Przed meczem kibice obu reprezentacji nie mieli wątpliwości, że to właśnie ich drużyna w sobotni wieczór będzie zwycięska. Rozbieżności dotyczyły przede wszystkim wyniku. Grupa Chorwatów prognozowała wygraną ich drużyny 2-0, z kolei Rosjanie przewidywali zwycięstwo podopiecznych Stanisława Czerczesowa 1-0. Co ciekawe, żadna ze stron nie zakładała rozstrzygnięcia w rzutach karnych, choć oba zespoły w ten sposób awansowały do ćwierćfinału (Chorwaci po pokonaniu Duńczyków, a Rosjanie po sensacyjnym wyeliminowaniu Hiszpanów). A właśnie "jedenastki" były konieczne do wyłonienia zwycięzcy - po regulaminowym czasie gry było 1-1, a po dogrywce 2-2. W trakcie meczu na trybunach zdecydowaną przewagę mieli gospodarze. To głównie oni wypełnili stadion Fiszt w Soczi. Szał radości zapanował po efektownym strzale Denisa Czeryszewa w 31. minucie. Danijel Subaszić odprowadził piłkę wzrokiem, a na trybunach zapanowała wielka radość. To właśnie za bramką Chorwatów w pierwszej połowie znajdowali się kibice, którzy w akompaniamencie bębna byli najbardziej słyszalni. Zarówno na ulicach, jak i na stadionie najczęściej niosło się gromkie "Rasija, Rasija". Przed meczem i hymnami Rosjanie zaśpiewali najbardziej znaną rosyjską pieśń "Kalinka". Gospodarzy uciszył na chwilę w końcówce pierwszej połowy Andrej Kramarić, który wykorzystał dośrodkowanie Maria Mandżukicia i strzałem głową pokonał Igora Akinfiejewa. To był jeden z nielicznych momentów w trakcie tego meczu, kiedy słyszalni byli Chorwaci. Po przerwie nerwowo reagował i nawet przez chwilę nie siadał na ławce Czerczesow. Jego podopieczni słabo rozpoczęli bowiem drugą część meczu. Dlatego już dziewięć minut po wznowieniu gry zdecydował się wpuścić na boisko pomocnika Zenita Sankt Petersburg Aleksandra Jerochina. Były szkoleniowiec Legii Warszawa nie krył wściekłości, kiedy w 60. minucie Ivan Periszić trafił w słupek. Kolejne zmiany nie wpływały na poprawę gry gospodarzy, bo Chorwaci co chwila przypuszczali atak na bramkę Akinfiejewa. Towarzyszyły temu przeciągłe gwizdy z trybun. Doping dla gospodarzy wzmógł się w końcówce regulaminowego czasu gry, ale nie przyniósł on rozstrzygnięcia i zespoły przystąpiły do dogrywki. Właśnie wynikiem 1-1 kończyły się poprzednie spotkania obydwu drużyn. W 101. minucie radość wybuchła w sektorach zajmowanych przez Chorwatów, kiedy Domagoj Vida skierował piłkę do bramki głową. Na trybunie honorowej do gry wyskoczyła natomiast prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarovic, która oglądała mecz w towarzystwie m.in. prezydenta FIFA Gianniego Infantino. Przez całą drugą część dogrywki doping dla gospodarzy niemal nie ustępował. Przyczynił się do tego Czerczesow, który zachęcał do jeszcze większego wsparcia swojej drużyny, ale z każdą minutą jego twarz była coraz bardziej zafrasowana. W 115. minucie zapanowała taka euforia, jakiej jeszcze nie było podczas tego spotkania. Pochodzący z Brazylii Mario Fernendes najwyżej wyskoczył do dośrodkowania z rzutu rożnego i głową skierował piłkę do bramki. Czerczesow w geście triumfu uniósł w górę zaciśnięte pięści. W serii rzutów karnych Rosjanie liczyli przede wszystkim na bramkarza Akinfiejewa, który w rywalizacji z Hiszpanią obronił dwie "jedenastki". Skuteczny był przy strzale Matei Kovaczicia, ale wcześniej Subaszić dokonał tego samego przy uderzeniu Fiodora Smołowa. Z kolei Fernandes nie trafił w bramkę. Rosyjski bramkarz był bliski skutecznej interwencji przy strzale Luki Modricia, ale piłka ostatecznie wpadła do bramki. Gospodarze zamilkli, ale tylko na chwilę, po tym jak decydującego o awansie do półfinału karnego wykorzystał Ivan Rakitić. Na trybunach Chorwaci świętowali, a Rosjanie pocieszali swoich piłkarzy i dziękowali im za emocje na tym mundialu. To był ostatni mecz w Soczi na tych mistrzostwach. Z Soczi Marcin Cholewiński