Były znakomity rozgrywający, a wówczas - jeszcze przed objęciem funkcji prezydenta UEFA - współprzewodniczący Komitetu Organizacyjnego francuskiego mundialu zaskoczył niemal wszystkich, przyznając, w jaki sposób dążono do tego, aby Francja z Brazylią spotkały się w najważniejszym meczu na Stade de France. Jak powiedział - w swoim stylu, dość specyficznym - odwołano się przy tej okazji do "małej kombinacji". Zabieg polegał na tym, żeby w losowaniu umieścić Francję z urzędu w grupie C, natomiast Brazylię - w grupie A. To dawało gwarancję, że jeśli obydwie drużyny wygrają swoje grupy (a tak się rzeczywiście stało), to najwcześniej spotkają się w finale. Kombinacja się udała. Brzmi to bardzo intrygująco, ale czy oznacza, że machlojki organizatorów doprowadziły do takiego zakończenia? Kulisy tych decyzji są równie ciekawe. O tym, że Francja i Brazylia znalazły się w konkretnych grupach zdecydowano ostatecznie na dwa dni przed losowaniem w Marsylii, choć plany były jeszcze inne. Platini i Fernand Sastre, drugi szef komitetu organizacyjnego, lobbowali za tym, aby każda z rozstawionych drużyn była już przydzielona do konkretnego miejsca według kryterium geograficznego, np. Włosi na południu, Hiszpanie też, a Holendrzy w Lens. Pomysł nie spotkał się jednak ze zrozumieniem, a prezydent FIFA Joao Havelange i sekretarz generalny Sepp Blatter zgodzili się ostatecznie na rozwiązanie połowiczne - żeby przydzielić do konkretnej grupy Francję (jako organizatora) i Brazylię (mistrza świata). Nie był to jednak wyjątek. Cztery lata wcześniej, w 1994 roku w Stanach Zjednoczonych, kilka zespołów "wynegocjowało" sobie miasta, w których chcieli grać w fazie grupowej. Chodziło m.in. o Brazylię, Niemcy i Włochów, a także - oczywiście - gospodarzy. W 2002 i 2006 roku było podobnie. Za każdym razem mistrzowie świata i organizatorzy wiedzieli z góry, w której grupie zagrają i gdzie. Nie zmienia to faktu, że sposób, w jakim Platini przypomina o tym dzisiaj, i słowa, jakich przy okazji używa, są niewątpliwie oryginalne. RP