- Dziś fizycznie czuliśmy się lepiej niż w meczu z Chile. Widać, że forma idzie do góry i przyjdzie w optymalnym momencie, czyli na mecz z Senegalem. Jestem przekonany, że eksploduje właśnie w tym spotkaniu. Mecz z Litwą? Ten sparing fajnie wyglądał - dużo sytuacji, cztery bramki, wszyscy zdrowi, więc wszystko na plus - analizował na gorąco wtorkową potyczkę Bereszyński. W pierwszej połowie Polacy grali trójką obrońców, a po przerwie czwórką. Zawodnik Sampdorii podkreśla, że w obu ustawieniach czuł się dobrze. - Biegania było sporo, ale ja to lubię i pozycja bocznego obrońcy czy wahadłowego mi pasuje - zapewnia. Dwa lat temu, przed Euro 2016, Polacy również zmierzyli się z Litwą, ale wówczas rywale grali zdecydowanie ostrzej i spotkanie skończyło się 0-0. Teraz nasi rywale nie mieli już jednak nic do powiedzenia. - Litwa może nie była tak wymagająca jak Chile czy zespoły na mundialu, ale też nie odstawiali nogi i robili wszystko, co mogli. Choć rzeczywiście to nie był rywal z najwyższej półki... Ale my też zagraliśmy bardzo dobrze i mądrze - zaznacza Bereszyński i dodaje: - Dwa lata temu też agresywni, ale to piłka nożna i nikt nie będzie odstawiał nogi, bo jedziemy na mundial. To twarda, męska gra. Sam się przekonałem przy faulu Szernasa, który był brutalny. Taka jednak jest piłka. Nie pękliśmy, a najważniejsze, że skończyło się bez kontuzji - zaznacza. Bereszyński przyznał również, że za kilka dni może spełnić się jedno z jego największych marzeń. Przed laty śnił bowiem o tym, by zagrać na mistrzostwach świata. - Każdy z chłopaków, który biega po podwórku - a raczej kiedyś biegał, bo dziś już się tego nie robi - wierzy w to, że kiedyś będzie grał na tak wielkim turnieju. Na MŚ zawsze czekałem cztery lata i widziałem tam swoje miejsca. Oczywiście było to odległe marzenie, ale teraz może się spełnić. Mam nadzieję, że za kilka dni wybiegnę na boisko i będę się cieszył ze zwycięstwa na MŚ, bo to najważniejsze - podkreśla. Takiej możliwości na pewno nie będzie miał Marcin Kamiński, który ostatecznie na mundial nie pojedzie, ponieważ w ekspresowym tempie do zdrowia wraca Kamil Glik i to on wsiądzie do samolotu lecącego do Rosji. - Marcin to mój przyjaciel i wielkie słowa uznania dla niego, bo był gotowy i trenował na 100 proc. Ale nie ma też co kryć, że Kamil jest ważnym ogniwem i cieszymy się, że wróci - kończy Bereszyński. Z Warszawy PJ, KO