazło się w takiej sytuacji - gry dla nowej, włoskiej ojczyzny. Czterech Argentyńczyków i jeden Brazylijczyk. Luis Monti i Raimundo Orsi zostali sprowadzeni do Juventusu, Enrique Guaita został zawodnikiem Romy, Attilio Demaria zasilił szeregi Ambrosiany (tak nazywał się Inter w okresie rządów faszystowskich), a Anfilogino Guarisi przeszedł do Lazio. Na mundialu kluczowe role odegrali trzej pierwsi. Monti jest zresztą do dzisiaj jedynym uczestnikiem, który zagrał w dwóch meczach finałowych na mistrzostwach świata w różnych zespołach - najpierw w Argentynie (1930), a cztery lata później - we Włoszech. Ale ważne jest jeszcze coś innego, styl gry "Luisito". Twardy, a czasami wręcz brutalny. Już w 1930 roku Monti był opisywany jako "najbardziej złośliwy zawodnik, jaki pojawił się w futbolu". Na mistrzostwach w Italii zyskał jeszcze jeden przydomek, "rzeźnik", bo to on - według relacji świadków - był odpowiedzialny za kontuzje trzech Hiszpanów w dwóch niezwykle burzliwych spotkaniach ćwierćfinałowych (po remisie 1-1, mecz został nazajutrz powtórzony). Co więcej, mało przyjemne wyłączenie z gry lidera austriackiego Wunderteamu Matthiasa Sindelara, w półfinale, to również jego sprawka. Orsi nie miał tak złej prasy, ale jego znaczenie dla "Azzurrich" też okazało się niezwykle istotne. Gdyby nie on, Włosi pewnie mieliby duże problemy z pokonaniem Czechosłowaków w finale, bo "Mumo" wyrównał na 1-1 dopiero na dziewięć minut przed końcem (w sumie w całym turnieju trzykrotnie trafiał do siatki), doprowadzając do dogrywki, w której o zwycięstwie przesądził ostatecznie Schiavio. Bardzo ważną rolę odegrał też Guaita. To on pogrążył austriacki Wunderteam w półfinale mundialu, a w decydującym spotkaniu zaliczył asystę przy golu Schiavio. Biorąc pod uwagę, że w barwach Italii zagrał tylko 10 meczów i strzelił 5 goli, "transfer" został przeprowadzony w najlepszym momencie. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że w dwóch przypadkach gra oriundich dla Italii stała w sprzeczności z ówczesnymi przepisami. Zgodnie z artykułem 21 Regulaminu FIFA, "zawodnik, który reprezentował jedną federację narodową w meczu międzynarodowym", mógł grać dla innej federacji, jeśli mieszkał na jej terenie przez trzy lata. Monti i Demaria (ten drugi zagrał na mundialu jedynie w powtórzonym spotkaniu z Hiszpanią, ale jednak) tego warunku nie spełnili, jednak nikt za bardzo nie miał zamiaru tego drążyć. Atmosfera faszystowskich Włoch temu nie sprzyjała. Potem było jeszcze wielu oriundi w drużynie włoskiej (Andreolo w 1938; Maschio, Sivori, Altafini i Sormani w 1962), ale dość nieoczekiwanie temat kolejnego oriundo powrócił w roku 2006, gdy zwycięskich Włochów reprezentował na mundialu w Niemczech Mauro Camoranesi, urodzony w Argentynie. To były już jednak zupełnie inne czasy... Remigiusz Półtorak Tajemnice mundialu - zobacz wszystkie opowieści o pasjonującej historii mistrzostw świata