Boruc w piątek po raz 65. i ostatni zaprezentował się w drużynie narodowej. Zadebiutował w niej w 2004 roku. To było spotkanie z Irlandią, które także zakończyło się bez goli. - Cieszę się, że to się tak odbyło i mogłem wziąć w tym udział. To był znakomity sposób, aby tak pożegnać Artura. Zawsze był ważną postacią dla reprezentacji i dawał z siebie wszystko. W ciągu kilku dni starałem się od niego dowiedzieć, czy puszczą mu emocje przy zmianie. Mówił, że raczej tak się nie stanie. Oczywiście zapytałem go o to, gdy wchodziłem za niego na boisko. Przyznał, że chyba go puści - mówił zawodnik walijskiego Swansea City. Kończący przygodę reprezentacyjną "Borubar" cieszył się niezwykłym wręcz szacunkiem w kadrze. - Zawsze wzbudzał u nas wielkie uznanie ze względu na osiągnięcia z reprezentacją i niesamowitą liczbę występów. Pamiętajmy, że w przeszłości to była postać, która na wielkich imprezach była jedynym plusem zespołu. Mówię tutaj o mistrzostwach świata w 2006 i Europy w 2008 roku. Ceniliśmy go także za występy w klubie. Podziwialiśmy za sposób, w jaki mówił do kolegów z zespołu. On nie był nigdy człowiekiem, który przychodził do nas i dużo gadał. Ale jak się odezwał, jak coś powiedział, to każdy słuchał. Miał i oczywiście nadal ma niesamowitą charyzmę i osobowość - dodawał Łukasz Fabiański. W poniedziałek w Gdańsku Polska zagra z Meksykiem. Już bez Boruca. KS