O tym, że warto ponieść ogromne koszty związane z bezpieczeństwem przekonani są również reprezentanci Polski. Maciej Rybus może na ten temat powiedzieć najwięcej, bo jeszcze jako zawodnik Tereka Grozny przed kilkoma laty miał z tym do czynienia na co dzień. - Na Kaukazie zaostrzone środki bezpieczeństwa są na porządku dziennym. Wydaje mi się to naturalne, dlatego trzeba być uważnym zawsze i wszędzie. Natomiast bezpieczeństwo teraz, na mundialu? Żyjemy z takich czasach, że ponoszenie kosztów, aby je zapewnić, jest niezbędne - przekonuje Rybus. Z tym jest również związana nadzwyczajna liczba służb porządkowych. Policjantów widać rzeczywiście na każdym kroku. W miastach, które są gospodarzami mundialu to naturalny widok, ale funkcjonariusze są obecni również na trasach dojazdowych i na drogach szybkiego ruchu. Niezależnie od tego, czy często zatrzymują kierowców do kontroli... Gdy jechaliśmy przez Rosję - od granicy ukraińskiej, przez Woroneż do Soczi - policjantów było, owszem, bardzo dużo, ale często przyglądali się jedynie, kto jedzie. Tak jakby sama obecność służb porządkowych na drodze miała wzbudzać respekt. A jeśli już odbywały się kontrole, to przede wszystkim samochodów ciężarowych. W sumie do zapewnienia bezpieczeństwa podczas mistrzostw świata zostało oddelegowanych około 11 tysięcy policjantów, nie licząc wojska i prywatnych agencji ochrony. To dużo, ale też stawka jest wysoka. Przed dwoma laty, podczas Euro we Francji w świat poszedł przekaz o tym, jak niebezpieczni mogą być rosyjscy kibice, którzy - znakomicie wyszkoleni i zorganizowani - starli się z Anglikami w Starym Porcie w Marsylii. Efekt był opłakany. Dlatego teraz władze robią wszystko, aby takie sceny się nie powtórzyły. Mają temu służyć również inne "zabezpieczenia". Kibice z wszystkich krajów, rosyjscy także, muszą np. wyrobić specjalny dokument - Fan ID, dzięki któremu zostają wpisani do bazy, gdzie już znajdują się informacje o wszelakich występkach i wykroczeniach nie tylko na trybunach. To oznacza, że każdy kibic, który był już na bakier z prawem, teraz nie zostanie wpuszczony na stadion. Przynajmniej w teorii, ale najpewniej również w praktyce. Świadczyć o tym może przypadek Aleksandra Szprygina - prezesa Ogólnorosyjskiego Stowarzyszenia Kibiców, któremu odmówiono przyznania Fan ID, bez podania przyczyny. Decyzję podjęła Federalna Służba Bezpieczeństwa. Gdy podczas Euro 2016 dochodziło do bijatyki w Marsylii z udziałem Rosjan i Anglików, Szprygin został deportowany. Wcześniej miał znakomite relacje z samym Władymirem Putinem, ale ta sielanka się skończyła. Szprygin obejrzy turniej w telewizji. - Pojadę sobie na mistrzostwa za cztery lata, do Kataru. Nikt mi nie zabroni kibicowania "Sbornej" - zapowiada szef kibiców.Gdy przed kilkoma dniami niemiecka stacja Deutsche Welle rozmawiała z Rosjaninem, mówił on, że środki bezpieczeństwa wobec kibiców są tak zaostrzone, iż jakiekolwiek masowe starcia chuliganów między sobą albo z policją są wykluczone. A nawet - że wielu rosyjskich fanów wyjedzie za granicę, aby na wszelki wypadek mieć alibi. To znak, że władze chcą mieć absolutnie wszystko pod kontrolą. Zaostrzone zasady bezpieczeństwa dotyczą wszystkich, bez wyjątku. Członkowie sztabu reprezentacji Polski przez pół godziny mają prześwietlany bagaż, zanim zawiozą go na trening. - Czy oni sądzą, że chcemy się sami wysadzić w powietrze? Przecież to ładujemy do własnego autokaru - usłyszeliśmy w Soczi.Nie ma wyjątków także w stosunku do dziennikarzy. Podczas Euro we Francji akredytacje do centrów prasowych reprezentacji wydawały krajowe federacje. Tutaj nawet nad tym pieczę sprawują Rosjanie i FIFA. Nikt niepowołany się nie prześliźnie. Remigiusz Półtorak, Michał Białoński z Soczi