- W przeszłości wątpiłem w Deschampsa. Miałem problem z tym, żeby zaakceptować jego sposób działania. Wydawał mi się zbyt twardy, zbyt dokładny. To bardzo stresujące, gdy wiesz, że jesteś tak obserwowany. Tak właśnie na niego patrzyłem - twierdzi Rami. I dodaje, że podczas tego turnieju wszystko się zmieniło. - Ogromnie go teraz cenię, bo bardzo dużo się nauczyłem. Po finale musiałem mu powiedzieć, co czuję. Jeśli kiedyś zostanę trenerem, na pewno skorzystam z tych doświadczeń. Rami przypomina też scenę sprzed dwóch lat, gdy podczas Euro’2016 przed półfinałem z Niemcami trener przyszedł do niego do pokoju i poinformował, że nie zagra. - Rozpłakałem się. Widział w jakim byłem stanie, ale powiedziałem mu: Trenerze, na kolacji będę się uśmiechał i jak zwykle będę robił kawały. Proszę nie myśleć, że to specjalnie, bo mam wszystko w nosie. Nie, to dlatego, żeby pokazać drużynie, że nie znoszę tego źle i żeby wysłać pozytywne sygnały. - Tamta decyzja była dla mnie ciosem, teraz nie było żadnych wątpliwości, widziałem, że nie mam szans, co defensywa Varane - Umtiti grała jak z nut - mówi Rami. Przypomnijmy, że podczas turnieju, po meczu z Argentyną, Rami stało się bohaterem ogromnego zamieszania, które wyszło na jaw dopiero po zakończeniu mundialu. Po powrocie z miasta w większej grupie, grał w swoim pokoju w popularną grę Fortnite, w swoim stylu, czyli "ze słuchawkami na uszach i nagi", gdy koledzy chcieli przedłużyć zabawę. Kiedy przyszli do jego pokoju, wyciągnął gaśnicę i... jej użył, powodując wielki dym, a w konsekwencji ewakuację całej drużyny; łącznie z trenerem Deschampsem w piżamie. Skończyło się jednak bez żadnych poważnych konsekwencji. Do rytualnych nawyków podczas mundialu doszło natomiast z... dotykaniem jego delikatnie podkręconych wąsów. Koledzy uznali to za dobry omen, niemal tak samo jak przed 20 laty - gdy Francuzi zdobywali mistrzostwo po raz pierwszy - słynne całowanie łysej głowy Fabiena Bartheza przez Laurenta Blanka. RP