Michał Białoński, eurosport.interia.pl: To była zdecydowanie inna odsłona Stadionu Śląskiego niż wstydliwa porażka 0-1 ze Słowacją w 2009 roku, na zakończenie eliminacji do MŚ. 54-tysięczny biało-czerwony tłum świetnie się bawiący, żadnych gwizdów, wyzwisk, czy innych przejawów chamstwa. W rekordowym momencie doping osiągający 110 decybeli! Antoni Piechniczek, selekcjoner brązowych medalistów MŚ 1982 r. i drużyny MŚ 1986 r.: - Rzeczywiście te spostrzeżenia są trafne. Mam nadzieję, że podobne wnioski wyciągnęli ci, którzy będą decydować o lokowaniu następnych meczów reprezentacji. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że te najważniejsze muszą się odbywać na PGE Narodowym, bo to stadion trochę większy, ale te dwa spotkania, które jesienią mamy rozegrać w ramach Ligi Narodów, powinny się odbyć na Śląskim. Jako specowi od spraw taktycznych, jak się panu podoba reprezentacja Polski grająca z trójką środkowych obrońców? - W moim przekonaniu nie można sztucznie z góry zakładać, że z tyłu biegamy trójką. Przede wszystkim do tego trzeba mieć bardzo dobrych, szybkich, skocznych, sprawnych, wygrywających zdecydowaną większość pojedynków obrońców. Ja na przykład powiem panu, że troszeczkę z sarkazmem patrzyłem na grę Piszczka w roli trzeciego stopera. Te wszystkie jego zalety polegające na włączanie się w akcje ofensywne, posyłanie dośrodkowań, ostatnich podań, ba, nawet ścięcia w środek i oddanie strzałów na bramkę, wszystko to poszło w niepamięć, bo był przywiązany jak koń do roli i trzymał się środka. Być może ta taktyka nie jest zła, ale na pewno nie z Piszczkiem, bo on nigdy nie będzie stoperem, on jest za to bardzo dobrym bocznym obrońcą. Przemawia do pana próba wzmocnienia potencjału środkowych, defensywnych obrońców o ściągniętego do kadry Tarasa Romanczuka? - Trener ma prawo do swoich eksperymentów. Jest jeszcze parę miesięcy do mundialu, to jeszcze nie jest decyzja ostateczna. Chłopak nie na darmo starał się o polskie obywatelstwo, by teraz odmówić mu szansy gry w naszych barwach - to po pierwsze. Po drugie, dzisiaj wszyscy podkreślają, że w liczącej 22-24 piłkarzy drużynie trzeba mieć sześciu bardzo wszechstronnych, mogących z powodzeniem występować na dwóch, a może nawet trzech pozycjach. To już nie te czasy, że ktoś jest tylko bocznym obrońcą, więc "cześć, do widzenia, odjazd". Szczególnie zawodnicy grający w linii środkowej muszą być bardzo wszechstronni, muszą grać dobrze w defensywie i ofensywie, bo jak powiedział jeden z klasyków: "Można wygrać mecz obrońcami, można wygrać go napastnikami, ale nie można grać dobrze bez świetnej linii środkowej, bez dobrych pomocników". A powiedzmy sobie szczerze, że ta formacja jest obecnie w naszej reprezentacji może nie najsłabszą, ale taką, nad którą trzeba się najbardziej zastanowić, bo nawet sami piłkarze, w opiniach pomeczowych wyrażają takie zdanie, że jest problem przejścia z ataku do obrony i odwrotnie, a to wszystko odbywa się przecież w linii środkowej. Ogólnie jak pan odebrał otwarcie po dziewięciu latach Stadionu Śląskiego? - Z olbrzymią radością jechałem na ten mecz. Jesienią na zmodernizowanym Śląskim odbył się mecz oldbojów, w którym uczestniczyłem jako trener. Dlatego znałem urok stadionu po remoncie, ale gdy dopiero Śląski zapełnił się tłumem kibiców i gdy ten tłum odśpiewał hymn i świetnie dopingował drużynę, to odżyły we mnie wspomnienia z czasów, gdy sam na ławce trenerskiej zasiadałem. Cieszę się strasznie, że po tak długim okresie stadion odżył, ludzie na niego wrócili. Cała Polska zobaczyła, że nie jest to jakiś antyk, tylko piękny, nowoczesny obiekt. Po raz kolejny Śląski okazał się szczęśliwy, bo wygraliśmy zasłużenie. Powinniśmy zwyciężyć w wyższych rozmiarach i niepotrzebny był horror w ostatnich sekundach, ale nawet ta bramka, zdobyta tuż przed końcowym gwizdkiem, po pięknym strzale, jeszcze bardziej uświetniła otwarcie zmodernizowanego Śląskiego. Piotr Zieliński rzeczywiście wykazał się wielkim kunsztem i wszyscy strasznie się cieszyliśmy, bo remis przyjęlibyśmy z uczuciem niedosytu. Arkadiusz Milik po meczu z Koreą murawę Stadionu Śląskiego nazwał najlepszą w Europie. Zgadza się pan z tym? - Oczywiście. Jeśli wybiera się pan na koncert symfoniczny i przyjeżdża licząca się orkiestra, to na co ona zwraca uwagę? Przede wszystkim na akustykę sali, a dopiero potem na publiczność. A piłkarze, gdy przyjeżdżają na stadion, to pierwsza rzecz, jaka ich interesuje to jest jakość murawy. Stadion Śląski bije pod tym względem wszystkie polskie stadiony, jakie zostały ostatnio pobudowane. Murawa została tu zbudowana w sposób klasyczny, zgodnie z recepturą. Jest tu odpowiedni drenaż, są odpowiednie kamienie, o odpowiedniej granulacji, między betonową płytą a murawą jest 50 cm gruntu. Na Stadionie PGE Narodowym murawa kładziona jest bezpośrednio na betonie, nie ma półmetrowej warstwy gruntu. - W ogródku też może pan sobie ułożyć trawnik w ten sposób i gdy przejedzie pan taczką, to będzie po trawniku! Ktoś dobrze chyba wymyślił, lokując "Kocioł Czarownic" w centrum wielkiej aglomeracji, na granicy Chorzowa i Katowic. - Położenie stadionu w tak olbrzymiej aglomeracji i wielkim parku ma sporo zalet. Wojewódzki Park Kultury w Chorzowie jest większy od Hyde Parku w Londynie i bije pod względem powierzchni nawet Central Park w Nowym Jorku. To kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset hektarów (620 - przyp. red.), dzięki czemu rozładowanie ruchu samochodowego i rozejście się tłumu kibiców następuje bardzo szybko. Wyjechać spod Śląskiego można w cztery strony świata: na Siemianowice, na Chorzów Batory, na Załęże, na centrum Katowic. To nie jest tak, że jest tylko jedna drożna arteria. Ja po meczu trochę posiedziałem ze znajomymi, trochę podyskutowaliśmy, po czym wsiadłem w samochód i do mojej Wisły dojechałem w godzinę i 15 minut. Przejeżdżając przez Chorzów zauważyłem, że wielu ludzi dla zdrowia na stadion wybrało się piechotą. To bardzo dobre zjawisko. Rozmawiał: Michał Białoński