Ż jak żenująca końcówka (z Japonią) Nikt tego nie reżyserował, ale wyszło słabo. Ostatnie minuty meczu Polski z Japonią w Wołgogradzie wyglądały dość kuriozalnie, gdy Japończycy... cieszyli się z porażki i leniwie wymieniali między sobą piłkę, nawet nie udając, że chcą jeszcze zaatakować. Wynik 0-1 dawał im awans kosztem Senegalu. Biało-Czerwoni dostosowali się do takiego poziomu i też nie udawali, że chcą im odebrać piłkę, narażając się na potężne gwizdy na stadionie. Problem w tym, że Kuba Błaszczykowski czekał na zmianę dającą mu 101. występ narodowych barwach i się nie doczekał, bo nawet gdy Grosicki upadł na boisko, chcąc zmusić sędziego do reakcji, ten... zakończył mecz. Tak oto w dość nieoczekiwany sposób historia zatoczyła koło, bo skorzystali na tym również Kolumbijczycy, którzy podobnie zachowywali się na zakończenie eliminacji do mundialu. Wtedy remis z Peru dawał awans obu zespołom, więc nikt się nie przemęczał. Ale największy paradoks jest jeszcze gdzie indziej. Japończycy - mając tyle samo punktów i taki sam stosunek bramek jak Senegal - awansowali do drugiej rundy dzięki zasadom... fair play. Z jak zamknięcie się (w hotelu) Trening, lotnisko, mecz. Czasem konferencja. Trening, lotnisko, mecz. I tak w kółko przez ponad dwa tygodnie. Polscy piłkarze mieli pobyt w idealnych warunkach, więc nie chcieli, aby ktokolwiek zakłócał im błogi czas. I zamknęli się w hotelu. Różnica z La Baule sprzed dwóch lat? Ogromna, mimo że też nad brzegiem morza i też z pięknymi widokami. Tam jednak nikt się nie krygował, gdy można było wyjść na miasto, na plażę albo pojeździć rowerem. Idealnym dopełnieniem nastawienia piłkarzy w Rosji do otoczenia niech będzie dość kuriozalna sytuacja, gdy na pomoc za ich rzekome nagabywanie został wezwany ochroniarz. Szybko rozeszło się po kościach, ale zdziwienie pozostało. W jak Wołgograd Co tu ukrywać - było gorąco. Bardzo gorąco. Dosłownie i w przenośni. W takich warunkach kadrowicze dawno nie grali. 37 stopni Celsjusza (!), a do tego ogromna presja, bo przecież zakończenie mundialu bez żadnego punktu - to byłby dopiero wstyd. Miasto, które przeszło do historii dzięki wielkiej bitwie podczas II wojny światowej okazało się jednak dla nas szczęśliwe. Nawet jeśli zwycięstwo z Japonią do historii polskiej piłki na pewno nie przejdzie. Nie ma się czym aż tak bardzo chwalić. U jak upadek Po dobrym Euro, zakończonym trochę pechowo w ćwierćfinale, mundial miał być ukoronowaniem tego pokolenia piłkarzy. Największą imprezą, na której świat znowu usłyszy o polskiej piłce. W końcu miejsce w najlepszej dziesiątce rankingu FIFA, choć można mieć do niego wiele wątpliwości, też do czegoś zobowiązuje! A jednak znowu się nie udało. Dlatego ten upadek, z wyższego konia niż na poprzednich mundialach, jest bardziej bolesny. T jak taktyka Adam Nawałka namieszał. I to solidnie. Pierwszy mecz kadra zaczęła z czterema obrońcami, by w II połowie z Senegalem przejść na system z trójką w obronie. Przeciwko Kolumbii znów zagrało trzech środkowych defensorów, by z Japonią wrócić do najbardziej klasycznego ustawienia, czwórką z tyłu. Selekcjoner wprowadził więc w życie wszystkie testowane schematy, wykorzystując do tego 21 (!) graczy, ale - nomen omen - taktycznie nie było to najlepsze rozwiązanie. Błąd? Selekcjoner tak nie uważa. "Nie pogubiłem się", mówił stanowczo po ostatnim meczu. Taktyka obrony własnych decyzji też jest ważna. S jak Soczi Nie ukrywajmy, trochę się dziwiliśmy. Powietrze w Soczi, w polskiej bazie treningowej oddalonej nieco od centrum w głąb lądu, nie pozwalało na szaleństwa. Trudno się oddychało. A co dopiero trenować w porze, kiedy termometry rozgrzewały się do czerwoności. Sztab reprezentacji chyba też doszedł do takich wniosków, bo treningi z godzin dopołudniowych były przenoszone na późne popołudnie. Dziwiliśmy się jeszcze bardziej po wizycie w bazie Brazylijczyków, tuż przy morzu. Warunki bez porównania lepsze. Z czasem okazało się, że naszą bazą interesowali się już wcześniej Anglicy, ale po zasięgnięciu opinii zrezygnowali. Ciekawe, z jakiego powodu? Aż chciałoby się powiedzieć: Sorry, taki jest tam klimat... R jak rewolucja Takiego Nawałki nie znaliśmy. Zwykle ułożony, nie lubiący drastycznych zmian, nagle zdecydował się na rozwiązania, które można nazwać rewolucyjnymi. W pierwszym meczu zrezygnował z drugiego defensywnego pomocnika, choć nigdy wcześniej takiego ryzyka nie podejmował. W drugim wymienił czterech zawodników w podstawowej jedenastce, w trzecim - pięciu! Ostatecznie wyszło na to, że im więcej zmian, tym lepszy wynik... Ale dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że w tym szaleństwie była jakaś metoda. Wręcz przeciwnie. P jak podziękowanie (kibicom) To jeden z najbardziej przejmujących momentów na tym mundialu. Może dlatego, że wyszło bardzo spontanicznie. Na konferencji przed meczem z Japonią, gdy już wiadomo było, że jest "pozamiatane" i chodzi jedynie o zachowanie honoru i pozostawienie lepszego wrażenia, głos zabrał Kuba Błaszczykowski. "Dziękujemy kibicom za doping. Za to, że okazywali nam wsparcie w trudnych momentach i dopingowali przez te wszystkie lata, gdy stworzyliśmy coś fajnego. Jesteśmy rozgoryczeni, ale od czasu do czasu warto też wspomnieć te lepsze momenty. Dziękujemy". Przynajmniej to było pożegnanie z klasą. O jak "Ole" To z kolei był jeden z najbardziej przykrych momentów. Pod koniec spotkania z Kolumbią, gdy rywale wymieniali między sobą piłkę na oczach bezradnych Polaków, z trybun rozlegało się gromkie "ole" po każdym przyjęciu. Akurat o tym chcemy jak najszybciej zapomnieć. Moglibyśmy też zwrócić uwagę na O jak "optymalne przygotowanie do meczu", czyli frazę używaną przez selekcjonera przed dwoma meczami (z Senegalem i Kolumbią) zakończonymi wiadomo jak. Ale już sobie darujemy. N jak nic nowego Miało być inaczej. Zdecydowanie lepiej. Ale tradycji znowu stało się zadość. Tak samo jak na mistrzostwach świata w Korei w 2002 roku oraz cztery lata później w Niemczech scenariusz powtórzył się co do joty. Dwie porażki na początek okraszone dodatkowo słabą grą i częściowe odkupienie win w trzecim spotkaniu, które jednak nikogo nie zadowoliło. Parafrazując słynną książkę Remarque’a, na mundialu z udziałem Polaków bez zmian. Niezależnie do tego, czy jest rozgrywany na Wschodzie, na Dalekim Wschodzie czy na Zachodzie. M jak marzenia (niespełnione) Miał je każdy z piłkarzy. Wielu głośno o nich mówiło. Wyjazd na mistrzostwa świata, być może pierwszy i ostatni raz w życiu (dla niektórych na pewno) miał być ukoronowaniem ponadczteroletniej pracy z obecnym selekcjonerem. "Nie mamy dzisiaj żadnych argumentów, bo nie osiągnęliśmy celu, jakim był dobry występ na mistrzostwach świata. Nie jest nam z tym łatwo, nasze marzenia też zostały zaprzepaszczone", przyznawał krytycznie Kuba Błaszczykowski. "Chcieliśmy spełniać swoje marzenia, a wyszło niezwykle słabo", dodawał Piotr Zieliński. L jak liderzy To oni zawiedli najbardziej. Ci, którzy przez ostatnie lata byli kluczowymi postaciami i na których można było liczyć w trudnych momentach. Mieli poprowadzić kadrę do sukcesu, a wypadli najsłabiej. Lewandowski był cieniem samego siebie, Krychowiak w niczym nie przypominał zawodnika z Euro. Ten drugi próbował wprawdzie zagrzewać drużynę do boju w przerwie spotkania z Kolumbią, jeszcze przed wyjściem na murawę, potem przed pierwszym gwizdkiem z Japonią w swoim stylu tłumaczył Bednarkowi i Zielińskiemu jak trzeba grać. Ale problem w tym, że potem nie dał już żadnego przykładu dobrą grą. A mówiąc bardziej dosadnie - parzyła go piłka. "Nie będę na gorąco oceniał ani swojej gry, ani całego zespołu. Pojadę na wakacje, zresetuję się kompletnie i będę się zastanawiał, czemu ten turniej nie wyszedł nam tak jak we Francji", powiedział nam po ostatnim meczu. K jak kapitan To pewnie najbardziej uderzająca zmiana porównaniu z eliminacjami do mundialu. Wtedy Robert Lewandowski był kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Liderem, który potrafi podnieść drużynę w trudnym momencie. Jak w spotkaniach z Armenią albo Czarnogórą. W Rosji nawet się nie zbliżył do tego poziomu, nie miał (żadnego) wpływu na drużynę, a symbolicznym podsumowaniem występu niech będzie idealna okazja, którą zmarnował w meczu z Japonią po podaniu Grosickiego. Lewandowski, którego znaliśmy wcześniej, wykorzystałby to z zamkniętymi oczyma. Ale i tak musimy przyznać, że najbardziej zaskoczyło nas co innego. Kapitan, który przed meczem z Senegalem długo chodził po hotelu z telefonem przy uchu i to akurat w czasie, gdy rywalizację na mundialu zaczynał Leo Messi. J jak "Jedźcie z nami równo" i "Ja pier...lę" Po fatalnym występie z Senegalem do dziennikarzy wyszedł prezes Boniek, wziął wszystko na klatę i "pojechał" po całości: "Jesteśmy przygotowani na waszą krytykę. Mocną i twardą. "Jeźdźcie" z nami równo! Im więcej "jedziecie", tym lepsza jest reakcja. Jako piłkarz też to lubiłem", mówił, dodając pół żartem, pół serio: "Tylko pamiętajcie - my to widzimy i zapamiętamy!". Zabrzmiało groźnie, szkoda tyko, że reakcja była odwrotna do zamierzonej. Drugi cytat, który przejdzie do historii z tych mistrzostw jest autorstwa Kamila Grosickiego. Kamery telewizyjne wychwyciły jego rozczarowanie, gdy bramkarz Kawashima znakomicie obronił jego strzał głową, ale też słowa, które przy okazji padły: "Ja pier...lę!". To najkrótsze i być może najlepsze podsumowanie mundialu w wykonaniu polskich zawodników. I jak impreza Na turnieju w Rosji, gdy już wiadomo było, że drużyna wraca do domu po fazie grupowej, wyszło na jaw, iż podczas zgrupowania w Arłamowie trener Nawałka pozwolił piłkarzom na... odreagowanie. W praktyce oznaczało to imprezę przy paru piwach. Jako pierwszy otwarcie powiedział o tym Kamil Glik. "Słyszałem tak niestworzone historie, że rzekomo nabawiłem się kontuzji, bo się wywróciłem, będąc pijanym! Jest mi po ludzku smutno, że ktoś może rozpowiadać coś takiego", mówił obrońca. Tymczasem kadra po raz kolejny się przekonała, że gdy nie ma wyników, krytyka przychodzi z każdej strony. H jak honor Na szczęście znowu został ocalony. I dobrze, że przez Jana Bednarka - strzelca jedynego gola z Japonią - zawodnika, który już niedługo powinien stanowić o sile "nowej" reprezentacji Polski. A przynajmniej mamy nadzieję, że tak będzie. G jak Glik To, czego dokonał przez ostatnie trzy tygodnie - kurując kontuzjowany bark i przygotowując się do mundialu w beznadziejnej sytuacji - z pewnością przejdzie do historii. Nieprzypadkowo jest nazywany twardzielem jakich mało. Już się nie dowiemy, czy obrona z nim spisałaby się o wiele lepiej w starciu z Senegalem i przede wszystkim z Kolumbią. W tym drugim meczu miał realną szansę, aby zagrać więcej niż tylko w końcowych minutach. A o tym, że potrafi dać drużynie więcej pewności z tyłu, przekonał ostatecznie w trzecim meczu. Z jego błyskawicznego powrotu na boisku powinna być zadowolona przede wszystkim żona. Kamil dwa razy podkreślał publicznie, że gdyby nie ona, w Rosji by go nie było. F jak Fabiański Dlaczego trener Nawałka nie postawił od razu na Fabiańskiego, tylko na Szczęsnego, który wyraźnie do wielkich imprez nie ma szczęścia? To pozostanie już tajemnica selekcjonera. Nowy bramkarz West Hamu może mieć za to satysfakcję, że znowu spisał się bez zarzutu i gdy już dostał szansę, pokazał, że można na niego liczyć. Mała pociecha osobista, ale dobre i to. E jak emocje związane z mundialem Przedawkowane podobno niosą ryzyko przedwczesnego zgonu, ale w Rosji obserwujemy głównie te pozytywne. Nawet wobec porażki reprezentacji Adama Nawałki, warto było tłuc się te tysiące kilometrów do Soczi, Moskwy, Kazania i Wołgogradu, by z tłumami "Biało-Czerwonych" przeżywać piękne chwile. Niekoniecznie związane z meczem, stadionem. Polscy kibice potrafili dostarczać emocji także w głównych punktach miast wspólną, kulturalną, głośną, zgraną zabawą. Kolumbijczycy i Rosjanie mogli się od nich tylko uczyć i podziwiać. - Nikt nie potrafi tak się bawić dopingiem, jak robią to wasi kibice - powiedzieli nam fani Sparaka Moskwa, którzy pracowali na Otkrytie Arenie, przy zabezpieczeniu spotkania Polska - Senegal. D jak detale O tym, jak detale są ważne, selekcjoner starał się przekonywać nie raz. Dlatego rzut oka na jeden drobny szczegół w czasie meczu z Japonią przywołał dawne obrazki. W niemożebnym upale Japończycy mieli przygotowane butelki z wodą, porozrzucane przy linii przed ławką rezerwowych, po naszej stronie nic takiego nie było. A przecież pamiętamy, jak Nawałka zwracał uwagę dwa lata temu we Francji, żeby nawet karimaty rozkładać przed seriami rzutów karnych. Niby detal, ale z wielu takich drobnostek jest utkany sukces. C jak Cisse Nie będziemy tego ukrywać. Trener Senegalu Aliou Cisse zrobił na nas duże wrażenie. Nie tylko spokojem i rzeczowymi odpowiedziami na pytania, ale przede wszystkim rozpracowaniem polskiej ekipy. A przecież to my mieliśmy wiedzieć wszystko o rywalach. B jak bilety Aby zdobyć wejściówkę na Senegal, trzeba było mieć furę szczęścia. Na Kolumbię - też dużo, ale trochę mniej. Przed stadionem w Kazaniu oferowano nam bilety dobrej kategorii po cenie nominalnej, czyli 210 euro. Do Wołgogradu już nie wszyscy się wybrali - bo drogo i bez szans na awans - więc na trybunach było dużo wolnych miejsc. Jednak generalnie, polscy kibice spisali się na medal. Przynajmniej oni. A jak Anna Lewandowska Żona Roberta przyjechała do Soczi, wspierać go w trudnych chwilach, podobnie jak Marta Glik swojego Kamila. Panie oczywiście nie mogły zamieszkać w hotelu na tych piętrach, które zostały zarezerwowane dla kadry. W sumie ich wizyta udała się połowicznie. Kamil dostał trochę nowej energii, która przybliżyła go do składu. Robert nie odblokował się już do końca mundialu. Remigiusz Półtorak, Michał Białoński i Rafał Walerowski z Rosji