Jeszcze zanim Anglicy stoczyli z Brazylijczykami niezapomniany bój w Guadalajarze, symbolicznie oddając panowanie nad piłkarskim światem, w drodze na meksykański mundial w 1970 roku zdarzyło się coś, co niewątpliwie odcisnęło piętno na brytyjskiej ekipie. Bobby Moore, legendarny kapitan ze zwycięskich mistrzostw w poprzedniej edycji, został aresztowany na cztery dni za domniemaną kradzież biżuterii w... kolumbijskiej Bogocie. Anglicy jechali do Meksyku w glorii mistrzów świata i z wielkimi nadziejami. Drużyna wcale nie była gorsza niż w '66 na własnych boiskach, choć wtedy ściany ewidentnie sprzyjały gospodarzom. Warto jednak zwrócić uwagę na coś innego. Klimat, który towarzyszył relacjom między Europą a południową Ameryką nie był najlepszy. A mówiąc mniej dyplomatycznie, to była wojna. Za jej praprzyczynę można uznać niemiłosierne ataki na nogi Pelego (celowali w tym głównie Portugalczyk Morais i Bułgar Żeczew), ale jeszcze bardziej bitwę, którą stoczyli Argentyńczycy z Anglikami. Łącznie z mało eleganckimi okrzykami, przyrównującymi gości do zwierząt. W takiej atmosferze, wręcz wrogości ze strony Latynosów, dumni synowie Albionu wybierali się za ocean. Prezent dla żony Trudno dziś orzec, nawet po tylu latach, w jakim stopniu ten zły wizerunek Anglików mógł zaważyć na wydarzeniach w Bogocie, być może chodziło jedynie o zwykły zysk kosztem bogatych gwiazd, faktem jest, że aresztowanie Bobby'ego Moore'a wywołało niemałe poruszenie. Było tak: przed mundialem w Meksyku Anglicy zaplanowali dwa spotkania, aby się lepiej zaaklimatyzować na drugiej półkuli. Jeden z Bogocie, drugi w ekwadorskim Quito. 20 i 24 maja. Relaksując się przed pierwszym meczem Bobby Charlton chciał kupić żonie prezent, a ponieważ w hotelu Tequenmada, gdzie mieszkali był jubiler (pod oryginalną nazwą Fuego Verde, Zielony ogień), okazja wydawała się wymarzona. Biżuterię zapragnął oglądnąć również Bobby Moore i prawdopodobnie jeszcze jeden piłkarz, choć tu nie ma ani pewności, ani tym bardziej nazwiska. Była szósta po południu. Gdy już wyszli, okazało się, że z gabloty zniknął 50-gramowy drogocenny naszyjnik z diamentami, wart ponad dwa tysiące dolarów. Sprzedawczyni, Clara Padilla zeznała potem, że podejrzanie mógł się zachować Bobby Moore. Obaj z Charltonem złożyli jednak wyjaśnienia i wydawało się, że sprawa zostanie definitywnie zamknięta. Do prasy na tym etapie żaden przeciek jeszcze się nie przedostał, a to już bardzo dużo po takim incydencie. "Stać go na kupno całego hotelu!" Po zwycięstwie 4-0 z Kolumbią, podopieczni Alfa Ramseya polecieli na kolejny sparing do Quito, też wygrany 2-0, ale do Bogoty jeszcze wrócili w drodze do Meksyku. Do tego samego hotelu. I wtedy się zaczęło. Sędzia śledczy nasłał policję, żeby wróciła do sprawy, bo pojawił się nowy świadek Alvaro Suarez, który przypomniał sobie, jakoby widział, że Bobby Moore coś zabiera. Antagonizmy anglo-(południowo)-amerykańskie wróciły ze zdwojoną siłą. Na nic zdały się argumenty trenera Ramseya, że "nie wiadomo po co Bobby miałby kraść jakiś naszyjnik, skoro stać go na kupno całego hotelu?". Wobec nieprzejednanej postawy kolumbijskiego wymiaru sprawiedliwości, trafiały w próżnię. Doszło do tego, że ekipa mistrzów świata poleciała do Meksyku, a kapitan Moore musiał zostać na kolejne przesłuchania aż do wyjaśnienia sprawy. Trwały kilka godzin. Jeszcze dłuższa była pierwsza noc w tymczasowym areszcie. W czasie gdy toczyły się ostre negocjacje między władzami jednego i drugiego kraju, pomoc zaoferował Alfonso Senior, prezes Millionarios z Bogoty, ale też kolumbijskiej federacji i wpływowy działacz FIFA. Zaproponował, żeby Moore'a przenieść do jego domu. W ten sposób angielski kapitan znalazł się w areszcie domowym, ale dość specyficznym, bo mógł... trenować z ekipą Millionarios, aby utrzymywać formę. Kolejna interwencja brytyjskiego premiera Harolda Wilsona doprowadziła do zwolnienia z aresztu i do wyjazdu na mundial. Po czterech dniach. Co ciekawe, w Meksyku Moore grał bardzo dobrze, doprowadzając drużynę do ćwierćfinału. Po emocjonującym spotkaniu z Brazylią, przegranym 0-1, Pele miał mu powiedzieć - wymieniając się koszulkami - że żaden obrońca go tak nie pilnował. W ustach najlepszego wówczas gracza świata, legendy mundialu, to był duży komplement. Po czasie wyszła też na jaw prawda z tym skradzionym naszyjnikiem. Złodziejem okazał się sam Alvaro Suarez, który oskarżał Moore'a, a brak spójności w zeznaniach był tak ewidentny, że śledczy w końcu rozwiązali zagadkę. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. W przeciwieństwie do Bobby'ego Charltona, Moore nigdy nie dostał tytułu szlacheckiego. Mimo 108 gier w kadrze, w tym 90 w roli kapitana, i zacnego miana - przyznanego w 2003 roku przez federację angielską - "najlepszego piłkarza ostatniego 50-lecia". Choć w Polsce i tak będzie pamiętany głównie z powodu straty piłki w walce z Włodzimierzem Lubańskim, co dało nam niezwykle ważnego gola w walce o mundial w zachodnich Niemczech. Ale to już zupełnie inna historia. Remigiusz Półtorak Tajemnice mundialu - zobacz wszystkie opowieści o niezwykłej historii mistrzostw świata