W meczu rozegranym na narodowym stadionie Luksemburga piłkarze z Afryki mieli sporą przewagę, ale niewiele z tego wynikało. Choć w ekipie prowadzonej przez Aliou Cisse nie brakuje świetnych napastników, to do siatki nie trafił ani klubowy kolega Kamila Glika z AS Monaco Keita Balde, ani M'Baye Niang, czy po przerwie doświadczony Mame Biram Diouf. Żadnemu z nich nie udało się zaskoczyć najlepszego na boisku bramkarza gospodarzy Anthony'ego Morisa, który na co dzień występuje w spadkowiczu belgijskiej ekstraklasy, Mechelen. Senegalczycy grali w systemie 4-4-2. Na skrzydłach wystąpili Ismaila Sarr oraz Balde, a w przodzie: Niang i Moussa Konate. We wczorajszym meczu selekcjoner Cisse dał odpocząć swojej największej gwieździe Sadio Mane, który po finale Ligi Mistrzów przed tygodniem dostał więcej czasu na regenerację i dojście do siebie po długim oraz trudnym sezonie. Czwartkowe spotkanie oglądał na trybunach, gdzie nie brakowało skautów największych klubów, jak choćby Manchester United, Monaco czy Lens. Remis z Luksemburgiem, to już trzeci nierozstrzygnięty pojedynek naszego pierwszego rywala w grupie H podczas MŚ w Rosji. Wcześniej w marcu jedenastka z Afryki Zachodniej zremisowała w marokańskiej Casablance z Uzbekistanem 1-1, a kilka dni później z Bośnią i Hercegowiną 0-0. Teraz przed trenującym już od kilku dni we Francji Senegalczykami ostatnia potyczka przed pierwszym meczem mundialu z Polską w Moskwie 19 czerwca. Dokładnie za tydzień Senegalczycy, najpewniej już z Sadio Mane w wyjściowym zestawieniu, zmierzą się z Chorwacją na jej terenie. Potem już wyjazd do Rosji, gdzie "Lwy Terangi" zamierzają co najmniej wyrównać swoje osiągnięcie z premierowego startu w mistrzostwach świata z 2002 roku, kiedy to udało im się awansować do ćwierćfinałów. Na razie ich forma daleka jest jednak od mistrzowskiej. Michał Zichlarz