Piotr Jawor, eurosport.interia: W czwartek PZPN ogłosił, że selekcjonerem zostaje Jerzy Brzęczek. Był pan zaskoczony? Aleksander Kłak: Ciężko to nazwać zaskoczeniem czy zdziwieniem, choć w dywagacjach ta kandydatura rzeczywiście nie pojawiała się. Z drugiej strony należy jednak pamiętać, że Jurek żyje kadrą, w końcu jest wujkiem Kuby Błaszczykowskiego. Do tego cały czas sam prowadzi zespoły ligowe, a wiceprezes PZPN-u to jego kolega z boiska [chodzi o Marka Koźmińskiego]. Brzęczek to odpowiedni człowiek na objęcie posady po Adamie Nawałce? - Siedzi w piłce, zna się, a w prowadzeniu zespołów potrafi dobierać odpowiednie metody. Tak, wydaje mi się, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Lata temu coś zapowiadało, że Brzęczek może być selekcjonerem reprezentacji Polski? - Na pewno posiada cechy, które mu w tym pomogły. To jest przywódca, ale z bardzo dobrą organizacją i umiejętnością porozumiewania się. W naszej kadrze olimpijskiej nieprzypadkowo był kapitanem! Potrafił rozmawiać z zespołem, a gdy trzeba było, to szedł również na ustępstwa. Cały czas współpracował w porozumieniu z radą drużyny. Na kapitana nadawał się idealnie. Mimo tego, że miał pseudonim "Papież"? Gdy inni zamawiali piwo, Brzęczek ponoć wolał herbatę... - Na tym właśnie polegała jego dyscyplina, ale w stosunku do innych z tym nie przesadzał. Potrafił iść na ustępstwa, dlatego przez wszystkich był lubiany. Miał posłuch w drużynie. To porządny człowiek, który nie lubi konfliktów. Nie przypominam sobie, by kiedyś z kimś się pokłócił, a to ważne, gdy zostaje się selekcjonerem. Da sobie radę? - W sumie nie ma międzynarodowego doświadczenia, ale przecież kiedyś trzeba zacząć, a takich selekcjonerów jak on jest wielu. Wśród trenerów kadr narodowych może być uznawany za młokosa, ale uważam, że to dla niego odpowiedni moment. Łatwo jednak miał nie będzie, bo mistrzostwa świata pokazały, że poziom reprezentacyjnej piłki jest bardzo wysoki. Rozmawiał Piotr Jawor