Czas dokładnych rozliczeń ma dopiero nadejść. Póki co ani selekcjoner Adam Nawałka, ani kapitan zespołu Robert Lewandowski, którzy po porażce z Kolumbią pojawili się na konferencji prasowej, nie dolewali oliwy do ognia. Obaj bardzo dyplomatycznie zwrócili uwagę na niedostatki podczas mundialu, choć słowa "Lewego" przez niektórych polskich dziennikarzy oraz niemieckie media i tak zostały zinterpretowane, jako atak na kolegów z kadry. Z odsieczą ruszył sam snajper, który wczoraj przekonywał, że jego wypowiedzi zostały źle zinterpretowane i stoi murem za drużyną narodową. Pierwszym, który stanął w ogniu trudnych pytań, był prezes PZPN Zbigniew Boniek, meldując się na konferencji po klęsce z Senegalem. Orły Adama Nawałki, na otwarcie mundialu, dały popis gry "w chodzonego". Wydaje się, że problem jest głębszy, o czym świadczą słowa sternika związku, wypowiedziane w rozmowie z byłym reprezentantem Polski Sebastianem Milą w programie "Mundialowa Mila" na antenie TVP, opublikowanej na portalu sport.tvp.pl. - Kadra zmieniła się przez ostatnie cztery lata. To są fajni chłopcy, ale wcześniej inny był poziom adrenaliny i myślenia o samym sobie. Sukcesy zmieniły reprezentację. Kiedyś wszystkim podobało się, że mogą grać przy Robercie Lewandowskim, bo to była wartość dodana. Dzisiaj - muszę to powiedzieć ze smutkiem - niektórym to przeszkadza. Musimy to sobie jednak sami wyjaśnić w grupie - powiedział Zbigniew Boniek. Te słowa tylko wzmagają spekulacje, jakim konkretnie piłkarzom, z imienia i nazwiska, przestało być po drodze z "Lewym". Art